Czy to zawsze tak być musi
Że się z nikim nie udaje?
Miłość nadziejami kusi
A zawody wciąż te same
Piękny ból niewzajemności
Gdy się skończy i zabliźni
Kiedy stale w sercu gości
Najmroczniejsze wabi myśli
Starczy - zbyt to długo trwało
Już nie będzie co być mogło
Ślepa wiara to zbyt mało
Ta ostatnią była wojną
Pada słaby punkt oporu
Lecz do końca wolny jestem
Śmierć ratunkiem dla honoru
Martwym będę lecz nie jeńcem
* * *
Skąd się wzięłaś wtedy właśnie
Kiedy los się miał dopełnić?
Zamieniałaś noce w baśnie
Sens wróciłaś gestem jednym
Wyleczone myśli chore
Broń złożona u stóp twoich
Sam oddaję się w niewolę
Tej co blizny sobą goi
Nierealnie jakże piękna
Mgła poranna ponad łąką
Już niczego się nie lękam
Kiedy mogę ciebie dotknąć
W tobie siebie sam wypełniam
Ty spełnieniem jesteś samym
Zastąpiła pustkę pełnia
Z dwojga jeden jest organizm
W szorstkość twardokrawędzistą
Wniosłaś pulchność miękkomleczną
Już nie śmierć lecz wspólna przyszłość
Nie kres marny ale wieczność
* * *
Jeszcze jedna szczęścia chwila
Konwulsyjny szczyt uniesień
Gdzieś się złuda zagubiła
Z żywej wiosny - późna jesień
Chory umysł stygnie z wolna
Krew tężeje w zimnych żyłach
Pora odejść - nikt nie woła
A przed chwilą jeszcze była
Dzięki pani ci najsłodsza
Za łaskawy gest litości
Że w przeprawie mi pomogłaś
Tym złudzeniem realności
1812
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz