Z obrzydliwości rodzi się piękno
Jak kwiat wspaniały na ściółce gnoju
Wystarczy dojrzeć i sięgnąć ręką
Pośród zgnilizny po różę swoją
Róża w wysokich stała kaloszach
Kusa spódniczka koszula biała
Pełna i smukła była jej postać
Kiedy widłami gnój przerzucała
Niczym bogini w stajni wierzejach
Czynem szlachetna i mięśni siłą
Co Heraklesa pracę przejęła
By się pochylić nad słomą zgniłą
Napięte członki zroszone skronie
Zaokrąglone biodra szeroko
Co rusz z koszuli zaciekawione
Mięsistej piersi wyjrzało oko
Przerwała pracę i tak spojrzała
Że w jednej chwili pojąłem wszystko
Stajnia i słoma i ona sama -
W żyłach pieniące krew dziewuszysko
Prysła koszula z bielą jej razem
Obrus splamiony przez odchód zwierząt
Gdy miękkość piersi w dłoniach znalazłem
Wespół z gnojarką w słomie się prężąc
Łąką wiosenną gnój był pod nami
Najsłodszą wonią odór zgnilizny
Kiedy dzikimi płonąc zmysłami
Rozum zapomniał nagle o wszystkim
Spadły kalosze spódniczka kusa
Stopy i dłonie wbiły się w wilgoć
W gnoju ciał dwojga splot się poruszał
Jakby je zlepił na wspólną przyszłość
Cuchnące palce wplotłem w jej włosy
Brunatną dłonią mazałem ciało
Nieokiełznanej chłonąc rozkoszy
Oznaki ciche że wciąż jej mało
I tylko konie będąc świadkami
W gnijącej słomie uniesień jedni
Rżeniem oznajmić nie omieszkały
O swym zgorszeniu z boksów sąsiednich
2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz