Chata nie była długo spokojna,
Nie wiem skąd nowa wzięła się plaga -
Armia prusaków, wyłażąc z kąta
Dom mój zalała falą robactwa
Zjadły zapasy i w książki weszły,
W czaszki oczodół na półce mojej,
Ród karaluchów, z każdym dniem większy,
Coraz to nowe czynił podboje
Aż raz, gdy jadłem, na środku stołu,
Wielki jak palec, stanął karaluch,
Każąc wynosić się z tego domu,
Który królestwem miał być prusaków
I żeby mowa króla zabrzmiała
Groźnie, do reszty łamiąc mój opór,
Na jego rozkaz, armia mnie cała
Wstrętnych owadów oblazła wokół
Więc się poddałem prusaczej sile,
Wstałem, by przystań odnaleźć nową,
Lecz kiedy tylko drzwi otworzyłem,
Szum czarnych skrzydeł przemknął nad głową
Zginął robactwa król w kruka dziobie,
Armia w popłochu dom opuściła,
Nowej przystani nie szukam sobie -
Trzyma mnie tutaj tajemna siła
1811
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz