Ostatni knot dogasł, ostatni blask światła
Ciemność nieprzebrana wśrod nocy zapadła
Kiedy mary w bieli, zacieśniając pierścień
Podeszły pod same chaty mojej wejście
Stanąłem na progu, prosząc gości bliżej
Koń raz jeszcze wierzgnął, przerywając ciszę
Duchy w izbę weszły, usiadły po kątach
Wino w kielich wlałem, by język rozplątać
To w okno patrzyłem, to na ciemne ściany -
Czerep - prosto w gości, kruk też - okiem szklanym
Chłód izbę wypełnił, jakby śmierci powiew
Usta otworzyłem, by zacząć opowieść
Lecz kiedy spojrzałem w twarze moich gości
W każdej odnalazłem ślady samotności
Zrozumiałem wtedy, że czują to samo
I moja historia jest im dobrze znaną
Nieszczęśni za życia, zdradzeni, niechciani
Po śmierci wracają z cierpienia otchłani
By samotność, w której przez ludzi zginęli
Z równie im samotnym człowiekiem podzielić
I trwać tak w skupieniu na niemej rozmowie
W której duch z zaświatów czuje tak jak człowiek ...
Wtedy wszyscy w jednej izbie zgromadzeni
Stali się wspólnotą i przyjaciół mieli
Koń zarżał za ścianą długo i przeciągle
Głowę ociężałą ze stołu uniosłem
Spojrzałem przez okno - opadły tumany
Pierwszy promień świtu rychły wieścił ranek
W chacie całkiem ciemnej sam byłem przy stole
Na nim - kielich pusty, świece wypalone
Tylko czerep wlepiał we mnie oczu dziury
I kruk okiem szklanym wpatrywał się z góry -
Ci świadkowie niemi zdarzeń z wiejskiej chaty
W której spotykały nocą się dwa światy
1811
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz