Prosiliście mnie bym przybył
Do pałaców na salony
Gdzie szlachetnych głów siedziby
Między fraki i korony
Do firm banków złotych katedr
Zastawionych suto stołów
Świętych ogni na opłatek
I sprzedawać wam dopomógł
Nie chcieliście mi pozwolić
W waszych sercach się narodzić
Zza zamkniętych ich podwoi
Echo pustki mnie dochodzi
Nie chcieliście bym zobaczył
Okrucieństwa świństwa szwindle
Łzy zastygłe ofiar waszych
Kto jest człowiek a kto bydlę
Bym usłyszał podłe szepty
Puste śmiechy spiskowania
Przejrzał zmowy i geszefty
Za pozorem dojrzał drania
Urodziłem się w ubóstwie
Krzywdzie bólu i cierpieniu
Zobaczyłem bagno ludzkie
Nurzające w upodleniu
W noclegowni pod wiaduktem
W zimnej izbie za kratami
W zagrzybionej dziurze brudnej
W holach między peronami
Pośród tych co są bez pracy
Swego kąta bez nadziei
Z których żyją łez łajdacy
Z krwi im pitej - klan złodziei
Pośród głodnych nieleczonych
Odrzuconych oszukanych
Którym wciąż się wbija szpony
W zasklepione ledwie rany
Wśród tych co mrok się zdający
Nie mieć końca kirem spowił
I tych co gdy dzień się kończy
Chcą by już nie nadszedł nowy
Im nowinę dobrą niosę
I nadziei wieczną jasność
W żłobie łączę się z ich losem
By nie bali się już zasnąć
Pokój daję doskonały
Jak być może tylko w niebie
Obiecując pozostałym
To co innym dali z siebie
2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz