Kosztowne stadiony
Gdy na leki nie ma
W lotniskach miliony
Mieszkań nie potrzeba
Podróbką autostrad
Nigdzie nie dojadą
Cwanym szmal się dostał
A głupiemu radość
Dla władzy splendory
Igrzyska dla plebsu
W korporacjach zbiory
Zyski czuć w powietrzu
Próżniak szuka flesza
Premie dla kolesi
Pismak w główkach miesza
A głupi się cieszy
Rodzimej drużynie
Co gra dla milionów
Noga się powinie
Trzy gry i do domu
Z dziwkami w hotelu
Bal na pożegnanie
Z rozpaczy głupiemu
Upić się zostanie
Hej biało-czerwoni
Frajer wszystko kupi
Szmal zarobią oni
Odchorują głupi
Że święto wam mówią
Jednak dla tych tylko
Co zarobią dupą
Lub na waszym tyłku
2012
"Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate"
„Okręt mój płynie dalej – pod prąd,
Serce, choć popękane, bić chce,
Nie ma cię i nie było – jest noc,
Nie ma mnie i nie było – jest dzień”
parafraza: KAT
poniedziałek, 30 kwietnia 2012
niedziela, 29 kwietnia 2012
Krzykiem żurawi
Patrzę ci w oczy
Nic o miłości
Tobie nie mówię
Długo już
Deszczem ci nocnym
Opowiem o tym
Ty liści szumem
Do mnie mów
Kluczem wołam
Ci żurawi -
Kocham cię
Wiatr od czoła
Mnie poprawi -
Kocham cię
Jak kwiatów wiośnie
Słów nie brak wcale
Lecz wypowiedzieć
Nie ma jak
Że wśród błyskotek
Które kochałem
Księżyca lśnienie
Ma twój blask
Kluczem wołam
Ci żurawi -
Kocham cię
Wiatr od czoła
Mnie poprawi -
Kocham cię
Niech wiatry deszcze
Krzyk stad nad głową
Miłosną będzie
Naszą rozmową
2012
swobodne tłumaczenie z: Vitas
Nic o miłości
Tobie nie mówię
Długo już
Deszczem ci nocnym
Opowiem o tym
Ty liści szumem
Do mnie mów
Kluczem wołam
Ci żurawi -
Kocham cię
Wiatr od czoła
Mnie poprawi -
Kocham cię
Jak kwiatów wiośnie
Słów nie brak wcale
Lecz wypowiedzieć
Nie ma jak
Że wśród błyskotek
Które kochałem
Księżyca lśnienie
Ma twój blask
Kluczem wołam
Ci żurawi -
Kocham cię
Wiatr od czoła
Mnie poprawi -
Kocham cię
Niech wiatry deszcze
Krzyk stad nad głową
Miłosną będzie
Naszą rozmową
2012
swobodne tłumaczenie z: Vitas
sobota, 28 kwietnia 2012
Mandatum novum
Żadnych nagród rąk uścisków
Zero blichtru póz gwiazdorskich
Krygowania fleszy błysków
Podziękowań i sztuczności
Precz z kółkami adoracji
Kolesiostwem i poklaskiem
Tłustym ryjom nie dać szansy
By jaśnieli cudzym blaskiem
Szlaban samouwielbieniu
Złudnej sławy nimbom próżnym
Być trybikiem jednym z wielu
Który wspólnej sprawie służy
Kiedy wokół świństwa wiele
Nie posiada zwykle ojca
Trzeba istnieć w swoim dziele
Samym w cieniu zaś pozostać
2012
Zero blichtru póz gwiazdorskich
Krygowania fleszy błysków
Podziękowań i sztuczności
Precz z kółkami adoracji
Kolesiostwem i poklaskiem
Tłustym ryjom nie dać szansy
By jaśnieli cudzym blaskiem
Szlaban samouwielbieniu
Złudnej sławy nimbom próżnym
Być trybikiem jednym z wielu
Który wspólnej sprawie służy
Kiedy wokół świństwa wiele
Nie posiada zwykle ojca
Trzeba istnieć w swoim dziele
Samym w cieniu zaś pozostać
2012
piątek, 27 kwietnia 2012
Chińskim przyjaciołom
Pod sztandarem robotniczym
Wyzysk nowej burżuazji
Prawa ludzi dla was niczym
Demokracja rodem z Azji
Uśmiech który nic nie znaczy
Bo szmal tylko ma znaczenie
Zysk chociażby był łajdaczy
Jest najlepszym przyjacielem
My byliśmy solidarni
Dziś bogaci się nieliczny
Los milionów też jest marny
I nikt z nimi się nie liczy
Więcej łączy nas niż dzieli
Naszym wspólnym bogiem pieniądz
Pora zewrzeć więc szeregi
Niech kapitał rządzi ziemią
W interesów imię wspólnych
Niech obłuda nas prowadzi
Biały z żółtym będzie równy
Jeśli geszeft się opłaci
Nie okupant nie ciemięzca
A przyjaciel wielki z Azji
Prawdy złotu równy ciężar
Cóż tam Tybet teraz znaczy
Obyś żył w ciekawych czasach
Właśnie takie teraz przyszły
Z wszystkich krajów tego świata
Łączcie się kapitaliści
2012
Wyzysk nowej burżuazji
Prawa ludzi dla was niczym
Demokracja rodem z Azji
Uśmiech który nic nie znaczy
Bo szmal tylko ma znaczenie
Zysk chociażby był łajdaczy
Jest najlepszym przyjacielem
My byliśmy solidarni
Dziś bogaci się nieliczny
Los milionów też jest marny
I nikt z nimi się nie liczy
Więcej łączy nas niż dzieli
Naszym wspólnym bogiem pieniądz
Pora zewrzeć więc szeregi
Niech kapitał rządzi ziemią
W interesów imię wspólnych
Niech obłuda nas prowadzi
Biały z żółtym będzie równy
Jeśli geszeft się opłaci
Nie okupant nie ciemięzca
A przyjaciel wielki z Azji
Prawdy złotu równy ciężar
Cóż tam Tybet teraz znaczy
Obyś żył w ciekawych czasach
Właśnie takie teraz przyszły
Z wszystkich krajów tego świata
Łączcie się kapitaliści
2012
czwartek, 26 kwietnia 2012
Powrót mordercy cz. 2
I rozmawiali po świt nad lasem
Jakby się znali - szczerze i miło
Aż pomyślała dziewczyna z czasem
Że z tym odmieńcem dobrze jej było
Kiedy przysnęła z nadmiaru wrażeń
On bezpieczeństwa snu jej pilnował
Gdy sen zawładnął też gospodarzem
Dziewczyna wstała wyszła bez słowa
Zakryła zorzę dłoń mgły porannej
Drogi spowiła oparem gęstym
Znikąd wychynął cień straszny nagle
Szukającego ofiar mordercy
Cudem zdołała umknąć dziewczyna
Nie wiedząc nawet jak to się stało
Do puszczy więcej nie powróciła
A o zabójcy już nie słyszano
* * *
Kiedy się zbudził jej już nie było
Gotów był uznać za sen ją nawet
Jednak popędził w ślad za dziewczyną
Czując że spotkał z nią się na jawie
Dobiegł gdy miała umrzeć za moment
W dosięgających ją chorych łapach
Szybszy był ... wkrótce członki rzucone
W las wilki zjadły wciągnęły bagna
Próżno przed sobą w głuszę uciekał
Naiwnie widział się wyleczonym
Los wszędzie znaleźć umie człowieka
Zbudzić uśpione kiedyś demony
2012
Jakby się znali - szczerze i miło
Aż pomyślała dziewczyna z czasem
Że z tym odmieńcem dobrze jej było
Kiedy przysnęła z nadmiaru wrażeń
On bezpieczeństwa snu jej pilnował
Gdy sen zawładnął też gospodarzem
Dziewczyna wstała wyszła bez słowa
Zakryła zorzę dłoń mgły porannej
Drogi spowiła oparem gęstym
Znikąd wychynął cień straszny nagle
Szukającego ofiar mordercy
Cudem zdołała umknąć dziewczyna
Nie wiedząc nawet jak to się stało
Do puszczy więcej nie powróciła
A o zabójcy już nie słyszano
* * *
Kiedy się zbudził jej już nie było
Gotów był uznać za sen ją nawet
Jednak popędził w ślad za dziewczyną
Czując że spotkał z nią się na jawie
Dobiegł gdy miała umrzeć za moment
W dosięgających ją chorych łapach
Szybszy był ... wkrótce członki rzucone
W las wilki zjadły wciągnęły bagna
Próżno przed sobą w głuszę uciekał
Naiwnie widział się wyleczonym
Los wszędzie znaleźć umie człowieka
Zbudzić uśpione kiedyś demony
2012
środa, 25 kwietnia 2012
Powrót mordercy cz. 1
Dlaczego w głuszę od wszystkich uciekł
Wśród lasów ukrył się w samotności?
Czym tak boleśnie skrzywdzili ludzie
Że go ustronie leczy z przeszłości?
Kiedy ktoś znalazł w pobliżu ciało
Kiedy zniknęło kilku bez wieści
Gdy ktoś znów umknął przed cieniem cało
Straszne się po wsiach słuchy rozeszły
Dziewczyna która zabójstwa nocne
Wiązała z jego się pojawieniem
Że serce miała odwagą mocne
W las sama poszła po wyjaśnienie
Kluczyła cicho między drzewami
W archipelagu kęp olsu grzęzła
Aż księżyc nocną wartę wystawił
Wiodąc dziewczynę w nieznane miejsca
Złowrogie sowy pohukiwanie
Wróciło pamięć o mateczniku
Gdzie wielki niedźwiedź jest puszczy panem
A wilk poluje na nieszczęśników
Lęk młode serce drżeniem nawiedził
Kiedy ujrzała kryjówkę mroczną
Wtem zbieg ponury stanął naprzeciw
Do swojej chaty dziewczynę prosząc
Nie wiedząc czego bardziej się lęka -
Czy zwierząt dzikich czy rąk zabójcy
Zemdlała - on ją poniósł na rękach
Położył w chacie po czym ocucił
2012
Wśród lasów ukrył się w samotności?
Czym tak boleśnie skrzywdzili ludzie
Że go ustronie leczy z przeszłości?
Kiedy ktoś znalazł w pobliżu ciało
Kiedy zniknęło kilku bez wieści
Gdy ktoś znów umknął przed cieniem cało
Straszne się po wsiach słuchy rozeszły
Dziewczyna która zabójstwa nocne
Wiązała z jego się pojawieniem
Że serce miała odwagą mocne
W las sama poszła po wyjaśnienie
Kluczyła cicho między drzewami
W archipelagu kęp olsu grzęzła
Aż księżyc nocną wartę wystawił
Wiodąc dziewczynę w nieznane miejsca
Złowrogie sowy pohukiwanie
Wróciło pamięć o mateczniku
Gdzie wielki niedźwiedź jest puszczy panem
A wilk poluje na nieszczęśników
Lęk młode serce drżeniem nawiedził
Kiedy ujrzała kryjówkę mroczną
Wtem zbieg ponury stanął naprzeciw
Do swojej chaty dziewczynę prosząc
Nie wiedząc czego bardziej się lęka -
Czy zwierząt dzikich czy rąk zabójcy
Zemdlała - on ją poniósł na rękach
Położył w chacie po czym ocucił
2012
wtorek, 24 kwietnia 2012
Mgła na oczeretach
Dzień umiera na mokradłach
Uwalniając siwą duszę
Woda jemu ciepło skradła
Wieczór chłodem tnie podbrzusze
Oczy gasną ginie obraz
Rozmazane wokół wszystko
Tylko śmierć tu można spotkać
Chmury spadły w trzęsawisko
Walczę z bagnem po omacku
Próżno dłonią wkoło macam
Nie doczekam słońca blasku
Lecz za późno już by wracać
Zło od świata mnie odcina
Rozpyloną wszędzie wodą
Pora mi się tu zatrzymać
Tak bym chciał umierać z tobą
Odebrała najpierw ciebie
Teraz całą świata postać
Niebo ziemia gdzie są - nie wiem
Sam tak muszę już pozostać
I rozpoznać nie potrafię
Krzyku w lepkim jej tumanie
Czy wzywają noc żurawie
Czy to twoje jest wołanie
2012
Uwalniając siwą duszę
Woda jemu ciepło skradła
Wieczór chłodem tnie podbrzusze
Oczy gasną ginie obraz
Rozmazane wokół wszystko
Tylko śmierć tu można spotkać
Chmury spadły w trzęsawisko
Walczę z bagnem po omacku
Próżno dłonią wkoło macam
Nie doczekam słońca blasku
Lecz za późno już by wracać
Zło od świata mnie odcina
Rozpyloną wszędzie wodą
Pora mi się tu zatrzymać
Tak bym chciał umierać z tobą
Odebrała najpierw ciebie
Teraz całą świata postać
Niebo ziemia gdzie są - nie wiem
Sam tak muszę już pozostać
I rozpoznać nie potrafię
Krzyku w lepkim jej tumanie
Czy wzywają noc żurawie
Czy to twoje jest wołanie
2012
poniedziałek, 23 kwietnia 2012
Duszpasterz wielbłądów
Nic się nie bój biznesmenie
Że już smoły wrą piekielne
Ksiądz załatwi odkupienie
Zwiększy ucho ci igielne
Gdy cię gryzie coś od środka
Gdy się zbiera na rzyganie
Z duszpasterzem swym się spotkaj
Niezawodny lek dostaniesz
Jakiś ochłap biednym rzucisz
I poczujesz wnet się lepiej
Dobry nastrój szybko wróci
Ksiądz po plecach cię poklepie
Chciwość on usprawiedliwi
Kreatywnym chęcią bycia
Tylko komuch napastliwy
W pomaganiu fałsz by widział
Takim wielkim widzi siebie
Ksiądz jałmużny rozdawaniem
Jakby miejsce kupił w niebie
Ziemskich nagród pragnąc za nie
Bo ubogim rzucił kostkę
Aby wdzięczni ją obgryźli
Chciałby być lewicy wodzem
By się chamstwu bunt nie przyśnił
Z walki klas kler zysku nie ma
I z bogatych odchudzania
Stąd by biednym dawać ściema
Byle tylko szmal naganiać
Niech się pajac śmieszny chełpi
Że z systemu uszczknąć zdoła
Lecz naprawdę ten jest wielki
Kto wbrew wiatrom w puszczy woła
2012
Że już smoły wrą piekielne
Ksiądz załatwi odkupienie
Zwiększy ucho ci igielne
Gdy cię gryzie coś od środka
Gdy się zbiera na rzyganie
Z duszpasterzem swym się spotkaj
Niezawodny lek dostaniesz
Jakiś ochłap biednym rzucisz
I poczujesz wnet się lepiej
Dobry nastrój szybko wróci
Ksiądz po plecach cię poklepie
Chciwość on usprawiedliwi
Kreatywnym chęcią bycia
Tylko komuch napastliwy
W pomaganiu fałsz by widział
Takim wielkim widzi siebie
Ksiądz jałmużny rozdawaniem
Jakby miejsce kupił w niebie
Ziemskich nagród pragnąc za nie
Bo ubogim rzucił kostkę
Aby wdzięczni ją obgryźli
Chciałby być lewicy wodzem
By się chamstwu bunt nie przyśnił
Z walki klas kler zysku nie ma
I z bogatych odchudzania
Stąd by biednym dawać ściema
Byle tylko szmal naganiać
Niech się pajac śmieszny chełpi
Że z systemu uszczknąć zdoła
Lecz naprawdę ten jest wielki
Kto wbrew wiatrom w puszczy woła
2012
niedziela, 22 kwietnia 2012
Wichrowe wzgórze
Dni spokoju dawno przeszły
Cichy ogród u stóp skarpy
Osłonięty od stron wietrznych
Skrawek słońca w pamięć wtarty
Tutaj zawsze wichry wieją
Wymieniając tylko strony
Komin wyje beznadzieją
Ludziom wiecznie przygnębionym
Chłód obrzydza wszystkie pory
Krok osłabia, kuli postać
Nawet zdrowy tu jest chory
Byle w domu dłużej zostać
Ten co zmarszczki na staw kładzie
Piaskiem oczu łzawość zmienia
Siłę ma by zmarszczyć twarze
Przywiewając ból wspomnienia
2012
Cichy ogród u stóp skarpy
Osłonięty od stron wietrznych
Skrawek słońca w pamięć wtarty
Tutaj zawsze wichry wieją
Wymieniając tylko strony
Komin wyje beznadzieją
Ludziom wiecznie przygnębionym
Chłód obrzydza wszystkie pory
Krok osłabia, kuli postać
Nawet zdrowy tu jest chory
Byle w domu dłużej zostać
Ten co zmarszczki na staw kładzie
Piaskiem oczu łzawość zmienia
Siłę ma by zmarszczyć twarze
Przywiewając ból wspomnienia
2012
sobota, 21 kwietnia 2012
Niezachłanni
Na co ziemi nam tej skarby
Na co włości i majątki
Nie możemy być zachłanni
Lecz w ubóstwie w pełni wolni
Niech nas żywi własna praca
Doskonalmy się w modlitwie
Pan od chciwych się odwraca
Każąc przejść przez ucho w igle
Ci co widzą tu majątki
Jako świętość niezbywalną
Niech popatrzą na początki
Kiedy lud się do nas garnął
My nie chcemy nic od państwa
Starczy ludu nam jałmużna
Boska władza nie cesarska
Nas nagradzać tylko słuszna
Nie z tej ziemi jest królestwo
Które kiedyś naszym będzie
Skarb więc też niech będzie nie stąd
Lecz ukryty tam gdzie serce
Nie nam prawo tu ustalać
Mieszać w sprawy się tej ziemi
Przy kim prawda mądrość stała
Nieomylny sąd oceni
Może nas zachłannych kasta
Napiętnować za herezję
Dusze czyści kontemplacja
Tylko boskie słowa święte
Choćby umrzeć przyszło nawet
I na ziemi nas wyklęto
Ci co życie stracą w sprawie
Już na zawsze żywi będą
2012
Na co włości i majątki
Nie możemy być zachłanni
Lecz w ubóstwie w pełni wolni
Niech nas żywi własna praca
Doskonalmy się w modlitwie
Pan od chciwych się odwraca
Każąc przejść przez ucho w igle
Ci co widzą tu majątki
Jako świętość niezbywalną
Niech popatrzą na początki
Kiedy lud się do nas garnął
My nie chcemy nic od państwa
Starczy ludu nam jałmużna
Boska władza nie cesarska
Nas nagradzać tylko słuszna
Nie z tej ziemi jest królestwo
Które kiedyś naszym będzie
Skarb więc też niech będzie nie stąd
Lecz ukryty tam gdzie serce
Nie nam prawo tu ustalać
Mieszać w sprawy się tej ziemi
Przy kim prawda mądrość stała
Nieomylny sąd oceni
Może nas zachłannych kasta
Napiętnować za herezję
Dusze czyści kontemplacja
Tylko boskie słowa święte
Choćby umrzeć przyszło nawet
I na ziemi nas wyklęto
Ci co życie stracą w sprawie
Już na zawsze żywi będą
2012
piątek, 20 kwietnia 2012
W dół rzeki
Weź mnie z nurtem moja rzeko
Spław krętymi meandrami
Ile możesz w dół daleko
Pozostańmy całkiem sami
Zostaw w tyle pomyleńców
Z pochodniami w oczach krwawych
Zanim innym stryczki skręcą
W niedostępne nieś moczary
Od trucizny mnie oddzielaj
Pieczeniarzy zakłamanych
Gdzie cwaniaka cwaniak wspiera
Swój przez swego nagradzany
Szumem zagłusz głos proroków
Którzy stado kijem pędzą
Z diabłem w sercu belką w oku
Szatach tkanych owiec nędzą
Unoś w dzikie mnie ostępy
Gdzie najzdrowsze jest powietrze
W wolnych myśli gęste kępy
Których świat nie zatruł jeszcze
Zostaw świniom ich koryta
Wściekłym kundlom ścierwo zgniłe
Mnie daj w czystej toni pływać
Póki nurt mnie nie zabije
2012
Spław krętymi meandrami
Ile możesz w dół daleko
Pozostańmy całkiem sami
Zostaw w tyle pomyleńców
Z pochodniami w oczach krwawych
Zanim innym stryczki skręcą
W niedostępne nieś moczary
Od trucizny mnie oddzielaj
Pieczeniarzy zakłamanych
Gdzie cwaniaka cwaniak wspiera
Swój przez swego nagradzany
Szumem zagłusz głos proroków
Którzy stado kijem pędzą
Z diabłem w sercu belką w oku
Szatach tkanych owiec nędzą
Unoś w dzikie mnie ostępy
Gdzie najzdrowsze jest powietrze
W wolnych myśli gęste kępy
Których świat nie zatruł jeszcze
Zostaw świniom ich koryta
Wściekłym kundlom ścierwo zgniłe
Mnie daj w czystej toni pływać
Póki nurt mnie nie zabije
2012
czwartek, 19 kwietnia 2012
Polownie na czarownice
Niemrawe światło - oczy zamglone -
Zza szyb dobiega mnie zagrożenie -
Setka sylwetek skrytych pod domem
Przed siostry mojej - Luny - promieniem
Wraca przytomność - chwytam okrycie
Muszę się wymknąć skryć w nocy ciemnej
Kiedy już pójdą wstanę o świcie
Dzień da wytchnienie w słonecznym świetle
Ulatuj siostro w objęcia nocy
Niech ona blask twój mrokiem otoczy
Uciekam z domu w nocne powietrze
O słodka Luno - nie wydaj siostry
Przez pola - nawet się nie obejrzę
Muszą być blisko bo gwar tak głośny
Daleko dokąd nogi poniosą
Szybko jak wicher - jak zając polny
Kotem być - nie drżeć ze strachu nocą
Ludzie go błądząc złapać niezdolni
Tchu tak zaczerpnąć by nie słyszeli
Choć serca łomot niemal ogłusza
Krzyczą - leżącą widząc na ziemi
Więc wstaję znowu do biegu ruszam
Gnam przez gałęzie ciernie jeżyny
Sowa beztrosko za wiatrem goni
Co tutaj robię zamiast być przy nim
A nie uciekać jak chcieli oni
2012
swobodne tłumaczenie z: Inkubus Sukkubus
Zza szyb dobiega mnie zagrożenie -
Setka sylwetek skrytych pod domem
Przed siostry mojej - Luny - promieniem
Wraca przytomność - chwytam okrycie
Muszę się wymknąć skryć w nocy ciemnej
Kiedy już pójdą wstanę o świcie
Dzień da wytchnienie w słonecznym świetle
Ulatuj siostro w objęcia nocy
Niech ona blask twój mrokiem otoczy
Uciekam z domu w nocne powietrze
O słodka Luno - nie wydaj siostry
Przez pola - nawet się nie obejrzę
Muszą być blisko bo gwar tak głośny
Daleko dokąd nogi poniosą
Szybko jak wicher - jak zając polny
Kotem być - nie drżeć ze strachu nocą
Ludzie go błądząc złapać niezdolni
Tchu tak zaczerpnąć by nie słyszeli
Choć serca łomot niemal ogłusza
Krzyczą - leżącą widząc na ziemi
Więc wstaję znowu do biegu ruszam
Gnam przez gałęzie ciernie jeżyny
Sowa beztrosko za wiatrem goni
Co tutaj robię zamiast być przy nim
A nie uciekać jak chcieli oni
2012
swobodne tłumaczenie z: Inkubus Sukkubus
środa, 18 kwietnia 2012
Powrót z zaświatów
Szarość domu ciepło żony
Swojsko znanie i bezpiecznie
W zależnościach zawieszony
Póki całkiem coś nie pęknie
Ból zielarka leczy duszy
Czasem w progach skromnej chaty
Dzikim dreszczem ciało kusi
Kursem ponad martwe daty
Dwie kobiety jak dwa życia
Dopełnienie namiętności
Żywioł z ciszą się przenika
Zagłuszenie samotności
Ani jedna ani druga
Nie wygoi dawnej blizny
Rana tak jak życie długa
Wyżłobieniem krzyczy krwistym
Między łona dwa rozpięcie
W pamięć wryty cierpki ciężar
Skończył ostrym losu cięciem
Kiedy znów na świat ten przeszłaś
Nocą światów przemieszania
Odebrałaś łup bez walki
Wyrok śmierci wykonałaś
Pokonując dwie rywalki
I niech żalu nikt nie nosi
Bo od losu sporo dostał
Czasem to o co się prosi
Zgoła inną miewa postać
2012
Swojsko znanie i bezpiecznie
W zależnościach zawieszony
Póki całkiem coś nie pęknie
Ból zielarka leczy duszy
Czasem w progach skromnej chaty
Dzikim dreszczem ciało kusi
Kursem ponad martwe daty
Dwie kobiety jak dwa życia
Dopełnienie namiętności
Żywioł z ciszą się przenika
Zagłuszenie samotności
Ani jedna ani druga
Nie wygoi dawnej blizny
Rana tak jak życie długa
Wyżłobieniem krzyczy krwistym
Między łona dwa rozpięcie
W pamięć wryty cierpki ciężar
Skończył ostrym losu cięciem
Kiedy znów na świat ten przeszłaś
Nocą światów przemieszania
Odebrałaś łup bez walki
Wyrok śmierci wykonałaś
Pokonując dwie rywalki
I niech żalu nikt nie nosi
Bo od losu sporo dostał
Czasem to o co się prosi
Zgoła inną miewa postać
2012
wtorek, 17 kwietnia 2012
Piękno o poranku
Jasna gołąbko o ślicznych oczach
Wielkich i czarnych węgielkach nocy
Na minut kilka przysiadłaś chociaż
Stając się źródłem krótkiej rozkoszy
Dokąd leciałaś wśród mgieł porannych
Rankiem niedzielnym w kwietniowym chłodzie
Promyczku światła w tunelu czarnym
Gdy nam przez chwilę było po drodze?
Kanonie piękna w drobniutkim ciele
Wenus wcielona pięć stóp wysoka
Czy jeszcze kiedyś słodki aniele
Zobaczę niebo w głębokich oczach?
2012
Wielkich i czarnych węgielkach nocy
Na minut kilka przysiadłaś chociaż
Stając się źródłem krótkiej rozkoszy
Dokąd leciałaś wśród mgieł porannych
Rankiem niedzielnym w kwietniowym chłodzie
Promyczku światła w tunelu czarnym
Gdy nam przez chwilę było po drodze?
Kanonie piękna w drobniutkim ciele
Wenus wcielona pięć stóp wysoka
Czy jeszcze kiedyś słodki aniele
Zobaczę niebo w głębokich oczach?
2012
poniedziałek, 16 kwietnia 2012
Gravida
Pulchny cudzie kobiecości
Obarczony głazem życia
Gromadzący miód mleczności
Co pokoleń czas wytyczasz
Pełnych kształtów twych pożądam
Tak jak dotąd nigdy jeszcze
Posiadania zwiększam obszar
Wzbierające ciało chłepczę
Wzór krągłości bierze pełnia
Z bioder obłych sutych piersi
Ich obfitość dłoń wypełnia
Gdy pozwalasz mi się pieścić
Obolałym łydkom skórze
Podrażnionej naprężeniem
Plecom brzemię gdy zbyt duże
Niosę w palcach ukojenie
Teraz widzę cię boginią
Panią życia i płodności
W której moje soki płyną
Żywy ślad dla potomności
* * *
[Oprzyj dłonie łokcie klęknij
Pokłon pani złóż naturze
Pozwól poczuć mleczność piersi
Kiedy w tobie się zanurzę
Niech przycisnę twoje łono
Oczy wbiję w bioder pełnię
W wilgoć nisko opuszczoną
Sobą z drżeniem się zagłębię
I opadnę zamroczony
Na napięty pas startowy
Lędźwi w dole rozpłaszczonych
Umrzeć w chwili tej gotowy
Akt mój spełnił się z boginią
Panią życia i płodności
W której moje soki płyną
Żywy ślad dla potomności]
2012
Obarczony głazem życia
Gromadzący miód mleczności
Co pokoleń czas wytyczasz
Pełnych kształtów twych pożądam
Tak jak dotąd nigdy jeszcze
Posiadania zwiększam obszar
Wzbierające ciało chłepczę
Wzór krągłości bierze pełnia
Z bioder obłych sutych piersi
Ich obfitość dłoń wypełnia
Gdy pozwalasz mi się pieścić
Obolałym łydkom skórze
Podrażnionej naprężeniem
Plecom brzemię gdy zbyt duże
Niosę w palcach ukojenie
Teraz widzę cię boginią
Panią życia i płodności
W której moje soki płyną
Żywy ślad dla potomności
* * *
[Oprzyj dłonie łokcie klęknij
Pokłon pani złóż naturze
Pozwól poczuć mleczność piersi
Kiedy w tobie się zanurzę
Niech przycisnę twoje łono
Oczy wbiję w bioder pełnię
W wilgoć nisko opuszczoną
Sobą z drżeniem się zagłębię
I opadnę zamroczony
Na napięty pas startowy
Lędźwi w dole rozpłaszczonych
Umrzeć w chwili tej gotowy
Akt mój spełnił się z boginią
Panią życia i płodności
W której moje soki płyną
Żywy ślad dla potomności]
2012
niedziela, 15 kwietnia 2012
Teologia wyzwolenia
Nie wart nic mesjasz każący milczeć
Karki przyginać całować dłonie
Na sprawiedliwość czekać aż przyjdzie
Przez całe życie cierpiąc niewole
Wierzę że takim jest wyzwoliciel
Co lęku nie zna w czynie i w mowie
Który o boju by sprawiedliwiej
Było na ziemi że grzech nie powie
Ten co czci godność prawdę i skromność
Gardząc chciwością pychą i butą
Doceni upór w walce o wolność
Z faryzeuszy podłą obłudą
Prowadź więc zbawco na barykady
Przeciw tchórzliwych szczurów głupocie
Niech wolność nasza tym się objawi
Że sami prawdy możemy dociec
A gdyby błędna była ta ścieżka
Gdzie jest niegodnym łeb w piasek chować
Pomnij że innych chcieliśmy szczęścia
Tak rozumiejąc mesjasza słowa
2012
Karki przyginać całować dłonie
Na sprawiedliwość czekać aż przyjdzie
Przez całe życie cierpiąc niewole
Wierzę że takim jest wyzwoliciel
Co lęku nie zna w czynie i w mowie
Który o boju by sprawiedliwiej
Było na ziemi że grzech nie powie
Ten co czci godność prawdę i skromność
Gardząc chciwością pychą i butą
Doceni upór w walce o wolność
Z faryzeuszy podłą obłudą
Prowadź więc zbawco na barykady
Przeciw tchórzliwych szczurów głupocie
Niech wolność nasza tym się objawi
Że sami prawdy możemy dociec
A gdyby błędna była ta ścieżka
Gdzie jest niegodnym łeb w piasek chować
Pomnij że innych chcieliśmy szczęścia
Tak rozumiejąc mesjasza słowa
2012
sobota, 14 kwietnia 2012
Jaga rusza w świat
Inna wrażliwsza wyobcowana
Pod kloszem z książek świata własnego
W dżinsach bez szpilek pod bluzką rana
Ambitne butne dziewczęce ego
Z jasnością dążeń marzeń kompasem
Różańcem zasad w tajnym dzienniku
W przyszłość lękliwym spojrzeniem czasem
W gitary dźwiękach smutnym wierszyku
Koniec dzieciństwa czas w świat wyruszyć
Choć taki wredny wyzwać go pora
Że sobą będzie jeszcze się łudzi
Przed jego młynem ustrzec się zdoła
W tyle zostają cztery litery
Prowincjonalnej bezpiecznej dziury
Na szlak po pierwszy stopień kariery
W pogoń pomiędzy zgłodniałe szczury
Kupiona będzie nim się spostrzeże
Ze swoim buntem ideałami
Świata posłusznym szarym żołnierzem
Zmielą kruszynkę żarna ze stali
Nie tak naiwna by świat chcieć zmienić
Lecz że on zmienia ją nieświadoma
Niezłomność swoją niezwykle ceni
Ten co bez walki dał się pokonać
2012
Pod kloszem z książek świata własnego
W dżinsach bez szpilek pod bluzką rana
Ambitne butne dziewczęce ego
Z jasnością dążeń marzeń kompasem
Różańcem zasad w tajnym dzienniku
W przyszłość lękliwym spojrzeniem czasem
W gitary dźwiękach smutnym wierszyku
Koniec dzieciństwa czas w świat wyruszyć
Choć taki wredny wyzwać go pora
Że sobą będzie jeszcze się łudzi
Przed jego młynem ustrzec się zdoła
W tyle zostają cztery litery
Prowincjonalnej bezpiecznej dziury
Na szlak po pierwszy stopień kariery
W pogoń pomiędzy zgłodniałe szczury
Kupiona będzie nim się spostrzeże
Ze swoim buntem ideałami
Świata posłusznym szarym żołnierzem
Zmielą kruszynkę żarna ze stali
Nie tak naiwna by świat chcieć zmienić
Lecz że on zmienia ją nieświadoma
Niezłomność swoją niezwykle ceni
Ten co bez walki dał się pokonać
2012
piątek, 13 kwietnia 2012
Kontrrewolucjonistom
Wy - dumni z siebie że lud bezkrwawo
Wwiedliście w wolny dom Izraela
Mojżesze próżną okryci sławą
Przez siebie samych - obłudne zera
Z solidarności dziwkę zrobiwszy
By ją porzucić gdy się wysłuży
Grający panów najsprawiedliwszych
Złotego cielca pazerni słudzy
Słuchajcie - własną karmieni hucpą -
Co wam się zdaje cudem bezkrwawym
Było kłamliwą kontrrewolucją
Wam nie pomniki lecz hańba zdrady
Nie wolność dobro wspólny dobrobyt
Nie siła godność perspektyw ogrom
Lecz wielkie morze ludzi ubogich
Garść hien żłopiących krew narodową
Sprzedawcy cudzych ziem obiecanych
Cwanym kolesiom z sumień zanikiem
Razem z kast dawnych pogrobowcami
Tworzący chciwą padalców klikę
Wiedzcie że wasza tajemna zmowa
W której bezkrwawość święcie wierzycie
Krew oszukanych w pazurach chowa
Dramat bezsilność spaprane życie
Choćbyście kłamstwo ludziom wmówili
Poeta wasze świństwa spamięta
W cokół wam wpisze niegodne czyny
Lepsza już gałąź pod truchłem zgięta
2012
zapożyczenie z: Czesław Miłosz
Wwiedliście w wolny dom Izraela
Mojżesze próżną okryci sławą
Przez siebie samych - obłudne zera
Z solidarności dziwkę zrobiwszy
By ją porzucić gdy się wysłuży
Grający panów najsprawiedliwszych
Złotego cielca pazerni słudzy
Słuchajcie - własną karmieni hucpą -
Co wam się zdaje cudem bezkrwawym
Było kłamliwą kontrrewolucją
Wam nie pomniki lecz hańba zdrady
Nie wolność dobro wspólny dobrobyt
Nie siła godność perspektyw ogrom
Lecz wielkie morze ludzi ubogich
Garść hien żłopiących krew narodową
Sprzedawcy cudzych ziem obiecanych
Cwanym kolesiom z sumień zanikiem
Razem z kast dawnych pogrobowcami
Tworzący chciwą padalców klikę
Wiedzcie że wasza tajemna zmowa
W której bezkrwawość święcie wierzycie
Krew oszukanych w pazurach chowa
Dramat bezsilność spaprane życie
Choćbyście kłamstwo ludziom wmówili
Poeta wasze świństwa spamięta
W cokół wam wpisze niegodne czyny
Lepsza już gałąź pod truchłem zgięta
2012
zapożyczenie z: Czesław Miłosz
czwartek, 12 kwietnia 2012
Muzeum Titanica
Z żądzy zysku pychy marnej
Ten co nie da się zatopić
Pierwszy rejs i spoczął na dnie
By symbolem być głupoty
Po stu latach tam gdzie powstał
Zysk osiągną z dawnej śmierci
Spadkobiercy cech po ojcach
Nic od przodków nie mądrzejsi
2012
Ten co nie da się zatopić
Pierwszy rejs i spoczął na dnie
By symbolem być głupoty
Po stu latach tam gdzie powstał
Zysk osiągną z dawnej śmierci
Spadkobiercy cech po ojcach
Nic od przodków nie mądrzejsi
2012
środa, 11 kwietnia 2012
Drugie życie
Nie byłem szczery
Tak być musiało
Prawda zbyt dzieli
Gdy czasu mało
Dobrze nam było
Chcieliśmy tego
Z wiarą naiwną
Że nie ma złego
Mogłaś odczytać
Że coś jest nie tak
W oczu kącikach
Nie chciałaś jednak
Biedak znalazłszy
Monety złote
Je i nie patrzy
Co będzie potem
Tak - umierałem
Gniłem od wewnątrz
Z ciebie ofiarę
Złożyłem lękom
Chciałem uwierzyć
W kolejną drogę
Nie byłem szczery
Teraz już mogę
Byłaś mi szansą
Na drugie życie
Nim słońce zaszło
Następnym świtem
Raz się umiera
Tego nie zmienię
Zapłacę teraz
Podwójną cenę
2012
Tak być musiało
Prawda zbyt dzieli
Gdy czasu mało
Dobrze nam było
Chcieliśmy tego
Z wiarą naiwną
Że nie ma złego
Mogłaś odczytać
Że coś jest nie tak
W oczu kącikach
Nie chciałaś jednak
Biedak znalazłszy
Monety złote
Je i nie patrzy
Co będzie potem
Tak - umierałem
Gniłem od wewnątrz
Z ciebie ofiarę
Złożyłem lękom
Chciałem uwierzyć
W kolejną drogę
Nie byłem szczery
Teraz już mogę
Byłaś mi szansą
Na drugie życie
Nim słońce zaszło
Następnym świtem
Raz się umiera
Tego nie zmienię
Zapłacę teraz
Podwójną cenę
2012
wtorek, 10 kwietnia 2012
Wyładowanie
Uznany winnym
Lecz nie w porządku
Za mnie ktoś inny
Decyzję podjął
Czuć zapach śmierci
Siedzę na krześle
Pas mnie przytwierdził
Nie wierzę jeszcze
Kto ciebie bogiem
Zrobił byś mówił
"Spójrz - oto mogę
Zabijać ludzi"
W oczach jasny blask
Śmierci nadszedł czas
Ogień objął mózg
Płomień czuję już
Czeka na sygnał
Śmierci przełącznik
Po kilku chwilach
Wszystko się skończy
Śmierć potu zimnem
W oczy zajrzała
Świadomość przy mnie
Została sama
Strach dłoniom zgina
Kurczowo palce
Jak się u licha
Tutaj znalazłem
W oczach jasny blask
Śmierci nadszedł czas
Ogień objął mózg
Przejmujący ból
Niech mi jeden
Z was pomoże
Błagam ciebie
Pomóż boże
Stracić wszystko
Muszę teraz
Nie chcę szybko
Tak umierać
Minuta każda
Jest jak godzina
Widzę ostatnia
Spada kurtyna
Czy to jest prawda?
Małe znaczenie
A jeśli nawet
Niech się już dzieje
Bo wybudzony
Krzykiem potwornym
Jestem już wolny
Od snów upiornych
2012
swobodne tłumaczenie z: Metallica
Lecz nie w porządku
Za mnie ktoś inny
Decyzję podjął
Czuć zapach śmierci
Siedzę na krześle
Pas mnie przytwierdził
Nie wierzę jeszcze
Kto ciebie bogiem
Zrobił byś mówił
"Spójrz - oto mogę
Zabijać ludzi"
W oczach jasny blask
Śmierci nadszedł czas
Ogień objął mózg
Płomień czuję już
Czeka na sygnał
Śmierci przełącznik
Po kilku chwilach
Wszystko się skończy
Śmierć potu zimnem
W oczy zajrzała
Świadomość przy mnie
Została sama
Strach dłoniom zgina
Kurczowo palce
Jak się u licha
Tutaj znalazłem
W oczach jasny blask
Śmierci nadszedł czas
Ogień objął mózg
Przejmujący ból
Niech mi jeden
Z was pomoże
Błagam ciebie
Pomóż boże
Stracić wszystko
Muszę teraz
Nie chcę szybko
Tak umierać
Minuta każda
Jest jak godzina
Widzę ostatnia
Spada kurtyna
Czy to jest prawda?
Małe znaczenie
A jeśli nawet
Niech się już dzieje
Bo wybudzony
Krzykiem potwornym
Jestem już wolny
Od snów upiornych
2012
swobodne tłumaczenie z: Metallica
poniedziałek, 9 kwietnia 2012
Cicerone
Czy to zawsze tak być musi
Że się z nikim nie udaje?
Miłość nadziejami kusi
A zawody wciąż te same
Piękny ból niewzajemności
Gdy się skończy i zabliźni
Kiedy stale w sercu gości
Najmroczniejsze wabi myśli
Starczy - zbyt to długo trwało
Już nie będzie co być mogło
Ślepa wiara to zbyt mało
Ta ostatnią była wojną
Pada słaby punkt oporu
Lecz do końca wolny jestem
Śmierć ratunkiem dla honoru
Martwym będę lecz nie jeńcem
* * *
Skąd się wzięłaś wtedy właśnie
Kiedy los się miał dopełnić?
Zamieniałaś noce w baśnie
Sens wróciłaś gestem jednym
Wyleczone myśli chore
Broń złożona u stóp twoich
Sam oddaję się w niewolę
Tej co blizny sobą goi
Nierealnie jakże piękna
Mgła poranna ponad łąką
Już niczego się nie lękam
Kiedy mogę ciebie dotknąć
W tobie siebie sam wypełniam
Ty spełnieniem jesteś samym
Zastąpiła pustkę pełnia
Z dwojga jeden jest organizm
W szorstkość twardokrawędzistą
Wniosłaś pulchność miękkomleczną
Już nie śmierć lecz wspólna przyszłość
Nie kres marny ale wieczność
* * *
Jeszcze jedna szczęścia chwila
Konwulsyjny szczyt uniesień
Gdzieś się złuda zagubiła
Z żywej wiosny - późna jesień
Chory umysł stygnie z wolna
Krew tężeje w zimnych żyłach
Pora odejść - nikt nie woła
A przed chwilą jeszcze była
Dzięki pani ci najsłodsza
Za łaskawy gest litości
Że w przeprawie mi pomogłaś
Tym złudzeniem realności
1812
Że się z nikim nie udaje?
Miłość nadziejami kusi
A zawody wciąż te same
Piękny ból niewzajemności
Gdy się skończy i zabliźni
Kiedy stale w sercu gości
Najmroczniejsze wabi myśli
Starczy - zbyt to długo trwało
Już nie będzie co być mogło
Ślepa wiara to zbyt mało
Ta ostatnią była wojną
Pada słaby punkt oporu
Lecz do końca wolny jestem
Śmierć ratunkiem dla honoru
Martwym będę lecz nie jeńcem
* * *
Skąd się wzięłaś wtedy właśnie
Kiedy los się miał dopełnić?
Zamieniałaś noce w baśnie
Sens wróciłaś gestem jednym
Wyleczone myśli chore
Broń złożona u stóp twoich
Sam oddaję się w niewolę
Tej co blizny sobą goi
Nierealnie jakże piękna
Mgła poranna ponad łąką
Już niczego się nie lękam
Kiedy mogę ciebie dotknąć
W tobie siebie sam wypełniam
Ty spełnieniem jesteś samym
Zastąpiła pustkę pełnia
Z dwojga jeden jest organizm
W szorstkość twardokrawędzistą
Wniosłaś pulchność miękkomleczną
Już nie śmierć lecz wspólna przyszłość
Nie kres marny ale wieczność
* * *
Jeszcze jedna szczęścia chwila
Konwulsyjny szczyt uniesień
Gdzieś się złuda zagubiła
Z żywej wiosny - późna jesień
Chory umysł stygnie z wolna
Krew tężeje w zimnych żyłach
Pora odejść - nikt nie woła
A przed chwilą jeszcze była
Dzięki pani ci najsłodsza
Za łaskawy gest litości
Że w przeprawie mi pomogłaś
Tym złudzeniem realności
1812
niedziela, 8 kwietnia 2012
Skłot
Oto jego jest siedlisko
Pośród bagien i traw dzikich
Azyl erem uroczysko
Tutaj szczęściem jest być nikim
Opuszczona kiedyś chata
Dziś samotnia i kaplica
Skłot ukryty w gęstych lasach
Który przejął eremita
Komin krzywy dach omszały
Poprzez deski wiatr przenika
Wokół zamknął się świat cały
Dla biednego pustelnika
Wąską szybką księżyc wścibski
Wpycha w kąty srebrne duchy
Gospodarza gości wszystkich
Nocą śle na pogaduchy
Ciepłem świecy oddychanie
Pajęczyny wprawia w drżenie
Wnet pustelnik z miejsca wstanie
Zerwie z podłóg kurz szaleniec
Resztka wina niknie w szklance
Od wszystkiego uwolniony
Kręci się derwisza tańcem
Zanim padnie zamroczony
Nic nie mając posiadł wszystko
By móc odkryć boskie szczęście
Mantrę mruczy w noc mistyczną
"Czuję cię i wiem że jesteś"
Wiatr nie zdradzi tajemnicy
Kryjąc ją w paproci szumie
Przebudzony żuraw krzyczy
Jednak nikt go nie rozumie
2012
Pośród bagien i traw dzikich
Azyl erem uroczysko
Tutaj szczęściem jest być nikim
Opuszczona kiedyś chata
Dziś samotnia i kaplica
Skłot ukryty w gęstych lasach
Który przejął eremita
Komin krzywy dach omszały
Poprzez deski wiatr przenika
Wokół zamknął się świat cały
Dla biednego pustelnika
Wąską szybką księżyc wścibski
Wpycha w kąty srebrne duchy
Gospodarza gości wszystkich
Nocą śle na pogaduchy
Ciepłem świecy oddychanie
Pajęczyny wprawia w drżenie
Wnet pustelnik z miejsca wstanie
Zerwie z podłóg kurz szaleniec
Resztka wina niknie w szklance
Od wszystkiego uwolniony
Kręci się derwisza tańcem
Zanim padnie zamroczony
Nic nie mając posiadł wszystko
By móc odkryć boskie szczęście
Mantrę mruczy w noc mistyczną
"Czuję cię i wiem że jesteś"
Wiatr nie zdradzi tajemnicy
Kryjąc ją w paproci szumie
Przebudzony żuraw krzyczy
Jednak nikt go nie rozumie
2012
sobota, 7 kwietnia 2012
Wiem że się zdarzy
Kochanie moje
Gdziekolwiek jesteś
Jesteś czymkolwiek
Ufne miej serce
Wiem że to wreszcie
Zdarzy się tobie
Poczekaj jeszcze
Wiarę miej w sobie
Mówisz że dzień ten
Wciąż się nie zdarza
Nigdy odleglej
Się nie wydawał
Lecz pewne dla mnie
Jest że nadejdzie
Zachowaj wiarę
Poczekaj jeszcze
2012
swobodne tłumaczenie z: Morrissey
Gdziekolwiek jesteś
Jesteś czymkolwiek
Ufne miej serce
Wiem że to wreszcie
Zdarzy się tobie
Poczekaj jeszcze
Wiarę miej w sobie
Mówisz że dzień ten
Wciąż się nie zdarza
Nigdy odleglej
Się nie wydawał
Lecz pewne dla mnie
Jest że nadejdzie
Zachowaj wiarę
Poczekaj jeszcze
2012
swobodne tłumaczenie z: Morrissey
piątek, 6 kwietnia 2012
Cross country
Tu jego drzewca ciężkie ramiona
Błędów i cierpień wieczne brzemiona
Utrapień ludzkich zła mieszanina
Karki do ziemi co dzień przygina
Tutaj krzyżówka pluskwy i hieny
Żąda od brata wysokiej ceny
Dróg skrzyżowanie najrozmaitszych
Wiatrów przeciwnych zbieg niepomyślny
Kot zawsze czarny przebiegnie drogę
Biada takiemu co chciałby w poprzek
Zirytowanych gniewne ataki
Łatwo postawią krzyżyk na takim
Jak miecze w walce krzyżują słowa
Znakiem magicznym klną się na boga
Lecz i krzyżowców hordy w tym kraju
Z prawdą obłudnie się rozmijają
Przejdę za tobą na druga stronę
Przekroczę rzeki dotąd bronione
Tylko przeżegnam się nim odejdę
I trzymać kciuki za siebie będę
2012
Błędów i cierpień wieczne brzemiona
Utrapień ludzkich zła mieszanina
Karki do ziemi co dzień przygina
Tutaj krzyżówka pluskwy i hieny
Żąda od brata wysokiej ceny
Dróg skrzyżowanie najrozmaitszych
Wiatrów przeciwnych zbieg niepomyślny
Kot zawsze czarny przebiegnie drogę
Biada takiemu co chciałby w poprzek
Zirytowanych gniewne ataki
Łatwo postawią krzyżyk na takim
Jak miecze w walce krzyżują słowa
Znakiem magicznym klną się na boga
Lecz i krzyżowców hordy w tym kraju
Z prawdą obłudnie się rozmijają
Przejdę za tobą na druga stronę
Przekroczę rzeki dotąd bronione
Tylko przeżegnam się nim odejdę
I trzymać kciuki za siebie będę
2012
czwartek, 5 kwietnia 2012
W ogrójcu
Tak tu krótko byłem panie
A już oddać wszystko każesz
Mniej nade mną zmiłowanie
Kielich ten od ust mi zabierz
Chciałem by mnie pokochano
I kochałem sam daremnie
Przed śmiertelną błagam bramą
Odsuń kielich ten ode mnie
Spójrz - osoba tak żałosna
Misji twojej nie jest godna
Więc w spokoju mnie pozostaw
Ulżyj mi i kielich oddal
Dłonie w które chleb wkładałem
Zaciskają teraz pięści
Jutro w hańbę zmienią chwałę
Tak się bardzo boję śmierci
Cierpię bo samotny jestem
Wiem że ziemia ta nie dla mnie
I że zmienić mogę miejsce
Jednak przejście zbyt jest straszne
Śmierć daremna będzie moja
Tu się nigdy nic nie zmieni
Pot ocieram zimny z czoła
Gorzki dla mnie zbyt ten kielich
Strach mnie przejął tak okrutny
Co tam teraz zmartwychwstanie
Słucham jednak nikt nie mówi ...
Niech się wola twoja stanie
2012
A już oddać wszystko każesz
Mniej nade mną zmiłowanie
Kielich ten od ust mi zabierz
Chciałem by mnie pokochano
I kochałem sam daremnie
Przed śmiertelną błagam bramą
Odsuń kielich ten ode mnie
Spójrz - osoba tak żałosna
Misji twojej nie jest godna
Więc w spokoju mnie pozostaw
Ulżyj mi i kielich oddal
Dłonie w które chleb wkładałem
Zaciskają teraz pięści
Jutro w hańbę zmienią chwałę
Tak się bardzo boję śmierci
Cierpię bo samotny jestem
Wiem że ziemia ta nie dla mnie
I że zmienić mogę miejsce
Jednak przejście zbyt jest straszne
Śmierć daremna będzie moja
Tu się nigdy nic nie zmieni
Pot ocieram zimny z czoła
Gorzki dla mnie zbyt ten kielich
Strach mnie przejął tak okrutny
Co tam teraz zmartwychwstanie
Słucham jednak nikt nie mówi ...
Niech się wola twoja stanie
2012
środa, 4 kwietnia 2012
Na zakupy czyli filozofia materialistyczna
/ zasłyszane /
Robisz zawzięcie
Zakupy mrówko
A i tak będziesz
Mieć z tego gówno
2012
Robisz zawzięcie
Zakupy mrówko
A i tak będziesz
Mieć z tego gówno
2012
wtorek, 3 kwietnia 2012
Dom oczu i uszu
Domu mój rodzinny
Wdzięczny jestem tobie
Że po latach zimnych
Pod dach mnie przyjąłeś
Że dałeś mi wolność
I bezpieczne noce
A myśli tu mogą
Przed głupotą dotrzeć
Lecz dlaczego chronisz
Mnie przed sobą samym
Tajne mikrofony
Wbudowując w ściany?
Kąty twoje cztery
Patrzą nawet nocą
Ciekawskiej kamery
Spać nie dając oczom
Za nie takie słowo
Lub znak zabroniony
Kiedyś mi nad głową
Złe zakraczą wrony
Zrozumiem że ściany
Dach twój i podłoga
To dla mnie kajdany
Na rękach i nogach
Że jesteś więzieniem
O ostrym rygorze
Gdzie krzyk i myślenie
Przebić się nie może
2012
Wdzięczny jestem tobie
Że po latach zimnych
Pod dach mnie przyjąłeś
Że dałeś mi wolność
I bezpieczne noce
A myśli tu mogą
Przed głupotą dotrzeć
Lecz dlaczego chronisz
Mnie przed sobą samym
Tajne mikrofony
Wbudowując w ściany?
Kąty twoje cztery
Patrzą nawet nocą
Ciekawskiej kamery
Spać nie dając oczom
Za nie takie słowo
Lub znak zabroniony
Kiedyś mi nad głową
Złe zakraczą wrony
Zrozumiem że ściany
Dach twój i podłoga
To dla mnie kajdany
Na rękach i nogach
Że jesteś więzieniem
O ostrym rygorze
Gdzie krzyk i myślenie
Przebić się nie może
2012
poniedziałek, 2 kwietnia 2012
Drugie śniadanie miszczuf
Zrozum teraz robotniku
Że fornalem zwykłym jesteś
I otrzymać możesz tylko
Co ci pan da hojnym gestem
O nic pytać cię nie musi
Bo chcesz więcej niż ci trzeba
Ty się pana łaską tuczysz
I bez jego zdechniesz chleba
Złapie się na plewy pańskie
Wróbel stary kiedy głupi
Wie że w twoim jest poddaństwie
Jego szansa pana łupić
Na krwi twojej i wyzysku
Rosną wokół pasożyty
Tobie z gardła wyrwą wszystko
Im awanse i zaszczyty
Wmówią ci żeś jest pazerny
Choć z pańszczyzny żyją cudzej
Niedobity stan szlachetny
Z dwojgiem lewych rąk nadludzie
Uwierz szwaczko i spawaczu
Że harować możesz więcej
Dla kariery i awansu
Praca jest błogosławieństwem
Kiedyś gdzieś to już słyszałeś
Że rząd sam się żywić może
Dzisiaj znowu gnidy cwane
Że cię karmią mówią tobie
Nie daj gnębić się oszustom
Powstań z kolan robotniku
Pluń na elit mowę pustą
Nowych panów popleczników
2012
Że fornalem zwykłym jesteś
I otrzymać możesz tylko
Co ci pan da hojnym gestem
O nic pytać cię nie musi
Bo chcesz więcej niż ci trzeba
Ty się pana łaską tuczysz
I bez jego zdechniesz chleba
Złapie się na plewy pańskie
Wróbel stary kiedy głupi
Wie że w twoim jest poddaństwie
Jego szansa pana łupić
Na krwi twojej i wyzysku
Rosną wokół pasożyty
Tobie z gardła wyrwą wszystko
Im awanse i zaszczyty
Wmówią ci żeś jest pazerny
Choć z pańszczyzny żyją cudzej
Niedobity stan szlachetny
Z dwojgiem lewych rąk nadludzie
Uwierz szwaczko i spawaczu
Że harować możesz więcej
Dla kariery i awansu
Praca jest błogosławieństwem
Kiedyś gdzieś to już słyszałeś
Że rząd sam się żywić może
Dzisiaj znowu gnidy cwane
Że cię karmią mówią tobie
Nie daj gnębić się oszustom
Powstań z kolan robotniku
Pluń na elit mowę pustą
Nowych panów popleczników
2012
niedziela, 1 kwietnia 2012
Bruk
Już ochronny okres minął
Nieczekana przyszła wiosna
Właściciela patrzeć z gliną
I w rynsztoku nam pozostać
Za parszywe nasze życie
Los rachunek przysłał słony
Złodziej bierze kamienicę
Dla nas bruk jest przeznaczony
Czas przywróci głos ulicom
Kostkę z bruku wyrwą twardą
W łeb pazerny bestii cisną
Pluną szujom w pysk z pogardą
2012
Nieczekana przyszła wiosna
Właściciela patrzeć z gliną
I w rynsztoku nam pozostać
Za parszywe nasze życie
Los rachunek przysłał słony
Złodziej bierze kamienicę
Dla nas bruk jest przeznaczony
Czas przywróci głos ulicom
Kostkę z bruku wyrwą twardą
W łeb pazerny bestii cisną
Pluną szujom w pysk z pogardą
2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)