ten poranek był początkiem
który zmienił się w dzień dziwny
jak jest czasem gdy szarlotkę
jesz i przejdzie cię dreszcz zimny
chłód towarzysz z tego lata
kiedy żar się ledwo zatlił
a już skonał w krwawych kwiatach
jakby w lata dzień ostatni
odkąd nie ma to znaczenia
jeśli pozdychają wszyscy
sto lat przejdzie nie pozmienia
twych obrazów we mnie czystych
w noc jak ta z syjamskich jestem
bliźniąt tym jedynym żywym
w płytkiej wodzie tonąć nie chcę
pragnąc rzeczy niemożliwych
drgam na stypie własnej tańcem
w ciemnej świętej tej godzinie
nim znów będę figurantem
krótkotrwały efekt minie
pozbawiony wiary gasnę
w zimnej fali pornografii
cudzych głosów się lekarstwem
leczę zanim szlag mnie trafi
2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz