"Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate"

„Okręt mój płynie dalej – pod prąd,

Serce, choć popękane, bić chce,

Nie ma cię i nie było – jest noc,

Nie ma mnie i nie było – jest dzień”

parafraza: KAT

czwartek, 25 grudnia 2014

Tajemnica Betlejem

Prosiliście mnie bym przybył
Do pałaców na salony
Gdzie szlachetnych głów siedziby
Między fraki i korony
Do firm banków złotych katedr
Zastawionych suto stołów
Świętych ogni na opłatek
I sprzedawać wam dopomógł

Nie chcieliście mi pozwolić
W waszych sercach się narodzić
Zza zamkniętych ich podwoi
Echo pustki mnie dochodzi
Nie chcieliście bym zobaczył
Okrucieństwa świństwa szwindle
Łzy zastygłe ofiar waszych
Kto jest człowiek a kto bydlę
Bym usłyszał podłe szepty
Puste śmiechy spiskowania
Przejrzał zmowy i geszefty
Za pozorem dojrzał drania

Urodziłem się w ubóstwie
Krzywdzie bólu i cierpieniu
Zobaczyłem bagno ludzkie
Nurzające w upodleniu
W noclegowni pod wiaduktem
W zimnej izbie za kratami
W zagrzybionej dziurze brudnej
W holach między peronami
Pośród tych co są bez pracy
Swego kąta bez nadziei
Z których żyją łez łajdacy
Z krwi im pitej - klan złodziei
Pośród głodnych nieleczonych
Odrzuconych oszukanych
Którym wciąż się wbija szpony
W zasklepione ledwie rany
Wśród tych co mrok się zdający
Nie mieć końca kirem spowił
I tych co gdy dzień się kończy
Chcą by już nie nadszedł nowy

Im nowinę dobrą niosę
I nadziei wieczną jasność
W żłobie łączę się z ich losem
By nie bali się już zasnąć
Pokój daję doskonały
Jak być może tylko w niebie
Obiecując pozostałym
To co innym dali z siebie

2014

poniedziałek, 22 grudnia 2014

NOTES 39 - Żółwi dom

Zazdrościł zając żółwiowi
Że był w skorupie bezpieczny
Sam musiał w biegu żyć wiecznym
By dziki zwierz go nie złowił

Lecz uszedł z życiem psu zając
Żółwia pęd uniósł i upadł
Tak że na dole skorupa
I zdechł łapkami wierzgając

Ciąży mi dom mój na grzbiecie
Choć zda się chronić czasami
Kotwicą trzyma w tym świecie

Uciekną inni przed psami
Po mnie czas ślady zamiecie
Na próżno wierzgam nocami

2014

sobota, 20 grudnia 2014

Staruszka

Nie wiem jak staruszka z tamtej strony drogi
Znalazła się przy mnie - minął ledwie moment
Śmiertelnie kościste miała ręce nogi
Musiałem jej pomóc przejść na drugą stronę

Wziąłem ją pod rękę w oczy nie spojrzałem
Poszliśmy ruchliwej drodze razem w poprzek
Skąd mi było wiedzieć że za chudym ciałem
Ukrywa się jeszcze cieńsze kosy ostrze?

Upadło na chodnik ciało rozdzielone
Z myślą raz ostatni poruszoną głową
Że nie ja staruszkę wiodłem na tę stronę
Lecz to ona przyszła by mnie wziąć ze sobą

2014

sobota, 13 grudnia 2014

Razem nie przegramy ♫

Ze śpiewem marsz,
By cel osiągnąć nasz
Rozwiewa wiatr
Nad nami jedność flag
Pójdziemy tak
W tym marszu ty i ja
Zobaczysz jak
Nasz śpiew i flagi kwitną wraz
A światło zórz,
Czerwono krwawy świt
Zwiastuje już
Czas, w którym przyjdzie żyć

Więc wstań i walcz -
Zwycięstwa idzie czas,
Gdy ujrzysz, że
Już życie lepsze jest
I nie bój się
O szczęście walczyć swe -
Niech przestrzeń rwie
Z tysięcy gardeł walki śpiew
Ojczyzna niech
Wolności wzniesie pieśń
W pewności, że
Zwycięstwo blisko jest

Spójrz - oto lud mężny
Do walki razem staje
A głos ma potężny
I krzyczy: Naprzód! Dalej!

Gdy razem trzymamy, to nigdy nie przegramy!
Gdy razem trzymamy, to nigdy nie przegramy!

Z jedności mas
Ojczyzna kuje stal
I zbiera nas
Od morza po szczyt Tatr
Z kopalni, hut
Ze stoczni, wiejskich pól,
Gdzie znój i brud
Złączeni w walce oraz pracy
Idą i
Obejmą cały kraj,
A kroki ich
Zwiastują przyszły czas

Ze śpiewem marsz,
Aż lud zwycięży nasz
Żądaniem mas
Już prawdy nadszedł czas
Płomienny tłum
Stalowym krokiem wprzód
By w ręce wziąć
Swe sprawiedliwość oraz rację
Wolność niech
Odważnie dzierży znicz
Robotnik wie
Że ona kroczy z nim

Spójrz - oto lud mężny
Do walki razem staje
A głos ma potężny
I krzyczy: Naprzód! Dalej!

Gdy razem trzymamy, to nigdy nie przegramy!
Gdy razem trzymamy, to nigdy nie przegramy!
Gdy razem trzymamy, to nigdy nie przegramy!
Gdy razem trzymamy, to nigdy nie przegramy!

2014
♫ swobodne tłumaczenie z: Quilapayún ("El Pueblo Unido Jamas Sera Vencido")

piątek, 12 grudnia 2014

Niosący światło

Cóż wam ze światła gdy jasność wokół
Tak naturalna jakby bez końca?
Cóż z pocieszenia gdy radość w oku
Dzieciom i głupcom umysł mącąca?

Ile myślenie takie przynosi
Co w rzędzie stawia z bezmyślną zgrają?
Zaprawdę marna z działania korzyść
Za które wawrzyn na skroń wkładają

Jestem jutrzenką świt przynoszącą
Płomykiem nikłym pośród ciemności
Strużką łez z bólu i krzywd gorącą
Jedynym wyjściem z beznadziejności

Ja to myśl która nurtom na przekór
Wiodąc ku źródłu orzeźwia umysł
Czyn co nie po to by w krzyż go przekuć
I być powodem żałosnej dumy

Płomień skradziony bogom z ołtarzy
By łzy cierpienia ludziom osuszyć
Który ogrzewa lecz może parzyć
I wiecznym ogniem stać się dla duszy

2014

środa, 10 grudnia 2014

Do niebieskich braci

Królu złocisty! Ty co wachlarz zórz
Kujesz w łun żarze nad szczytami wzgórz
Nurzasz się w falach kładąc na nie róż
Gdy już znużone najazdami burz
Krwawią konając na powierzchniach mórz
By noc żałoby mogła rozlać tusz
Czuwać przy zmarłych u wezgłowi łóż
Srebrząc księżycem morskiej piany plusz

Ty co w złotogłów stroisz kłosy zbóż
W kształty kobiece owoc polnych grusz
Gdy promieniami strzelasz niby z kusz
Wciskając w usta duszny skwaru kurz
Morzysz rośliny w chrzęstem martwy busz
Niczym wąż boa oplotami susz -

Zstąp na nasz padół z bosko próżnych lóż
Nie każ nam w mroku czekać dłużej już
Sparz nas płomieniem! daj żar swój! - a nuż
Coś tu się zmieni - jak powiadał wróż
Czytając w niebie pełnym gwiezdnych złóż
Że wschód jutrzenki jest już blisko - tuż

Ziemię pokrytą krą bezeceństw wzrusz
Marazm w jej dzieciach w kopczyk prochu skrusz
Zetrzyj zgnuśnienia z serc ohydny mursz
Do zimnych dotrzyj i ponurych głusz
Krew w żyłach skrzepłą słusznym gniewem wzburz
Półbogów dumnych z karłów nędznych stwórz
Możnych a podłych groźbą buntu strwóż
Przyszłość ich cieniem niepokoju smuż
Po dni ich koniec oblicza im chmurz!

Lecz odpowiedzi próżno czekam - cóż!
Ty - jak śmiertelnik - jesteś zwykły tchórz!
Porządków próchnem obleczonych stróż!
Skarb ziemi skradłeś i zmieniłeś w susz
Teraz się w sobie jak pyszałek durz
Ognistym blaskiem oczy ludziom mruż
Jasnością zbytnią nas robaków nuż
Z długim jak krzywda dniem się wespół dłuż
W samozachwycie złote zęby susz
Nadzieję drżącą w kruchych sercach głusz
Kłamcom i zbójom wśród obłudy wtórz
Lecz wraz ze zmierzchem skarb nasz u stóp złóż!

Ty - srebrny bracie - chłodny tak jak nóż
Odbitym światłem w ciemnościach się pusz
Skry jak śnieg narciarz sypiąc niebem płuż
Po Drodze Mlecznej w poprzek niej i wzdłuż
Skarb przez tamtego zbezczeszczony włóż
W dłonie stalowe niczym rolnik prósz
Z serc naszych czerpiąc jak z bezdennych kruż
Siłę i wolę wśród ciemności mnóż!
Idź w noc sklepieniem i nadzieją prósz
Przyszłość bez bólu dobrym ludziom wróż
Ze światłem słońca pokłóconym służ
Będąc latarnią niepokornych dusz

2014

środa, 3 grudnia 2014

Walc z...

Pamiętam ten półmrok i duszność
I twarze nierozpoznane
W tę jedną wpatrzony przecudną
Tak chciałem..
Nie śmiałem...
I wtedy
Znienacka
Stanęłaś przede mną
Zabrałaś do walca
To znak był
Na pewno...

Ruszyłem przez salę
Od szczęścia pijany
Choć krok walca wcale
Był dla mnie nieznany
To nagle umiałem
I skąd ciągle nie wiem
W tej chwili już wszystko
Dla ciebie
Dla ciebie...

Świat wokół nie istniał
Bo cały w ramionach
Do siebie przyciskał
Mistrz walca
Złożona
Na talii
Dłoń drżała
Z przejęcia
I nie mniej też miała
Przeciwna dłoń szczęścia
Bo chociaż nie biodra
Garnęła do siebie
To palce przeplotła
Z twoimi
Tym ściegiem
Co znakiem dwóch ciał jest złączenia
I piersią do piersi przylgnąłem
By wszystkie pochwycić tych tchnienia
Co były stanikiem stłamszone
To w górę to na dół - na przemian
To w tę to w odwrotną znów stronę
A usta dla piersi spojenia
Z zazdrości krwawoczerwone
Też chciały jak one...
Tak jednym dwa ciała się stały
Stopiony świat został w nich cały
Stańczyły się razem i zgrały
A tylko ktoś podły i mały
Mógł mówić że nie pasowały

Już życia cesarzem być miałem
Gdy wzrok zamroczony się ocknął
Skąd kości w objęciach zbielałe?
Gdy przecież tuliłem tak mocno
Z atłasu dłoń ciepłowilgotną
I łono co świat mogło zmieścić
Nie - trupią miednicę okropną
A w dłoni kosteczek trzydzieści
I piersi tak pełne tak mleczne
Nie - dziury pomiędzy żebrami
Nie mogło mnie fatum odwieczne
Oszukać ni walc ten omamić

Świat wokół nie istniał
Gdy szkielet w ramionach
Do siebie przyciskał
Szaleniec
Złożona
Na talii
Dłoń drżała
Z przejęcia
I także nie miała
Przeciwna dłoń szczęścia
Ta - śmierć w pustych biodrach
Garnęła do siebie
Ta - śmierć w palce wplotła
Kość w kość martwym ściegiem -
Tak jednym dwa ciała się stały
Stopiony świat został w nich cały
Stańczyły się razem i zgrały
A tylko ktoś podły i mały
Mógł mówić że nie pasowały

I wtedy w jej oczu zwierciadłach
Ujrzałem wśród łez w jedną chwilę -
To ona w objęcia popadła
Kościste a trupem ja byłem
I martwe me dłonie nie mogły
Ni talii ogarnąć ni dłoni
A żebra pierś miękką jej gniotły
I wiatr w wirze walca w nich gonił
Tak chciałem ją oddać wam całą
I zniknąć gdzieś w świecie dalekim
Lecz kości się wbiły w jej ciało
I złączył ten walc nas na wieki

Świat wokół nie istniał
Gdy życie w ramionach
Do siebie przyciskał
Kościotrup
Złożona
Na talii
Dłoń drżała
Koścista
A dłoni gorącej nie śmiała
Przeciwna dłoń ściskać
Ta - chciała tak biodra
Przygarnąć do siebie
Ta - kości przeplotła
Przez żywą dłoń ściegiem -
Tak jednym dwa ciała się stały
Stopiony świat został w nich cały
Stańczyły się razem i zgrały
A tylko ktoś podły i mały
Mógł mówić że nie pasowały

2014

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Femina lactans

Czy śniłeś że zboczem wędrujesz wulkanu
Pod którym tuż lawa pulsuje rozgrzana
I czułeś że górą od twego ciężaru
Wykipi i w ognia zatopi cię falach?
Czy jadłeś owoce tak sokiem wezbrane
Że palca je dotyk rozrywał wytryskiem
I bez rąk udziału ustami wchłaniałeś
Jak słodycz małmazji nektary z nich wszystkie?
Ja góry tak gniotłem jagody ściskałem
Aż z wewnątrz wypłynął płyn słodki i ciepły
A one napojem karmiącym nabrzmiałe
Prężyły się do mnie i ciekły i ciekły
To lepki wodotrysk to ścieżka krzepnąca
Raz język zachłanny raz usta łapczywe
I chciałem by wypływ ten trwał tak bez końca
Jak złodziej w naturze nie dość nigdy chciwej
Zaiste - miś-złodziej do ula się dobrał
On - pszczołom ja - dziecku ukradliśmy pokarm
Lecz niedźwiedź głód syci nie bacząc na żądła
Zaś mnie Amor skusił - i któż by się oparł?
Tak dałem się unieść istocie skrzydlatej
I soki zlepiły jak klej ciało z ciałem
Chłonąłem krągłości madonny del latte
Aż dług za jej nektar w dwójnasób oddałem

2014