Żegnaj, wiosno, chociaż młoda
I niewinna jeszcze jesteś
Hartowana w marca chłodach
Przeganiana śniegiem z deszczem
Broniąc strzępów ciepła w sobie
Zasłaniałaś się przed wiatrem
Kradłaś słońcu każdy promień
W zimnej walce o przetrwanie
Pierś dziewczęcą miałaś jędrną
Dzikość w ustach, w udach twardość
Wygłodniała pierwszych pieszczot
Kryłaś oczu niedojrzałość
Z nowym rankiem rosłaś w siłę
Płacąc za to gorączkami
To się deszczem zanosiłaś
To miotałaś się burzami
Byłaś, pani moja, zmienna
Neurotyczna i drażliwa
Jeszcze dobrze nie okrzepłaś
Już w upałach się rozpływasz
Teraz tłuste lato przyjdzie
W dojrzałości rozpasane
Delikatność w słońcu zniknie
Obfitością pierś opadnie
Tyle zawsze czekać trzeba
Nim się coś pięknego trafi
Odrobinę zazna ciepła
Żeby zaraz wszystko stracić ...
Żegnaj, wiosno moja słodka
Przez śmierć wzięta w kwiecie wieku
Może kiedyś znów cię spotkam
Żegnaj, w wiośnie życia swego
2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz