Do granic pustelni gdzie nikt nie dociera
Gdy księżyc jest w pełni noc niesie wołanie
Pod chatę podchodzi samotna wadera
Tęsknota ją prosi na tajne spotkanie
Łańcuchy zerwali tchórzliwi psi stróże
Szczekanie w oddali ucichło na polach
Nerwowym wierzganiem koń w stajni niedużej
Wnet rygle wyłamie i wyrwać się zdoła
Wyczuła zwierzyna drapieżcze podchody
Krew we mnie zaczyna przyspieszać krążenie
Spragniona łowczyni przybywa na gody
Los łaskę mi czyni pokątnym spełnieniem
Sierść srebrem się mieni pomiędzy drzewami
Blask kłów wśród czerwieni i ślina ocieka
Jak wiatr mech rozgarnia silnymi łapami
Księżyca latarnia zagląda jej w ślepia
Rysują pazury na desce żłobienia
Jak zdarzeń ponurych czas znaki na twarzy
Tak strzępek człowieka doczekał zbawienia
Niech to na co czekam się wreszcie wydarzy
Tężejąc drżą palce wczepione w puch sierści
Smak krwi na kłów tarce gdy dłoń tonie w szczęce
Szorstkością niech język chwil kilka popieści
Nim suka wyjęczy ostatnich drgnień szczęście
2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz