Nic rycerzom nie mówiąc, brnął plażą w zdumieniu
Aż swój miecz ujrzał w górze, wbity w klifu ścianę
Wianek zwisał z ziół polnych na miecza ramieniu -
Więc się wspiął po urwisku i rozerwał wianek
Za rękojeść pochwycił, niczym zdobycz złodziej
Lecz go metal oparzył, jakby ogniem gorzał
Ruszył kapłan w dół klifu, ochłodzić dłoń w wodzie
A miecz z ręki puszczony, runął wprost do morza
Mocząc dłoń oparzoną w morskiej wodzie słonej
Myślał jak się uchronić przed pogańskim czarem
Ostrze miecza wtem ujrzał w morzu zagłębione
A na klindze - przeszytą żelazem ryb parę
I zaniechał przemocy, widząc ryb ławice
Bo historia ta jemu stała się nauką -
Gdy w pokoju lud żyje, dostaje obficie
Jeśli nie, to dobrobyt nie trwa nigdy długo
2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz