Spocona skóra w promieniach słońca
Niczym w kopalni soli stalaktyt
Szorstki się na niej osad wytrąca
Gdy żar ją suszy i ciepłe wiatry
Z grzeszności myta niebiańską wodą
Liżącą nagie ciało lubieżnie
Aż się zasoli jak z oczu potok
Łez albo morze martwe i ciepłe
W ukryciu cieni przed chłodnym deszczem
By się osuszyć po przejściu chmury
Spleciona z drugą w słonawy precel
Rozkoszy lukry zaschły na którym
W dłoniach natury miękko się mości
W cielesnych soków przybrana wilgoć
Dusząc bezbronną świeżość czystości
Słoną i lepką uniesień przylgą
2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz