I rozmawiali po świt nad lasem
Jakby się znali - szczerze i miło
Aż pomyślała dziewczyna z czasem
Że z tym odmieńcem dobrze jej było
Kiedy przysnęła z nadmiaru wrażeń
On bezpieczeństwa snu jej pilnował
Gdy sen zawładnął też gospodarzem
Dziewczyna wstała wyszła bez słowa
Zakryła zorzę dłoń mgły porannej
Drogi spowiła oparem gęstym
Znikąd wychynął cień straszny nagle
Szukającego ofiar mordercy
Cudem zdołała umknąć dziewczyna
Nie wiedząc nawet jak to się stało
Do puszczy więcej nie powróciła
A o zabójcy już nie słyszano
* * *
Kiedy się zbudził jej już nie było
Gotów był uznać za sen ją nawet
Jednak popędził w ślad za dziewczyną
Czując że spotkał z nią się na jawie
Dobiegł gdy miała umrzeć za moment
W dosięgających ją chorych łapach
Szybszy był ... wkrótce członki rzucone
W las wilki zjadły wciągnęły bagna
Próżno przed sobą w głuszę uciekał
Naiwnie widział się wyleczonym
Los wszędzie znaleźć umie człowieka
Zbudzić uśpione kiedyś demony
2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz