Długa droga, ciemność wokół,
Księżyc iskrą błyska w oku,
Gdy wynurzy się w chmur biegu
Rozlać srebro w morze śniegu.
Strach przed nocą nogi niesie,
Gubię drogę w gęstym lesie,
Twardy śnieg pod butem trzeszczy,
Szklące oczy las wytrzeszczył.
Noga zjeżdża zboczem jaru,
Spadam w otchłań głową na dół,
Chwytam jodłę, śnieg otrząsam,
Mróz policzki krwawo kąsa.
Czołgam się pod szklaną górę,
Dziwna groza jeży skórę,
Gęsty puch ktoś wydarł chmurze,
Para świateł błyska w górze.
Coś przemyka, gdzieś się czai,
Śledzi wzrokiem mnie z oddali,
Jakby straż, co czuwa skrycie...
Noc rozrywa dzikie wycie.
Zły to w lesie jest przewodnik -
W mroźną noc drapieżnik głodny,
Który wzywa resztę stada,
Chyłkiem w krzakach się zakrada.
Resztką sił uciec się staram,
Szelest łap, oddechów para,
Ktoś mnie tropi pośród mrozu,
W trwodze się pogrąża rozum.
Oto leśna jest polana
Świeżym puchem zasypana,
Grzęzną w zaspach słabe nogi -
Nadszedł koniec dla mnie srogi.
Zastępuje wilk mi drogę,
Chcę się podnieść, lecz nie mogę,
Wokół wilcza już rodzina,
Odwrót tylna straż odcina.
Klęcząc losu mego czekam,
Basior ruszył... stanął... zwleka...
Skoczył z miejsca, dopadł szyję...
Księżyc wyszedł, bestia wyje...
Wnet wataha na mnie cała....
Ozorami twarz ogrzała,
Krew stopiły futra gęste,
Nakarmiły z łowów mięsem.
Dziś niczego się nie boję,
Wyleczyłem rany swoje,
Odnalazłem miejsce w życiu
I pociechę w wilczym wyciu.
2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz