Jeden wokół słońca obieg
Milion zmrużeń twoich powiek
Westchnień myśli gestów marzeń -
Ty mi jesteś kalendarzem
Z muśnięć świeżych bzem kwitnącym
Przez namiętność ust gorących
W obumarłych chłód uniesień -
Rok kolejny drogę przeszedł
Następnego wzejdzie zorza
Topić złudę w smutku morzach
Wrogim szeptem nękać wszędzie -
Może to ostatni będzie ...
2010
"Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate"
„Okręt mój płynie dalej – pod prąd,
Serce, choć popękane, bić chce,
Nie ma cię i nie było – jest noc,
Nie ma mnie i nie było – jest dzień”
parafraza: KAT
piątek, 31 grudnia 2010
czwartek, 30 grudnia 2010
Wiek efektów
Po wiekach mędrców, wiekach nauki,
Wiekach postępu, kultury, sztuki,
Stuleciach złotych dla intelektu,
Nadszedł wiek głupców - to wiek efektów
Film, teleturniej, utwór muzyczny,
Koncert czy program to polityczny,
Tworzy się teraz, bez źdźbła respektu
Dla tępej tłuszczy, głównie z efektów
Wszystko na sprzedaż jest dziś towarem,
Choćby wartości nie miało wcale,
Marketer w efekt sprytnie pakuje,
Głupi konsument towar kupuje
Miernotę dziełem efekty zrobią,
Dzieło jest niczym, gdy go nie zdobią,
Lecz czas i rozum, co wszystko mielą,
Ziarno od plewy waszej oddzielą
2010
Wiekach postępu, kultury, sztuki,
Stuleciach złotych dla intelektu,
Nadszedł wiek głupców - to wiek efektów
Film, teleturniej, utwór muzyczny,
Koncert czy program to polityczny,
Tworzy się teraz, bez źdźbła respektu
Dla tępej tłuszczy, głównie z efektów
Wszystko na sprzedaż jest dziś towarem,
Choćby wartości nie miało wcale,
Marketer w efekt sprytnie pakuje,
Głupi konsument towar kupuje
Miernotę dziełem efekty zrobią,
Dzieło jest niczym, gdy go nie zdobią,
Lecz czas i rozum, co wszystko mielą,
Ziarno od plewy waszej oddzielą
2010
środa, 29 grudnia 2010
Zimna kochanka
Zimna twoja jest uroda,
Serce kute w wiecznych lodach,
Choć się bronię przed twym pięknem,
Wiem, że w końcu mu ulegnę
Od lat nęcisz mnie wytrwale,
Doskonałym wabisz ciałem,
Kusisz wzrokiem, muskasz dłonią
Chłodem lodu oszronioną
Lodowato się uśmiechasz,
Iskrzysz mrozem na powiekach,
Gdy ustami do mnie przywrzesz,
Żadna siła mnie nie wydrze
Każdy w twojej grze przegrany,
W podłym świecie zabłąkany,
Choć twojego pragną ciała,
To ty właśnie mnie wybrałaś
Miałaś wcześniej setki innych,
Rozkosz lałaś dreszczem zimnym,
Chłodu grzechem mnie uwiedziesz,
Muszę tylko 'tak' powiedzieć
Wiem, że zginę w twych ramionach,
Serce słabe z zimna skona,
Lecz nie zdołam ci się oprzeć -
Tylko z tobą będzie dobrze
Legnę cicho w śnieżne łoże -
Co chcesz ze mną zrobić możesz,
Oddech twój łzy skuje w sople,
Wymaluje róże w oknie
Ledwie zdążę oczy domknąć,
Chłód odbierze mi przytomność,
Z żył wysączysz ciepło potem,
Chwilę szczęścia zetniesz lodem ...
2010
Serce kute w wiecznych lodach,
Choć się bronię przed twym pięknem,
Wiem, że w końcu mu ulegnę
Od lat nęcisz mnie wytrwale,
Doskonałym wabisz ciałem,
Kusisz wzrokiem, muskasz dłonią
Chłodem lodu oszronioną
Lodowato się uśmiechasz,
Iskrzysz mrozem na powiekach,
Gdy ustami do mnie przywrzesz,
Żadna siła mnie nie wydrze
Każdy w twojej grze przegrany,
W podłym świecie zabłąkany,
Choć twojego pragną ciała,
To ty właśnie mnie wybrałaś
Miałaś wcześniej setki innych,
Rozkosz lałaś dreszczem zimnym,
Chłodu grzechem mnie uwiedziesz,
Muszę tylko 'tak' powiedzieć
Wiem, że zginę w twych ramionach,
Serce słabe z zimna skona,
Lecz nie zdołam ci się oprzeć -
Tylko z tobą będzie dobrze
Legnę cicho w śnieżne łoże -
Co chcesz ze mną zrobić możesz,
Oddech twój łzy skuje w sople,
Wymaluje róże w oknie
Ledwie zdążę oczy domknąć,
Chłód odbierze mi przytomność,
Z żył wysączysz ciepło potem,
Chwilę szczęścia zetniesz lodem ...
2010
wtorek, 28 grudnia 2010
Upiór
Chodził smutny i milczący,
Z nożem wspomnień w sercu tkwiącym,
Świat przerażał straszny dziwak
Z raną, z której krew wypływa

Zdecydował ktoś to skończyć -
Wyrwał nóż, co serce drążył,
Krew chlusnąwszy z siłą wielką
Zatrzasnęła życia wieko
Lecz nie koniec to cierpienia -
Nie uwolni ducha ziemia,
Z umarłymi nie połączy,
Bo niczego śmierć nie kończy
2010
Z nożem wspomnień w sercu tkwiącym,
Świat przerażał straszny dziwak
Z raną, z której krew wypływa
Zdecydował ktoś to skończyć -
Wyrwał nóż, co serce drążył,
Krew chlusnąwszy z siłą wielką
Zatrzasnęła życia wieko
Lecz nie koniec to cierpienia -
Nie uwolni ducha ziemia,
Z umarłymi nie połączy,
Bo niczego śmierć nie kończy
2010
poniedziałek, 27 grudnia 2010
Nasze święta
Dwie gałązki jodły
W skutych lodem słojach,
Bombką gra wiatr chłodny -
To choinka twoja
Śnieg lukrem polany
Lodu jest opłatkiem,
Szept mój - życzeniami
Niesionymi wiatrem
Wędrowcem strudzonym
Jestem przy twym stole,
Ty - prezentem moim
W trumnie, w grobu dole
2010
W skutych lodem słojach,
Bombką gra wiatr chłodny -
To choinka twoja
Śnieg lukrem polany
Lodu jest opłatkiem,
Szept mój - życzeniami
Niesionymi wiatrem
Wędrowcem strudzonym
Jestem przy twym stole,
Ty - prezentem moim
W trumnie, w grobu dole
2010
niedziela, 26 grudnia 2010
Świąteczne życzenie
Chwila chleba podzielenia,
Czas, gdy składasz mi życzenia -
Drżącym głosem, z oczu blaskiem,
Co rok - ten jest jedenasty -
Dawnych się spełniło parę,
Znów to jedno usłyszałem
Mam się zmienić - wszystko jest w tym,
Cóż, spróbuję więc być lepszym,
Zapanować nad nerwami,
Lepiej się obchodzić z wami,
Bez obietnic - za rok spojrzę
Wstecz, czy byłem w stanie dojrzeć
Pokończyłem szkoły dobrze,
Życie umiem znacznie gorzej,
Nie widziałem, będąc ślepcem,
Gdy się szczęście pchało w ręce,
Pycha, próżność mi skłamały,
Wywyższyły ponad wami,
Lecz to mnie się było uczyć
Od serc waszych czystych uczuć
Kiedyś może sam zostanę,
Stracę szanse przez los dane,
Płakać wtedy będzie próżno,
Że na wszystko jest za późno
2010
Czas, gdy składasz mi życzenia -
Drżącym głosem, z oczu blaskiem,
Co rok - ten jest jedenasty -
Dawnych się spełniło parę,
Znów to jedno usłyszałem
Mam się zmienić - wszystko jest w tym,
Cóż, spróbuję więc być lepszym,
Zapanować nad nerwami,
Lepiej się obchodzić z wami,
Bez obietnic - za rok spojrzę
Wstecz, czy byłem w stanie dojrzeć
Pokończyłem szkoły dobrze,
Życie umiem znacznie gorzej,
Nie widziałem, będąc ślepcem,
Gdy się szczęście pchało w ręce,
Pycha, próżność mi skłamały,
Wywyższyły ponad wami,
Lecz to mnie się było uczyć
Od serc waszych czystych uczuć
Kiedyś może sam zostanę,
Stracę szanse przez los dane,
Płakać wtedy będzie próżno,
Że na wszystko jest za późno
2010
sobota, 25 grudnia 2010
Święta największej tęsknoty
Pokój jaśnieje kominka ogniem
Gdy wiatr grudniowy wieje za oknem
W dali wśród śniegu słychać kolędy
Każdy szczęśliwy i uśmiechnięty
Świat cały razem w noc tę świętuje
Ja jeden cieszyć dziś się nie umiem
Najokrutniejsze żalu są pęta
Kiedy się cieszyć nie ma z kim w święta
Chciałbym cię bardzo zabrać raz jeden ...
Zabrać z mych myśli nie mogę ciebie
Na resztę roku serce utwardzę
Ale w te święta cierpię najbardziej
W noc zimną patrzę za moim oknem
Wśród tylu świateł stoję samotnie
Wspominam ciebie gdy byłaś z nami
Świat też się cieszył i ludzie śmiali
Dziś każdy kogoś w ramionach trzyma
Ja nie - jedyny i ty - jedyna
Na wiosnę nieco bladną wspomnienia
Wymyte w kwietnia deszczu strumieniach
Lato przeleci i spadną liście
Jakoś przeczekam nim mróz krew ściśnie
I znowu wspomnę gdy na pasterce
Patrząc na ciebie składałem ręce
2010
swobodne tłumaczenie z: Mariah Carey (+ bonus)
Gdy wiatr grudniowy wieje za oknem
W dali wśród śniegu słychać kolędy
Każdy szczęśliwy i uśmiechnięty
Świat cały razem w noc tę świętuje
Ja jeden cieszyć dziś się nie umiem
Najokrutniejsze żalu są pęta
Kiedy się cieszyć nie ma z kim w święta
Chciałbym cię bardzo zabrać raz jeden ...
Zabrać z mych myśli nie mogę ciebie
Na resztę roku serce utwardzę
Ale w te święta cierpię najbardziej
W noc zimną patrzę za moim oknem
Wśród tylu świateł stoję samotnie
Wspominam ciebie gdy byłaś z nami
Świat też się cieszył i ludzie śmiali
Dziś każdy kogoś w ramionach trzyma
Ja nie - jedyny i ty - jedyna
Na wiosnę nieco bladną wspomnienia
Wymyte w kwietnia deszczu strumieniach
Lato przeleci i spadną liście
Jakoś przeczekam nim mróz krew ściśnie
I znowu wspomnę gdy na pasterce
Patrząc na ciebie składałem ręce
2010
swobodne tłumaczenie z: Mariah Carey (+ bonus)
piątek, 24 grudnia 2010
Bóg się rodzi, świat świętuje ♫
Witaj, boże, wśród ludzkości,
Witaj w dziecka niewinności,
W ciszy nocy, w biedzie żłobu -
Oto znak twój jest dla globu
Przywitamy ciebie hucznie,
Zgotujemy wielką ucztę,
Przemoc ci przyniosą w darze
Gwałciciele i zbrodniarze,
Tonąc w świństwach i obłudzie
Niosą pokłon tobie ludzie,
Z zebranymi bogactwami,
Byś nie żebrał z pasterzami,
Z biciem dzwonów, w handlu wrzawie,
Próżno mrużysz oczy w trawie
Wyprujemy karpiom ości,
Wypijemy barszczyk postny,
Brzuch wypchamy pierogami,
Przegryziemy makowcami,
Fałszem szytych życzeń parę,
Przełamanych twoim ciałem,
Pustkę uczuć zalepimy
Prezentami kosztownymi,
Kolęd kilka zaśpiewamy,
Gdy już dobrze w czubie mamy,
Potem szynki i indyki
(nowy zwyczaj z Ameryki)
Zobacz, jak się cieszą ludzie,
Nie smuć się w tej owczej budzie,
Tak świętują, żeś tu przyszedł,
Wkrótce cię uraczą krzyżem.
2010
♫ - na melodię "Pójdźmy wszyscy do stajenki"
Witaj w dziecka niewinności,
W ciszy nocy, w biedzie żłobu -
Oto znak twój jest dla globu
Przywitamy ciebie hucznie,
Zgotujemy wielką ucztę,
Przemoc ci przyniosą w darze
Gwałciciele i zbrodniarze,
Tonąc w świństwach i obłudzie
Niosą pokłon tobie ludzie,
Z zebranymi bogactwami,
Byś nie żebrał z pasterzami,
Z biciem dzwonów, w handlu wrzawie,
Próżno mrużysz oczy w trawie
Wyprujemy karpiom ości,
Wypijemy barszczyk postny,
Brzuch wypchamy pierogami,
Przegryziemy makowcami,
Fałszem szytych życzeń parę,
Przełamanych twoim ciałem,
Pustkę uczuć zalepimy
Prezentami kosztownymi,
Kolęd kilka zaśpiewamy,
Potem szynki i indyki
(nowy zwyczaj z Ameryki)
Zobacz, jak się cieszą ludzie,
Nie smuć się w tej owczej budzie,
Tak świętują, żeś tu przyszedł,
Wkrótce cię uraczą krzyżem.
2010
♫ - na melodię "Pójdźmy wszyscy do stajenki"
czwartek, 23 grudnia 2010
Wesołych świąt, mamusiu
Jeszcze dni tych parę w pracy,
Już mam karpia i choinkę,
Muszę tylko upiec placek,
Kupić śledzie, mak i szynkę,
Mam dla dzieci to, co chciały,
Już prezenty spakowałam,
Tak na święta te czekały,
Jeszcze wierzą w Mikołaja
Rok ostatni to być może,
Kiedy cała jest rodzina,
Stary pije coraz gorzej,
Dłużej tego nie wytrzymam,
Chociaż ojca tak kochają,
Widzę strach w ich oczach małych,
Gdy te sceny oglądają,
Szkoda lat im zmarnowanych
Synek bystry taki wszędzie,
Ma problemy teraz w szkole,
Córcia milczy coraz częściej,
Już nie bawi jej przedszkole -
Niech więc cieszą się w te święta
Tą choinką, prezentami,
Może będą mniej pamiętać,
Że ich ojciec był pijany
Ciężko w pracy jest się skupić,
Gdy mnie tyle jeszcze czeka,
Może jemu też coś kupię?
Może będzie mniej się wściekał?
Szatan w chorej siedzi czaszce,
Mocniej dziś niż zwykle kusi,
Rozpacz niesie biednej matce -
Ojciec dzieci we śnie dusi
2010
Już mam karpia i choinkę,
Muszę tylko upiec placek,
Kupić śledzie, mak i szynkę,
Mam dla dzieci to, co chciały,
Już prezenty spakowałam,
Tak na święta te czekały,
Jeszcze wierzą w Mikołaja
Rok ostatni to być może,
Kiedy cała jest rodzina,
Stary pije coraz gorzej,
Dłużej tego nie wytrzymam,
Chociaż ojca tak kochają,
Widzę strach w ich oczach małych,
Gdy te sceny oglądają,
Szkoda lat im zmarnowanych
Synek bystry taki wszędzie,
Ma problemy teraz w szkole,
Córcia milczy coraz częściej,
Już nie bawi jej przedszkole -
Niech więc cieszą się w te święta
Tą choinką, prezentami,
Może będą mniej pamiętać,
Że ich ojciec był pijany
Ciężko w pracy jest się skupić,
Gdy mnie tyle jeszcze czeka,
Może jemu też coś kupię?
Może będzie mniej się wściekał?
Szatan w chorej siedzi czaszce,
Mocniej dziś niż zwykle kusi,
Rozpacz niesie biednej matce -
Ojciec dzieci we śnie dusi
2010
środa, 22 grudnia 2010
Wróbelek
Czy pokocha ktoś wróbelka,
Co daleko tak od domu?
Nie pozwoli na gałęziach
Zrobić gniazda dąb nikomu,
W jego liściach grzać nie będzie
Wolno skrzydeł byle komu
Czy pokocha ktoś wróbelka?
Ogrzać słowem chcieć go będzie?
To pomyłka, hańba wielka
Taki pomysł dla łabędzia,
Śmiać się będzie ptaków rzesza
I łabędziem gardzić wszędzie
Czy w kimś litość pozostała
I głodnemu jeść da dzisiaj?
Gdyby mogła, to by dała,
Lecz nie może dać pszenica,
Całe ziarno, jakie miała,
Potrzebuje, by rozkwitać
Czy pokocha ktoś wróbelka?
Czy nikt jego nie pochwali?
"Ja" - zakrzyknie ziemia wielka -
"Wszak jesteście ze mnie cali,
Prochem będzie wielkość wszelka,
Z niego wszyscyście powstali"
2010
przekład z: Simon&Garfunkel
Co daleko tak od domu?
Nie pozwoli na gałęziach
Zrobić gniazda dąb nikomu,
W jego liściach grzać nie będzie
Wolno skrzydeł byle komu
Czy pokocha ktoś wróbelka?
Ogrzać słowem chcieć go będzie?
To pomyłka, hańba wielka
Taki pomysł dla łabędzia,
Śmiać się będzie ptaków rzesza
I łabędziem gardzić wszędzie
Czy w kimś litość pozostała
I głodnemu jeść da dzisiaj?
Gdyby mogła, to by dała,
Lecz nie może dać pszenica,
Całe ziarno, jakie miała,
Potrzebuje, by rozkwitać
Czy pokocha ktoś wróbelka?
Czy nikt jego nie pochwali?
"Ja" - zakrzyknie ziemia wielka -
"Wszak jesteście ze mnie cali,
Prochem będzie wielkość wszelka,
Z niego wszyscyście powstali"
2010
przekład z: Simon&Garfunkel
wtorek, 21 grudnia 2010
Mamo, zostań jeszcze
Gdzie jesteś mamo?
Tak mało pamiętam
Płomyczek
Płomyk
Znaczki i gofry
Bułki w siatce
Zupy w kankach
Prace ręczne
Piosenki
Lekarzy
Dzieciństwo gdzieś prysło
I młodość głupia
Byłaś tak blisko
I tak daleko
Zawsze pomocna
Choć tobie trzeba
Było pomóc
Taka zaradna
I nieporadna
Dzielnie walcząca
Z losem który uparł się
By cię zniszczyć
Nie zostawiłaś nas nigdy
To my zostawiliśmy ciebie
2010
Tak mało pamiętam
Płomyczek
Płomyk
Znaczki i gofry
Bułki w siatce
Zupy w kankach
Prace ręczne
Piosenki
Lekarzy
Dzieciństwo gdzieś prysło
I młodość głupia
Byłaś tak blisko
I tak daleko
Zawsze pomocna
Choć tobie trzeba
Było pomóc
Taka zaradna
I nieporadna
Dzielnie walcząca
Z losem który uparł się
By cię zniszczyć
Nie zostawiłaś nas nigdy
To my zostawiliśmy ciebie
2010
poniedziałek, 20 grudnia 2010
Cud gnicia
Wielka świata tajemnica,
Nazywana cudem życia,
Tak naprawdę, od zarania,
To historia umierania
W łonie matki płód poczęty,
Zanurzony żyje w śmierci,
Kim by nie był, co osiągnął,
Zgnije w kilku dekad ciągu
Choćby zdobyć zdołał wiele,
Robak wszystko w prochy zmiele -
Nic po myślach i odkryciach,
Wobec wielkiej siły gnicia
Czy by król był, czy myśliciel,
Wykradł światu tajemnice,
Choćbym świętym go uznali,
Zgnije tak, jak pozostali
Czym ludzkości są zdobycze?
Wciąż tak kruche ludzkie życie,
Wprzód mądrością się chełpimy,
Potem nawóz z kości zgniłych
A to piękno, co zachwyca -
Smak poziomek, blask księżyca,
Dane są, by móc na chwilę
Nie pamiętać, że się gnije
Jedni w bólu i cierpieniu,
Inni w samouwielbieniu,
Ci świadomi, ci szczęśliwi -
Śmierć wszystkimi się wyżywi
Bóg mi tyle dał dobrego -
Cieszę z losu się swojego,
Że wciąż żyję jestem wdzięczny,
W szczęściu zgniję tym do reszty
Nim zabrała cię zbyt wcześnie,
Śmierć spojrzała w oczy jeszcze,
Nie ruszyła gnicia ręką,
Zostawiając cię nietkniętą
Jedna w świecie ty dziewica
Od trupiego wolna gnicia,
Załatwiłem to ze śmiercią,
W zamian trupem żywym będąc
2010
Nazywana cudem życia,
Tak naprawdę, od zarania,
To historia umierania
W łonie matki płód poczęty,
Zanurzony żyje w śmierci,
Kim by nie był, co osiągnął,
Zgnije w kilku dekad ciągu
Choćby zdobyć zdołał wiele,
Robak wszystko w prochy zmiele -
Nic po myślach i odkryciach,
Wobec wielkiej siły gnicia
Czy by król był, czy myśliciel,
Wykradł światu tajemnice,
Choćbym świętym go uznali,
Zgnije tak, jak pozostali
Czym ludzkości są zdobycze?
Wciąż tak kruche ludzkie życie,
Wprzód mądrością się chełpimy,
Potem nawóz z kości zgniłych
A to piękno, co zachwyca -
Smak poziomek, blask księżyca,
Dane są, by móc na chwilę
Nie pamiętać, że się gnije
Jedni w bólu i cierpieniu,
Inni w samouwielbieniu,
Ci świadomi, ci szczęśliwi -
Śmierć wszystkimi się wyżywi
Bóg mi tyle dał dobrego -
Cieszę z losu się swojego,
Że wciąż żyję jestem wdzięczny,
W szczęściu zgniję tym do reszty
Nim zabrała cię zbyt wcześnie,
Śmierć spojrzała w oczy jeszcze,
Nie ruszyła gnicia ręką,
Zostawiając cię nietkniętą
Jedna w świecie ty dziewica
Od trupiego wolna gnicia,
Załatwiłem to ze śmiercią,
W zamian trupem żywym będąc
2010
niedziela, 19 grudnia 2010
Obrońcom praw człowieka - cz. 5.
W wolnym kraju, wolny człowiek
Co chce tylko przyjąć może,
Tu cię zamknąć mogą dranie
Za jedyne posiadanie,
Tak o twoje zdrowie dbają,
Wolność cicho pomijają,
Nie pal trawy, mój ty bratku,
Bo to wolne od podatku,
Rząd o przyszłość dba młodzieży -
Dopalacze im zabierze,
Choć na prawa pograniczu,
Zyska za to na image'u.
Nim w obronie cudzej staniesz,
Pomyśl, co jest tobie dane,
Zawsze znajdziesz w jakimś kraju
Tych, co mniej wolności mają,
Solidarnym jest być dobrze,
Dobrze w walce innych poprzeć,
Jeśli jednak świat chcesz zmienić,
Zacznij w swoim otoczeniu;
Spytaj się swojego ojca,
Czy jest jaką chciał jej Polska,
Jakie były postulaty,
Gdy toczyli bój przed laty
(Po te z Gdańskiej Stoczni sięgnij -
Parskniesz śmiechem, czy się zlękniesz?),
A zrozumiesz - system żyje,
Nigdy babilon nie zginie.
2010
Co chce tylko przyjąć może,
Tu cię zamknąć mogą dranie
Za jedyne posiadanie,
Tak o twoje zdrowie dbają,
Wolność cicho pomijają,
Nie pal trawy, mój ty bratku,
Bo to wolne od podatku,
Rząd o przyszłość dba młodzieży -
Dopalacze im zabierze,
Choć na prawa pograniczu,
Zyska za to na image'u.
Nim w obronie cudzej staniesz,
Pomyśl, co jest tobie dane,
Zawsze znajdziesz w jakimś kraju
Tych, co mniej wolności mają,
Solidarnym jest być dobrze,
Dobrze w walce innych poprzeć,
Jeśli jednak świat chcesz zmienić,
Zacznij w swoim otoczeniu;
Spytaj się swojego ojca,
Czy jest jaką chciał jej Polska,
Jakie były postulaty,
Gdy toczyli bój przed laty
(Po te z Gdańskiej Stoczni sięgnij -
Parskniesz śmiechem, czy się zlękniesz?),
A zrozumiesz - system żyje,
Nigdy babilon nie zginie.
2010
sobota, 18 grudnia 2010
Obrońcom praw człowieka - cz. 4.
W świecie złym - prześladowania,
U nas - wolność jest wyznania,
Jedno - primo inter pares,
Wierz w co chcesz, gdy to uznajesz,
Ten obrządek prawidłowy,
Polityczny, narodowy,
W instytucjach, edukacji,
Wojsku, służbach, dyplomacji
(W końcu mamy demokrację -
Większość zawsze ma tu rację),
Patent ich na dobroczynność,
Na pogrzeby i niewinność,
Sądy sprawy umarzają,
Kurie winnych ukrywają,
Państwo daje im posady,
Grunty, domy - nie ma rady,
Chcesz, czy nie - to z twojej pensji,
Spróbuj tylko mieć pretensje,
Wspólna wiara, wspólna sprawa -
Polska przecież państwem prawa,
Dziatwę możesz mieć niechrzczoną,
Średnią w szkole obniżoną,
Po co ślub sakramentalny?
Pogrzeb gdzieś na komunalnym,
Chcesz się spotkać z ostracyzmem? -
Zadrzyj tu z katolicyzmem,
Oto prawo jest człowieka -
Módl się, śmierci kornie czekaj;
Naród płaci katabasom,
Ci mu dobrze robią za to,
Polityków w garści mają,
Swoje prawo wprowadzają.
Prawem jest cywilizacji
Świętym czerpać z informacji,
Bez nich mogą ludzie zbłądzić,
Media są, by nimi rządzić,
Ten publicznym być się stara,
By z biedoty zbierać haracz,
Inne trzodę politykom
Kują wprost na ich kopyto,
Albo tuczą znów grubasów-
Właścicieli z reklam kasą,
Wszystkie mają wspólny dzielnik -
Pachołkami są komercji,
Leją do łba gęsty kisiel
Z bzdur zmielony, by nie myśleć,
Chcą zawładnąć durną zgrają,
Żebyś tańczył, jak ci grają,
Bez ambicji, płytkie, proste -
To się sprzeda bardzo dobrze,
Kupisz od nich każde gówno,
Skórę z ciebie zedrą równo,
Choć żeś skuty jak niewolnik,
Wmówią ci, że jesteś wolny -
Przecież po to pokazują,
Jak gdzieś tam praw nie szanują,
Byś to, co masz ślepo cenił,
Nie próbował tego zmienić.
U nas - wolność jest wyznania,
Jedno - primo inter pares,
Wierz w co chcesz, gdy to uznajesz,
Ten obrządek prawidłowy,
Polityczny, narodowy,
W instytucjach, edukacji,
Wojsku, służbach, dyplomacji
(W końcu mamy demokrację -
Większość zawsze ma tu rację),
Patent ich na dobroczynność,
Na pogrzeby i niewinność,
Sądy sprawy umarzają,
Kurie winnych ukrywają,
Państwo daje im posady,
Grunty, domy - nie ma rady,
Chcesz, czy nie - to z twojej pensji,
Spróbuj tylko mieć pretensje,
Wspólna wiara, wspólna sprawa -
Polska przecież państwem prawa,
Dziatwę możesz mieć niechrzczoną,
Średnią w szkole obniżoną,
Po co ślub sakramentalny?
Pogrzeb gdzieś na komunalnym,
Chcesz się spotkać z ostracyzmem? -
Zadrzyj tu z katolicyzmem,
Oto prawo jest człowieka -
Módl się, śmierci kornie czekaj;
Naród płaci katabasom,
Ci mu dobrze robią za to,
Polityków w garści mają,
Swoje prawo wprowadzają.
Prawem jest cywilizacji
Świętym czerpać z informacji,
Bez nich mogą ludzie zbłądzić,
Media są, by nimi rządzić,
Ten publicznym być się stara,
By z biedoty zbierać haracz,
Inne trzodę politykom
Kują wprost na ich kopyto,
Albo tuczą znów grubasów-
Właścicieli z reklam kasą,
Wszystkie mają wspólny dzielnik -
Pachołkami są komercji,
Leją do łba gęsty kisiel
Z bzdur zmielony, by nie myśleć,
Chcą zawładnąć durną zgrają,
Żebyś tańczył, jak ci grają,
Bez ambicji, płytkie, proste -
To się sprzeda bardzo dobrze,
Kupisz od nich każde gówno,
Skórę z ciebie zedrą równo,
Choć żeś skuty jak niewolnik,
Wmówią ci, że jesteś wolny -
Przecież po to pokazują,
Jak gdzieś tam praw nie szanują,
Byś to, co masz ślepo cenił,
Nie próbował tego zmienić.
piątek, 17 grudnia 2010
Obrońcom praw człowieka - cz. 3.
Dla nas cudze prawa święte,
Więc pomaga Polska chętnie,
Afganistan, Irak wierzy
W zbawczą polskich moc żołnierzy,
Słuszna sprawa, chociaż czyjaś -
Mamy prawo, by zabijać,
Uświęcone patriotyzmem
Prawo walki z terroryzmem,
Wojsko prawo ma się mylić -
Czasem zginie ktoś z cywili,
Czymże są jednostki prawa,
Kiedy wolność - święta sprawa?
Naszym za to prawo dali,
By w pustyni umierali,
My zaś mamy prawo płacić,
By ktoś inny się bogacił -
Czy więc z bliska, czy z daleka,
Kraj nasz broni praw człowieka.
Gdzieś daleko paru gości
Wymyśliło mit równości
Dla brudasów, kolorowych,
Dla pedałów i jehowych,
Heretyków, pacyfistów,
Ateistów, anarchistów,
Kobiet, dzieci, socjalistów,
Bezrobotnych i hipisów,
Dla z probówek narodzonych,
Żydów, przechrztów i masonów,
Wszelkiej maści grup odmieńców,
Nosicieli i zboczeńców,
Kalek, chorych, wykluczonych,
Wszystkich innych popieprzonych -
Nas chcą uczyć, ignoranci!
W Polsce wieki tolerancji -
Dla czarownic stosów nie ma,
Nie zamyka się w więzieniach,
Każdy może w co chce wierzyć,
Byle cicho w domu siedzieć,
Bez krytyki, bez polemik,
Bezczeszczenia świętej ziemi,
Bez zmieniania czegokolwiek
Pełnię praw ma w Polsce człowiek
(Przemilczany, poniżany,
Wyśmiewany, wykluczany)
Każdy prawo ma, by błądzić,
Prawem ludu jest go sądzić.
Więc pomaga Polska chętnie,
Afganistan, Irak wierzy
W zbawczą polskich moc żołnierzy,
Słuszna sprawa, chociaż czyjaś -
Mamy prawo, by zabijać,
Uświęcone patriotyzmem
Prawo walki z terroryzmem,
Wojsko prawo ma się mylić -
Czasem zginie ktoś z cywili,
Czymże są jednostki prawa,
Kiedy wolność - święta sprawa?
Naszym za to prawo dali,
By w pustyni umierali,
My zaś mamy prawo płacić,
By ktoś inny się bogacił -
Czy więc z bliska, czy z daleka,
Kraj nasz broni praw człowieka.
Gdzieś daleko paru gości
Wymyśliło mit równości
Dla brudasów, kolorowych,
Dla pedałów i jehowych,
Heretyków, pacyfistów,
Ateistów, anarchistów,
Kobiet, dzieci, socjalistów,
Bezrobotnych i hipisów,
Dla z probówek narodzonych,
Żydów, przechrztów i masonów,
Wszelkiej maści grup odmieńców,
Nosicieli i zboczeńców,
Kalek, chorych, wykluczonych,
Wszystkich innych popieprzonych -
Nas chcą uczyć, ignoranci!
W Polsce wieki tolerancji -
Dla czarownic stosów nie ma,
Nie zamyka się w więzieniach,
Każdy może w co chce wierzyć,
Byle cicho w domu siedzieć,
Bez krytyki, bez polemik,
Bezczeszczenia świętej ziemi,
Bez zmieniania czegokolwiek
Pełnię praw ma w Polsce człowiek
(Przemilczany, poniżany,
Wyśmiewany, wykluczany)
Każdy prawo ma, by błądzić,
Prawem ludu jest go sądzić.
czwartek, 16 grudnia 2010
Obrońcom praw człowieka - cz. 2.
Ludzi prawo chcąc szanować
Pozwól najpierw im pracować -
Co im przyjdzie z wszelkich swobód,
Jeśli wcześniej umrą z głodu?
Stocznie, huty zamykają,
Ludzi na bruk wyrzucają,
Przywileje państwo dało
Właścicielom kapitału,
Żeby ciężko im nie było,
Pracowników pozbawiło
Resztek praw ich, za to składki
Idą w górę i podatki -
Robotników taka marność,
Co tworzyli "Solidarność";
Niech się tuczą firmy obce,
Strzygą naszych niczym owce,
Prawo mają pracujący
Żywić z pracy ich żyjących.
Tak więc ci, którzy pracują
Pełnią praw się posługują,
Panie, zwłaszcza racz zachować
To, by mogli finansować
Partie dla nich istniejące,
Prawa ich gwarantujące
Do składania coraz większych
Danin na rzecz przenajświętszych
Instytucji, kancelarii,
Inicjatyw, potrzeb partii -
Politycy się starają,
Niech więc godne życie mają,
Nim rachunki nam zostawią,
Niechże dobrze się zabawią,
Tworząc świat swój wirtualny,
Prawie całkiem nierealny,
A z narodem powiązany
Tym, że przezeń opłacany;
Broń, studencie, praw Korei,
Wprzód kup bilet na kolei,
Równy wobec prawa poseł
Darmo lata samolotem.
Pozwól najpierw im pracować -
Co im przyjdzie z wszelkich swobód,
Jeśli wcześniej umrą z głodu?
Stocznie, huty zamykają,
Ludzi na bruk wyrzucają,
Przywileje państwo dało
Właścicielom kapitału,
Żeby ciężko im nie było,
Pracowników pozbawiło
Resztek praw ich, za to składki
Idą w górę i podatki -
Robotników taka marność,
Co tworzyli "Solidarność";
Niech się tuczą firmy obce,
Strzygą naszych niczym owce,
Prawo mają pracujący
Żywić z pracy ich żyjących.
Tak więc ci, którzy pracują
Pełnią praw się posługują,
Panie, zwłaszcza racz zachować
To, by mogli finansować
Partie dla nich istniejące,
Prawa ich gwarantujące
Do składania coraz większych
Danin na rzecz przenajświętszych
Instytucji, kancelarii,
Inicjatyw, potrzeb partii -
Politycy się starają,
Niech więc godne życie mają,
Nim rachunki nam zostawią,
Niechże dobrze się zabawią,
Tworząc świat swój wirtualny,
Prawie całkiem nierealny,
A z narodem powiązany
Tym, że przezeń opłacany;
Broń, studencie, praw Korei,
Wprzód kup bilet na kolei,
Równy wobec prawa poseł
Darmo lata samolotem.
środa, 15 grudnia 2010
Obrońcom praw człowieka - cz. 1.
Wolne media w wolnym kraju,
Od kryzysu wolnym raju,
Pokazały kwiat narodu -
Młodzież światłą w centrum grodu,
Niech zobaczy ich świat cały,
Jakie głoszą ideały,
W naszej, waszej myśl wolności
Płomień chcą sprawiedliwości
Innym zanieść ciemiężonym,
Ogłupianym, zniewolonym -
Gdzieś w Korei, Białorusi,
Chinach, Birmie i na Rusi,
u Arabów, w Pakistanie,
Hen na Kubie i w Iranie,
W dniu obrony praw człowieka
Uciśnionych tylu czeka
Na narodu głos wolnego,
Innym wzorem będącego,
Jak się wybić z upodlenia
Na wyżyny wyzwolenia,
Ku człowieka praw świętości,
Szacunkowi dla wolności.
Moja pełna cnót młodzieży,
W ideały pięknie wierzyć,
I o innych toczyć wojny,
Gdy samemu jest się wolnym,
Lecz nim sprzątniesz tam pokoje,
Wymieć najpierw śmieci swoje,
Otwórz oczy swe szeroko
I uważnie popatrz wokół,
Korą w mózgu rusz uśpioną,
Gównem z mediów zalepioną,
Wyrwij z macek się systemu,
Nie ucz życia z TVN-u,
Wolnym ten jest, powiem tobie,
Niezależność kto ma w sobie.
Czy ważniejsza wolność słowa
Od ochrony twego zdrowia?
Jakie prawa są człowieka,
Miesiącami, który czeka
Na wizytę, operację,
Łapówkarzom dając kasę,
Chociaż spore składki płaci,
By je zjedli biurokraci?
Praw człowieka bronić późno
Tego, który czekał próżno
Cierpiąc, w końcu życie stracił,
Bo mu system nie dopłacił.
Sprawiedliwość - czy jest w kraju,
W którym sprawy w sądzie trwają
Całe lata? Jakie prawa
Ma ten, co mu przyszło stawać
W bój z firmami, cwaniakami,
Oszustami, zbrodniarzami,
Których chamstwo i zuchwałość
Tuczy sądów opieszałość?
Czy jest równość wobec prawa,
Gdy ma różny finał sprawa -
Za ten sam czyn wyrok mniejszy
Od równego ma równiejszy?
Od kryzysu wolnym raju,
Pokazały kwiat narodu -
Młodzież światłą w centrum grodu,
Niech zobaczy ich świat cały,
Jakie głoszą ideały,
W naszej, waszej myśl wolności
Płomień chcą sprawiedliwości
Innym zanieść ciemiężonym,
Ogłupianym, zniewolonym -
Gdzieś w Korei, Białorusi,
Chinach, Birmie i na Rusi,
u Arabów, w Pakistanie,
Hen na Kubie i w Iranie,
W dniu obrony praw człowieka
Uciśnionych tylu czeka
Na narodu głos wolnego,
Innym wzorem będącego,
Jak się wybić z upodlenia
Na wyżyny wyzwolenia,
Ku człowieka praw świętości,
Szacunkowi dla wolności.
Moja pełna cnót młodzieży,
W ideały pięknie wierzyć,
I o innych toczyć wojny,
Gdy samemu jest się wolnym,
Lecz nim sprzątniesz tam pokoje,
Wymieć najpierw śmieci swoje,
Otwórz oczy swe szeroko
I uważnie popatrz wokół,
Korą w mózgu rusz uśpioną,
Gównem z mediów zalepioną,
Wyrwij z macek się systemu,
Nie ucz życia z TVN-u,
Wolnym ten jest, powiem tobie,
Niezależność kto ma w sobie.
Czy ważniejsza wolność słowa
Od ochrony twego zdrowia?
Jakie prawa są człowieka,
Miesiącami, który czeka
Na wizytę, operację,
Łapówkarzom dając kasę,
Chociaż spore składki płaci,
By je zjedli biurokraci?
Praw człowieka bronić późno
Tego, który czekał próżno
Cierpiąc, w końcu życie stracił,
Bo mu system nie dopłacił.
Sprawiedliwość - czy jest w kraju,
W którym sprawy w sądzie trwają
Całe lata? Jakie prawa
Ma ten, co mu przyszło stawać
W bój z firmami, cwaniakami,
Oszustami, zbrodniarzami,
Których chamstwo i zuchwałość
Tuczy sądów opieszałość?
Czy jest równość wobec prawa,
Gdy ma różny finał sprawa -
Za ten sam czyn wyrok mniejszy
Od równego ma równiejszy?
wtorek, 14 grudnia 2010
Już ci nie wierzę
Już nie umiem ufać tobie
Co się stało - nie odpowiem
Wyjaśniłaś niby wszystko
Nie skrzywdziłaś - ot, tak wyszło
I zapomnieć chcę daremnie
Coś umarło jednak we mnie
Wiem, kochałem cię zbyt mało
Ale byłaś nieskalaną
Demon, który chciał mnie dostać
Do domysłów nie miał podstaw
Jedno głupie wydarzenie
Równowagi zaburzenie
Kilka drobnych kłamstw niewinnych
A już całkiem jestem inny
Nagle stałaś się daleka
Demon jakby na to czekał
Zabrał w uczuć czas młodzieńczych
Gdy kochałem bez pamięci
Wiarą własną ogłupiany
Że tak mogę być kochany
Z nimi szczęście przeszło obok
Jednak szansę miałem z tobą
Choć mniej żaru było we mnie
To roiłem sobie we łbie
Że gdy wszystkim będę tobie
Niedostatki wnet nadrobię
Więcej dobra znajdę w sobie
Niż ode mnie miał ktokolwiek
Teraz wszystko już stracone
Patrzę tylko w jedną stronę -
Wstecz, gdy chociaż bez miłości
To bez zdrady okropności
Gdy szczęśliwy w myślach byłem
Gdy nadziei miałem tyle
To, co z tamtych dni zostało
Bliższe mi niż twoje ciało
2010
Co się stało - nie odpowiem
Wyjaśniłaś niby wszystko
Nie skrzywdziłaś - ot, tak wyszło
I zapomnieć chcę daremnie
Coś umarło jednak we mnie
Wiem, kochałem cię zbyt mało
Ale byłaś nieskalaną
Demon, który chciał mnie dostać
Do domysłów nie miał podstaw
Jedno głupie wydarzenie
Równowagi zaburzenie
Kilka drobnych kłamstw niewinnych
A już całkiem jestem inny
Nagle stałaś się daleka
Demon jakby na to czekał
Zabrał w uczuć czas młodzieńczych
Gdy kochałem bez pamięci
Wiarą własną ogłupiany
Że tak mogę być kochany
Z nimi szczęście przeszło obok
Jednak szansę miałem z tobą
Choć mniej żaru było we mnie
To roiłem sobie we łbie
Że gdy wszystkim będę tobie
Niedostatki wnet nadrobię
Więcej dobra znajdę w sobie
Niż ode mnie miał ktokolwiek
Teraz wszystko już stracone
Patrzę tylko w jedną stronę -
Wstecz, gdy chociaż bez miłości
To bez zdrady okropności
Gdy szczęśliwy w myślach byłem
Gdy nadziei miałem tyle
To, co z tamtych dni zostało
Bliższe mi niż twoje ciało
2010
poniedziałek, 13 grudnia 2010
Strong
Jak fałszywe wasze ryje!
Czemu nikt ich nie obije?
Gówno warta wasza prawda;
Mój strong siedem ma koma dwa
Przyjdzie dzień, gdy zapłacicie
Za spieprzone nasze życie,
Za oszustwa, za łzy nasze;
Mój strong siedem ma koma sześć
Kiedy myślę o tym wszystkim,
Dusza pali niczym whisky,
Tłumi ból, co w sercu noszę
Mój strong - siedem koma osiem
2010
Czemu nikt ich nie obije?
Gówno warta wasza prawda;
Mój strong siedem ma koma dwa
Przyjdzie dzień, gdy zapłacicie
Za spieprzone nasze życie,
Za oszustwa, za łzy nasze;
Mój strong siedem ma koma sześć
Kiedy myślę o tym wszystkim,
Dusza pali niczym whisky,
Tłumi ból, co w sercu noszę
Mój strong - siedem koma osiem
2010
niedziela, 12 grudnia 2010
Kiedy serce krwawi, boże
Kiedy ranne wstają zorze,
Tobie ziemia, tobie morze,
Tobie śpiewa żywioł wszelki -
Bądź chwalony, boże wielki.
Ale człowiek, choć bez miary
Obsypany twymi dary,
Coś go stworzył i ocalił,
Na ból duszy ci się żali.
Ledwie oczy przetrzeć zdoła,
Widzi pustkę dookoła,
Woła wtedy stwórcę w niebie,
Byś go, boże, wziął do siebie.
Wielu śmierci snem upadli,
Co się wczoraj spać pokładli,
My się jeszcze obudzili,
Byśmy po nich w żalu żyli.
2010
inspiracja/zapożyczenia: Jan Kochanowski
Tobie ziemia, tobie morze,
Tobie śpiewa żywioł wszelki -
Bądź chwalony, boże wielki.
Ale człowiek, choć bez miary
Obsypany twymi dary,
Coś go stworzył i ocalił,
Na ból duszy ci się żali.
Ledwie oczy przetrzeć zdoła,
Widzi pustkę dookoła,
Woła wtedy stwórcę w niebie,
Byś go, boże, wziął do siebie.
Wielu śmierci snem upadli,
Co się wczoraj spać pokładli,
My się jeszcze obudzili,
Byśmy po nich w żalu żyli.
2010
inspiracja/zapożyczenia: Jan Kochanowski
sobota, 11 grudnia 2010
Bohater klasy robotniczej
Dla nich od dziecka już byłeś zerem,
Czas ci zabrali, ciągle pracujesz,
Aż ból tak duży, że nic nie czujesz -
Tyś robotniczym jest bohaterem
Krzywdzony w domu, a w szkole bity,
Znienawidzony - mądry czy głupi,
Tak ci dopieprzą, że się pogubisz -
W dupie bohater im robotniczy
Przez dwie dekady ich bicz cię ćwiczył,
Teraz chcą ciebie, byś ich utrzymał,
Lecz pracy w strachu nikt nie wytrzyma,
Choćby bohater był robotniczy
Żryj papkę z mediów, seksu, religii,
Myślisz, żeś mądry i wyzwolony,
Leć ciągle jesteś prostak pieprzony,
Mój bohaterze mas robotniczych
Może się w grono tamtych wybierzesz -
Wciąż dużo miejsca jest przy korycie,
Byś mógł z uśmiechem odbierać życie
Klas pracujących, nasz bohaterze
Robotnik może być bohaterem
Sługus systemu zawsze jest zerem
2010
W 30. rocznicę śmierci J. Lennona
w 40. rocznicę mordu na robotnikach na Wybrzeżu
w 30 lat po powstaniu 'zwycięskiej' Solidarności
po ponad 20 latach 'wolnej i sprawiedliwej' Polski
swobodny przekład z: John Lennon (+bonus)
Czas ci zabrali, ciągle pracujesz,
Aż ból tak duży, że nic nie czujesz -
Tyś robotniczym jest bohaterem
Krzywdzony w domu, a w szkole bity,
Znienawidzony - mądry czy głupi,
Tak ci dopieprzą, że się pogubisz -
W dupie bohater im robotniczy
Przez dwie dekady ich bicz cię ćwiczył,
Teraz chcą ciebie, byś ich utrzymał,
Lecz pracy w strachu nikt nie wytrzyma,
Choćby bohater był robotniczy
Żryj papkę z mediów, seksu, religii,
Myślisz, żeś mądry i wyzwolony,
Leć ciągle jesteś prostak pieprzony,
Mój bohaterze mas robotniczych
Może się w grono tamtych wybierzesz -
Wciąż dużo miejsca jest przy korycie,
Byś mógł z uśmiechem odbierać życie
Klas pracujących, nasz bohaterze
Robotnik może być bohaterem
Sługus systemu zawsze jest zerem
2010
W 30. rocznicę śmierci J. Lennona
w 40. rocznicę mordu na robotnikach na Wybrzeżu
w 30 lat po powstaniu 'zwycięskiej' Solidarności
po ponad 20 latach 'wolnej i sprawiedliwej' Polski
swobodny przekład z: John Lennon (+bonus)
piątek, 10 grudnia 2010
Latarnik
Gdzie jest latarnika miejsce -
Ląd to, morze, czy powietrze?
Gniazdo w górze mam uwite,
Jak ptak przed drapieżcą skryty,
Pod nim krętych schodów setka,
Skała w morze wysunięta,
Nikt tu do mnie nie przybędzie
Wokół morze, skały wszędzie,
Słońce widzę kiedy wschodzi,
Gdy o zmierzchu tonie w wodzie,
Rozlewając złote blaski,
Jak akt wobec grzesznych łaski,
Nic mi więcej nie potrzeba,
Kiedy morze sięga nieba,
Nie dbam jaka jest godzina,
Świat się kończy tu, zaczyna,
Z góry patrzę w dzikie fale -
Jestem bogiem ku swej chwale
Światła promień w dal wysyłam,
Znak to straży, którą trzymam,
Żeby wiodło marynarzy
Tam, gdzie mnie być się nie marzy,
Bo przed ludźmi tu uciekłem,
Którzy ziemię czynią piekłem;
Jedne ptaki mi wystarczą,
Kiedy z morskim wiatrem walczą
I co w szyby zaglądają,
Na latarni przysiadając,
Ryby, które połyskują,
Gdy nad wodę wyskakują,
Czasem któraś mewa siwa
Dziobem srebrny sierp rozrywa,
A ja tylko na to patrzę,
Jestem niemym zdarzeń świadkiem
Widokami gdy się zmęczę,
Zapisuję myśli wierszem,
W sejfach słów dni te ukryłem,
Gdy na lądzie z ludźmi żyłem,
Jeszcze czułem i cierpiałem,
W sercu świeżą ranę miałem;
Teraz wszystko gdzieś jest w tyle,
A te łąki, te motyle,
Gór przestwory, lasów gęstwy,
Wilków wycie, zapach frezji
Podłym ludziom zostawiłem
(Czasem tylko śnią się chwilę),
Dzisiaj przestrzeń mórz otwartych
Za to wszystko musi starczyć
Lubię, kiedy się zachmurzy,
Kiedy wicher fale wzburzy,
Mewy hen na brzeg uciekną,
Sztorm pokaże swoje piękno,
Zbierze wojska swe potężne,
Rzuci w skały fal orężem,
Trzaska, ryczy, wyje, huczy,
Chce mnie z wieży mojej zrzucić,
Lecz samotnia jest bezpieczna,
Na nic sztormu furia wściekła,
Kiedy wodą w szyby skacze,
Nie wie, że w tych chwilach płaczę,
Nie ze strachu, lecz z tęsknoty
Mokną w sztormu wodach oczy
Gdy po burzy przyjdzie cisza,
Jakbym jej wołanie słyszał,
Ze słuchawek wtedy dźwieki
Są ratunkiem przed obłędem
Spójrz, księżycu, spać nie mogę,
Na fal grzbietach srebrzysz drogę,
Wprost do wieży, gdzie się chronię,
Jakbyś chciał prowadzić do niej
Patrzą z brzegu - światło bije,
Tak, latarnik jeszcze żyje
2010
natchnienie: Klincz
czwartek, 9 grudnia 2010
Spotkam cię po tamtej stronie
Głosy morzem w głowie płyną
Szepczą, czas decyzji minął
Nasze złote dni tak giną
Spotkać nam się już nie uda
Chociaż wszędzie ciebie szukam
Wiem, że raz nam to sądzone
Gdy cię spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
Wiem, że spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
Odejdź, dosyć ciągłych łez mam
W bólu, nie chcę już pożegnań
Proch i pył - pewność jedna
Los oddzielił nas od siebie
Jak od słońca gwiazdy w niebie
Lecz cię spotkam, spotkam w dniu głoszonym
A gdy spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
Wiem, że spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
Nie sądziłem nigdy wcześniej
Że tak źle bez ciebie będzie
Lecz będziemy zjednoczeni
W jednej skale wyrzeźbieni
Wyrzeźbieni
Przytul, przytul mocno, spadam
W dół, wołają głosy z dala
Zimno, przytul mnie kochana
Kiedyś chciałem wiecznie zasnąć
Teraz lecę nad przepaścią
Lecz łzy nasze będą osuszone
Gdy cię spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
Wiem, że spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
Tak, tam spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
Bóg wie, spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
2010
swobodne tłumaczenie z: Ozzy Osbourne
Szepczą, czas decyzji minął
Nasze złote dni tak giną
Spotkać nam się już nie uda
Chociaż wszędzie ciebie szukam
Wiem, że raz nam to sądzone
Gdy cię spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
Wiem, że spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
Odejdź, dosyć ciągłych łez mam
W bólu, nie chcę już pożegnań
Proch i pył - pewność jedna
Los oddzielił nas od siebie
Jak od słońca gwiazdy w niebie
Lecz cię spotkam, spotkam w dniu głoszonym
A gdy spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
Wiem, że spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
Nie sądziłem nigdy wcześniej
Że tak źle bez ciebie będzie
Lecz będziemy zjednoczeni
W jednej skale wyrzeźbieni
Wyrzeźbieni
Przytul, przytul mocno, spadam
W dół, wołają głosy z dala
Zimno, przytul mnie kochana
Kiedyś chciałem wiecznie zasnąć
Teraz lecę nad przepaścią
Lecz łzy nasze będą osuszone
Gdy cię spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
Wiem, że spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
Tak, tam spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
Bóg wie, spotkam,
Spotkam cię po tamtej stronie
2010
swobodne tłumaczenie z: Ozzy Osbourne
środa, 8 grudnia 2010
W zapomnieniu
Dzisiaj musi mi się udać
Czule gładzę twoje uda
Od kolana aż po łono
Muskam wargę rozchyloną
Ty przede mną się nie bronisz
Czuję uścisk twoich dłoni
Zaciśniętych na pośladkach
Skóra nigdy taka gładka ...
Dziś co zechcę mi wybierać
Całą sobą się otwierasz
Potrzask silnych ud mnie dostał
Gryziesz szyję wargi kąsasz
Nie rumaka - klacz dosiadam
Miąższość półkul obu badam
W górę w dół razem pospołu
Pieścisz dłonią mnie od dołu
W usta twoje siebie wtykam
Szukam szorstkich tarć języka
Aż po przełyk się zagłębiam
Sobą całą cię wypełniam
Palce moje w muszli goszczą
Twarz oblepiasz wilgotnością
Kiedy spazm cię na nią wepchał
Bym językiem soki chłeptał
Wreszcie w małżu się zagłębiam
(Jakże ssąca to potęga)
By mojego rodu szczepka
Zapłodniła twoje drzewka ...
Rozkosz szał i zapomnienie
Rodzą z siebie zapłodnienie
By w następne pokolenie
Przenieść obłęd i cierpienie
2010
Czule gładzę twoje uda
Od kolana aż po łono
Muskam wargę rozchyloną
Ty przede mną się nie bronisz
Czuję uścisk twoich dłoni
Zaciśniętych na pośladkach
Skóra nigdy taka gładka ...
Dziś co zechcę mi wybierać
Całą sobą się otwierasz
Potrzask silnych ud mnie dostał
Gryziesz szyję wargi kąsasz
Nie rumaka - klacz dosiadam
Miąższość półkul obu badam
W górę w dół razem pospołu
Pieścisz dłonią mnie od dołu
W usta twoje siebie wtykam
Szukam szorstkich tarć języka
Aż po przełyk się zagłębiam
Sobą całą cię wypełniam
Palce moje w muszli goszczą
Twarz oblepiasz wilgotnością
Kiedy spazm cię na nią wepchał
Bym językiem soki chłeptał
Wreszcie w małżu się zagłębiam
(Jakże ssąca to potęga)
By mojego rodu szczepka
Zapłodniła twoje drzewka ...
Rozkosz szał i zapomnienie
Rodzą z siebie zapłodnienie
By w następne pokolenie
Przenieść obłęd i cierpienie
2010
wtorek, 7 grudnia 2010
Kiedy ciebie tu nie ma
Co dzień spoglądam tamtej w twarz
Kiedy ciebie tu nie ma
Blakną wspomnienia jak zużyty już płaszcz
Ciągle coś się zmienia...
Lecz ty przez czas ten krótki
Tak dużo zostawiłaś
Kiedy tu byłaś
Kiedy tu byłaś
Dzielę z nią każdy chleb na pół
Kiedy ciebie tu nie ma
Nowe firanki, nowa lampa i stół
Ciągle coś się zmienia...
Lecz ciebie mam w pamięci
Tak mocno w nią się wryłaś
Kiedy tu byłaś
Kiedy tu byłaś
Płynę z nią wytrwale w górę rzek
Kiedy ciebie tu nie ma
Jest jak polana, smukła sosna i brzeg
Ciągle coś się zmienia...
W sercu mym tkwisz niezmiennie
Choć mało tak się śniłaś
A przecież byłaś
A przecież byłaś
2010
inspiracja: Agnieszka Osiecka
Kiedy ciebie tu nie ma
Blakną wspomnienia jak zużyty już płaszcz
Ciągle coś się zmienia...
Lecz ty przez czas ten krótki
Tak dużo zostawiłaś
Kiedy tu byłaś
Kiedy tu byłaś
Dzielę z nią każdy chleb na pół
Kiedy ciebie tu nie ma
Nowe firanki, nowa lampa i stół
Ciągle coś się zmienia...
Lecz ciebie mam w pamięci
Tak mocno w nią się wryłaś
Kiedy tu byłaś
Kiedy tu byłaś
Płynę z nią wytrwale w górę rzek
Kiedy ciebie tu nie ma
Jest jak polana, smukła sosna i brzeg
Ciągle coś się zmienia...
W sercu mym tkwisz niezmiennie
Choć mało tak się śniłaś
A przecież byłaś
A przecież byłaś
2010
inspiracja: Agnieszka Osiecka
poniedziałek, 6 grudnia 2010
Agnieszka
Dom zwyczajny w zwykłym mieście,
Zwykli ludzie - tak, uwierzcie -
W otoczeniu takim mieszka
Panna, którą zwą Agnieszka.
Młoda całkiem i niebrzydka,
Innym zdaje się się niezwykła,
Ba, niezwykła - dziwna jakaś -
Ni przyjaciół, ni chłopaka,
Zawsze cicha, zawsze sama,
Nigdy modnie nie ubrana,
Zwykle nosi się na czarno,
Jedne psy się do niej garną,
Przemknie czasem koło domu,
O czym myśli - nie wiadomo.
Ludziom jednak to przeszkadza,
Że ktoś własną drogą chadza,
Już wie cała okolica,
Że czart mieszka w jej źrenicach -
Jemu zawsze o to chodzi,
Żeby prostym ludziom szkodzić.
Odkąd w lesie ją widziano,
W ciemny wieczór, całkiem samą,
Gdy szeptała tajemnicę
Twarzą stojąc w twarz z księżycem,
Sprawa była wyjaśniona -
Opętana przez demona,
W zmowie z nocą i księżycem -
Diabeł przysłał czarownicę.
Lecz dziewczyna zła się bała,
Czarów nigdy nie rzucała,
Miała jednak moc tajemną,
Znaną kiedyś tylko wiedźmom -
By mieć w sercu miłość czystą,
By zachować myśl przejrzystą,
By się nie dać światu temu,
Ku zagładzie dążącemu,
By podzielić się z kimś bólem,
Spoglądając ufnie w górę.
Ludzie prawdy nie poznali,
Imię Jaga wiedźmie dali,
Ktoś odnalazł jej kryjówkę
(Ponoć miała kurzą stópkę),
Ktoś ją widział z czarnym kotem,
Kruk ją śledził niskim lotem,
Straszne snuto opowieści -
Znikło kilka psów bez wieści,
Martwa sarna, wielka rana,
Krew zupełnie z niej wyssana...
Na to zgody być nie mogło -
Kilku Jagę w las wywiodło,
Obnażyli zło do reszty,
Nie ma dzisiaj już Agnieszki...
2010
Zwykli ludzie - tak, uwierzcie -
W otoczeniu takim mieszka
Panna, którą zwą Agnieszka.
Młoda całkiem i niebrzydka,
Innym zdaje się się niezwykła,
Ba, niezwykła - dziwna jakaś -
Ni przyjaciół, ni chłopaka,
Zawsze cicha, zawsze sama,
Nigdy modnie nie ubrana,
Zwykle nosi się na czarno,
Jedne psy się do niej garną,
Przemknie czasem koło domu,
O czym myśli - nie wiadomo.
Ludziom jednak to przeszkadza,
Że ktoś własną drogą chadza,
Już wie cała okolica,
Że czart mieszka w jej źrenicach -
Jemu zawsze o to chodzi,
Żeby prostym ludziom szkodzić.
Odkąd w lesie ją widziano,
W ciemny wieczór, całkiem samą,
Gdy szeptała tajemnicę
Twarzą stojąc w twarz z księżycem,
Sprawa była wyjaśniona -
Opętana przez demona,
W zmowie z nocą i księżycem -
Diabeł przysłał czarownicę.
Lecz dziewczyna zła się bała,
Czarów nigdy nie rzucała,
Miała jednak moc tajemną,
Znaną kiedyś tylko wiedźmom -
By mieć w sercu miłość czystą,
By zachować myśl przejrzystą,
By się nie dać światu temu,
Ku zagładzie dążącemu,
By podzielić się z kimś bólem,
Spoglądając ufnie w górę.
Ludzie prawdy nie poznali,
Imię Jaga wiedźmie dali,
Ktoś odnalazł jej kryjówkę
(Ponoć miała kurzą stópkę),
Ktoś ją widział z czarnym kotem,
Kruk ją śledził niskim lotem,
Straszne snuto opowieści -
Znikło kilka psów bez wieści,
Martwa sarna, wielka rana,
Krew zupełnie z niej wyssana...
Na to zgody być nie mogło -
Kilku Jagę w las wywiodło,
Obnażyli zło do reszty,
Nie ma dzisiaj już Agnieszki...
2010
niedziela, 5 grudnia 2010
Jestem jak głaz ♫
Zimowy dzień
Ponury, smutny grudzień
Jestem tu sam
Patrzę z moich okien w dół na ulic bieg
Na biały całun - świeżo spadły śnieg
Jestem jak głaz
Jestem jak wyspa
Wzniosłem mur
Fortecę szczelną, mocną
Nikt zdobyć nie zdoła jej
Przyjaźni mi nie trzeba - przyjaźń rodzi ból
I śmiech i miłość, którą gardzę już
Jestem jak głaz
Jestem jak wyspa
Miłość - tak znam
Słyszałem już to słowo
W pamięci tkwi mocno mi
Nie będę budzić uczuć, po których bliznę mam
Bo kto nie kocha, ten nie wie co to płacz
Jestem jak głaz
Nie zrani głazu nikt
A wyspa nie zna łez
2010
♫ - tłumaczenie z: Simon&Garfunkel
Ponury, smutny grudzień
Jestem tu sam
Patrzę z moich okien w dół na ulic bieg
Na biały całun - świeżo spadły śnieg
Jestem jak głaz
Jestem jak wyspa
Wzniosłem mur
Fortecę szczelną, mocną
Nikt zdobyć nie zdoła jej
Przyjaźni mi nie trzeba - przyjaźń rodzi ból
I śmiech i miłość, którą gardzę już
Jestem jak głaz
Jestem jak wyspa
Miłość - tak znam
Słyszałem już to słowo
W pamięci tkwi mocno mi
Nie będę budzić uczuć, po których bliznę mam
Bo kto nie kocha, ten nie wie co to płacz
Jestem jak głaz
Jestem jak wyspa
Poezję mam
Oraz książek czar, by się chronić
Osłonięty swoją zbroją
Jak bezpieczny płód, w łonie czterech ścian
Nikt mnie nie dotknie - ja nie dotknę sam
Jestem jak głaz
Nie zrani głazu nikt
A wyspa nie zna łez
2010
♫ - tłumaczenie z: Simon&Garfunkel
Etykiety:
♫ - do śpiewania,
piosenki,
simon garfunkel,
tłumaczenia
sobota, 4 grudnia 2010
You'll Always Walk Alone
Kiedy idziesz poprzez burzę
Głowę trzymaj zawsze w górze
Chociaż boisz się ciemności
I wiesz że na burzy końcu
Złote niebo nie zagości
Nie usłyszysz już skowronków
Idź poprzez wiatr idź poprzez deszcz
Choć marzeń twych rozmyty czar
I w sercu swym nadzieję miej
Choć wiesz to że zostaniesz sam
Tak - będziesz szedł już zawsze sam
2010
inspiracja / parafraza: You'll Never Walk Alone
Głowę trzymaj zawsze w górze
Chociaż boisz się ciemności
I wiesz że na burzy końcu
Złote niebo nie zagości
Nie usłyszysz już skowronków
Idź poprzez wiatr idź poprzez deszcz
Choć marzeń twych rozmyty czar
I w sercu swym nadzieję miej
Choć wiesz to że zostaniesz sam
Tak - będziesz szedł już zawsze sam
2010
inspiracja / parafraza: You'll Never Walk Alone
piątek, 3 grudnia 2010
Zima
Kretowiska skamieniały
Nocą oszklił się staw cały
Ciemność rządy rozpoczyna
Zima
Słońce mocy pozbawione
Patrzy w chmury zróżowione
Bardziej z ziemią teraz trzyma
Zima
W polu, w lesie martwa cisza
Ten odleciał, ten przesypia
Ilu wiosny nie dotrzyma?
Zima
Nadciągnęła biała siła
Świata brudu pozbawiła
Jakby mniejsza jego wina
Zima
Łzy na rzęsach skrysztalone
Serce w bryłę przemienione
Pycha w piersiach się rozdyma
Zima
Grzańcem myśli mróz zabijam
Duszę wspomnień szal owija
Ile jeszcze tak wytrzymam?
Zima
Może wiosny już nie będzie
Żywym trupom zimno wszędzie
Którym miłość wiosną była
Teraz tylko wieczna zima ...
2010
Nocą oszklił się staw cały
Ciemność rządy rozpoczyna
Zima
Słońce mocy pozbawione
Patrzy w chmury zróżowione
Bardziej z ziemią teraz trzyma
Zima
W polu, w lesie martwa cisza
Ten odleciał, ten przesypia
Ilu wiosny nie dotrzyma?
Zima
Nadciągnęła biała siła
Świata brudu pozbawiła
Jakby mniejsza jego wina
Zima
Łzy na rzęsach skrysztalone
Serce w bryłę przemienione
Pycha w piersiach się rozdyma
Zima
Grzańcem myśli mróz zabijam
Duszę wspomnień szal owija
Ile jeszcze tak wytrzymam?
Zima
Może wiosny już nie będzie
Żywym trupom zimno wszędzie
Którym miłość wiosną była
Teraz tylko wieczna zima ...
2010
czwartek, 2 grudnia 2010
Panorama Manhattanu
Patrz - tańczą parasole w deszcz
Gazeta w dłoni moknie też
Spójrz - płynie moja łódź
Uścisk dłoni, płaczemy już
Więc teraz żegnaj już, żegnaj już ...
Ty wiesz
Wiesz, że nie chcę płakać znów
Nie, nie chcę płakać znów
Nie chcę naszych rozstań już
Nie, nie chcę płakać znów
Nie chcę wciąż uciekać gdzieś
Nie chcę żeby rósł ten ból
W twarz nie spojrzę tobie już
Nie mów, że
Nie mów, że nie
Starałem się
Widzisz to na oczu mych dnie
Że nie kocham cię, nie ...
Odchodzę bo oni tak chcą
Ich oczy wyrocznią mi są
Ból słodzi krew, a wiatr i deszcz
Przynoszą treść piosenki tej
Co mówi żegnaj już, żegnaj już ...
Ty wiesz
Wiesz, że nie chcę wpaść w to znów
Nie chcę poznać co to ból
Nikt mi nie potrzebny już
Nie chcę więcej żadnych prób
Nie chcę widzieć twoich łez
Nie, nie pozwól widzieć łez
Wiesz, że nie chcę płakać znów
W twarz nie spojrzę tobie już
Gazeta w dłoni moknie też
Spójrz - płynie moja łódź
Uścisk dłoni, płaczemy już
Więc teraz żegnaj już, żegnaj już ...
Ty wiesz
Wiesz, że nie chcę płakać znów
Nie, nie chcę płakać znów
Nie chcę naszych rozstań już
Nie, nie chcę płakać znów
Nie chcę wciąż uciekać gdzieś
Nie chcę żeby rósł ten ból
W twarz nie spojrzę tobie już
Nie mów, że
Nie mów, że nie
Starałem się
Widzisz to na oczu mych dnie
Że nie kocham cię, nie ...
Odchodzę bo oni tak chcą
Ich oczy wyrocznią mi są
Ból słodzi krew, a wiatr i deszcz
Przynoszą treść piosenki tej
Co mówi żegnaj już, żegnaj już ...
Ty wiesz
Wiesz, że nie chcę wpaść w to znów
Nie chcę poznać co to ból
Nikt mi nie potrzebny już
Nie chcę więcej żadnych prób
Nie chcę widzieć twoich łez
Nie, nie pozwól widzieć łez
Wiesz, że nie chcę płakać znów
W twarz nie spojrzę tobie już
Nie mów, że nie
Starałem się
Ty dobrze wiesz
Widzisz to na oczu mych dnie
Już nie kocham cię ...
(Wiesz, że nie chcę płakać znów)
I oto czytam sobie, że
Życiowa szansa trafia się
Czerń i biel na odwrocie słów -
To zdjęcie drapaczy wśród chmur
2010
Tłumaczenie z: A-ha
środa, 1 grudnia 2010
Wilki
Długa droga, ciemność wokół,
Księżyc iskrą błyska w oku,
Gdy wynurzy się w chmur biegu
Rozlać srebro w morze śniegu.
Strach przed nocą nogi niesie,
Gubię drogę w gęstym lesie,
Twardy śnieg pod butem trzeszczy,
Szklące oczy las wytrzeszczył.
Noga zjeżdża zboczem jaru,
Spadam w otchłań głową na dół,
Chwytam jodłę, śnieg otrząsam,
Mróz policzki krwawo kąsa.
Czołgam się pod szklaną górę,
Dziwna groza jeży skórę,
Gęsty puch ktoś wydarł chmurze,
Para świateł błyska w górze.
Coś przemyka, gdzieś się czai,
Śledzi wzrokiem mnie z oddali,
Jakby straż, co czuwa skrycie...
Noc rozrywa dzikie wycie.
Zły to w lesie jest przewodnik -
W mroźną noc drapieżnik głodny,
Który wzywa resztę stada,
Chyłkiem w krzakach się zakrada.
Resztką sił uciec się staram,
Szelest łap, oddechów para,
Ktoś mnie tropi pośród mrozu,
W trwodze się pogrąża rozum.
Oto leśna jest polana
Świeżym puchem zasypana,
Grzęzną w zaspach słabe nogi -
Nadszedł koniec dla mnie srogi.
Zastępuje wilk mi drogę,
Chcę się podnieść, lecz nie mogę,
Wokół wilcza już rodzina,
Odwrót tylna straż odcina.
Klęcząc losu mego czekam,
Basior ruszył... stanął... zwleka...
Skoczył z miejsca, dopadł szyję...
Księżyc wyszedł, bestia wyje...
Wnet wataha na mnie cała....
Ozorami twarz ogrzała,
Krew stopiły futra gęste,
Nakarmiły z łowów mięsem.
Dziś niczego się nie boję,
Wyleczyłem rany swoje,
Odnalazłem miejsce w życiu
I pociechę w wilczym wyciu.
2010
Księżyc iskrą błyska w oku,
Gdy wynurzy się w chmur biegu
Rozlać srebro w morze śniegu.
Strach przed nocą nogi niesie,
Gubię drogę w gęstym lesie,
Twardy śnieg pod butem trzeszczy,
Szklące oczy las wytrzeszczył.
Noga zjeżdża zboczem jaru,
Spadam w otchłań głową na dół,
Chwytam jodłę, śnieg otrząsam,
Mróz policzki krwawo kąsa.
Czołgam się pod szklaną górę,
Dziwna groza jeży skórę,
Gęsty puch ktoś wydarł chmurze,
Para świateł błyska w górze.
Coś przemyka, gdzieś się czai,
Śledzi wzrokiem mnie z oddali,
Jakby straż, co czuwa skrycie...
Noc rozrywa dzikie wycie.
Zły to w lesie jest przewodnik -
W mroźną noc drapieżnik głodny,
Który wzywa resztę stada,
Chyłkiem w krzakach się zakrada.
Resztką sił uciec się staram,
Szelest łap, oddechów para,
Ktoś mnie tropi pośród mrozu,
W trwodze się pogrąża rozum.
Oto leśna jest polana
Świeżym puchem zasypana,
Grzęzną w zaspach słabe nogi -
Nadszedł koniec dla mnie srogi.
Zastępuje wilk mi drogę,
Chcę się podnieść, lecz nie mogę,
Wokół wilcza już rodzina,
Odwrót tylna straż odcina.
Klęcząc losu mego czekam,
Basior ruszył... stanął... zwleka...
Skoczył z miejsca, dopadł szyję...
Księżyc wyszedł, bestia wyje...
Wnet wataha na mnie cała....
Ozorami twarz ogrzała,
Krew stopiły futra gęste,
Nakarmiły z łowów mięsem.
Dziś niczego się nie boję,
Wyleczyłem rany swoje,
Odnalazłem miejsce w życiu
I pociechę w wilczym wyciu.
2010
wtorek, 30 listopada 2010
Pijacka impresja
Dziś osiągnę stan nirwany
Mocno winem podsycany
Chwilę w górę chociaż wzlecę
Nim mi skrzydła spalą świece
Gdy się poczuć zdołam luźniej
Chętnie bogu znów pobluźnię
I napiszę jak mi smutno
Będzie kiedy wstanę jutro
Chociaż w życiu nic mi nie brak
To użalam się jak żebrak
Sztuczna poza gorzka mina
Jestem kawał sukinsyna
Kiedy Plant znów miłość traci
W sercu robi się inaczej
Rozum błądzi w wina szumie
Ręka w górę kto rozumie
Nie poety lecz pijaka
I pozera noc jest taka
Dzieci śpią usnęła żona
Cisza moja niezmącona
W dziesięć minut teraz spiszę
Co mnie najdzie w taką ciszę
Sen naciera coraz bardziej
Prawdy we mnie nie odnajdzie
Ciekaw jestem czy te wersy
Ktoś po mojej znajdzie śmierci
Jednak gdyby tak się stało
Pozostawię notkę małą:
Wino nocą tobie powie
Prawdę krytą w chorej głowie
(Plant już kończy swoje jęki
Koniec bazgrań do piosenki)
2010
Mocno winem podsycany
Chwilę w górę chociaż wzlecę
Nim mi skrzydła spalą świece
Gdy się poczuć zdołam luźniej
Chętnie bogu znów pobluźnię
I napiszę jak mi smutno
Będzie kiedy wstanę jutro
Chociaż w życiu nic mi nie brak
To użalam się jak żebrak
Sztuczna poza gorzka mina
Jestem kawał sukinsyna
Kiedy Plant znów miłość traci
W sercu robi się inaczej
Rozum błądzi w wina szumie
Ręka w górę kto rozumie
Nie poety lecz pijaka
I pozera noc jest taka
Dzieci śpią usnęła żona
Cisza moja niezmącona
W dziesięć minut teraz spiszę
Co mnie najdzie w taką ciszę
Sen naciera coraz bardziej
Prawdy we mnie nie odnajdzie
Ciekaw jestem czy te wersy
Ktoś po mojej znajdzie śmierci
Jednak gdyby tak się stało
Pozostawię notkę małą:
Wino nocą tobie powie
Prawdę krytą w chorej głowie
(Plant już kończy swoje jęki
Koniec bazgrań do piosenki)
2010
poniedziałek, 29 listopada 2010
Romantyczność XXI
"Źle mnie w złych ludzi tłumie,
Płaczę, a oni szydzą;
Mówię, nikt nie rozumie;
Widzę, oni nie widzą!"
Adam Mickiewicz
Obudź się wreszcie! Porzuć wspomnienia!
Ile w letargu trwać będziesz?
Zobacz, świat wokół stale się zmienia,
Nie wstrzymasz buntem go w pędzie.
Na co się snujesz jak potępiony?
Przestań żyć ciągle przeszłością,
Powróć w żywego człowieka strony,
Nie raź go swoją gnuśnością.
Na nic te noce późno niespane,
Muzyka na nic i wiersze -
Dawno stracone tamto kochanie,
Żywych pokochać czas jeszcze.
Złóż minionemu kamień na grobie,
Patrz, teraźniejszość jest piękna,
Ona pozwoli kochać się tobie,
Nie chodź zbyt często na cmentarz.
Lecz czy kochani pojąć to mogą,
Że choć minęło lat tyle,
To niekochany stoi wciąż nogą
W czasu gdy kochał mogile?
Lico obmywa w dawnych dni źródle -
Ono mu przetrwać pozwala,
Kiedy bez wspomnień żyć coraz trudniej,
Ginie w głębokich wód falach.
Pusty jest w środku współczesny człowiek,
A niepojęte wyszydza,
Ślepe ma oczy i marność w głowie,
Tkwiąc w przyziemności granicach.
Pierwszy, co z rojeń śmieje się głupich,
Mówi: "Ja nigdy nie błądzę!
Wiem, że to tylko co można kupić
Jest i co warte pieniądze."
Drugi (też duszę oddał bez żalu)
Sprawdził to w jedną minutę -
Nie ma na żadnym forum, portalu
Duszy (wziął mu ją komputer).
Trzeci znów mediom wierzy niezbicie,
Zna to, co w mediach usłyszał,
Z nich ukształtował pogląd na życie,
Lecz o czymś takim tu cisza.
Ojciec wielebny mówi czwartemu,
W co wierzyć, ile ma płacić,
Serce i rozum zabrał więc jemu,
Teraz się na nim bogaci.
Ślepców to grono w zadowoleniu
Śmieje się z głupca omamów,
On, pośród mędrców stojąc w milczeniu,
Otrząsa prochy z sandałów.
Świat ten bez walki serce zatracił,
Nie wie jak czasu ma mało,
Wkrótce za stratę uczuć zapłaci,
Truchłem bez duszy się stając.
A ja bez strachu wyprostowany,
Spojrzę na tłumu agonię,
Długo krwawiące zgoją się rany
Pani się mojej pokłonię.
2010
inspiracja / parafraza: Adam Mickiewicz
niedziela, 28 listopada 2010
Tańcząc z oczami we łzach ♫
Tańczę z oczami we łzach
Toczonych pamięcią przeminionych lat
Tańczę z oczami we łzach
Umarłej miłości wspominając czas
Już czas i do domu wracam znów
Jak mam uwierzyć że ostatni raz
Ten pan z radia złudzeń nie ma już
To koniec, to koniec
Już noc - z ukochaną jestem sam
Tak wiem - wino da zapomnieć nam
Niech gra nasz kawałek gdy biorę ją
Znowu i znowu
Już czas - toniemy w objęciach swych
Już czas, lecz nas nie obchodzi nic
Tańczmy z oczami we łzach
Toczonych pamięcią przeminionych lat
Tańczmy z oczami we łzach
Umarłej miłości wspominając czas
2010
♫ tłumaczenie z: Ultravox
Toczonych pamięcią przeminionych lat
Tańczę z oczami we łzach
Umarłej miłości wspominając czas
Już czas i do domu wracam znów
Jak mam uwierzyć że ostatni raz
Ten pan z radia złudzeń nie ma już
To koniec, to koniec
Już noc - z ukochaną jestem sam
Tak wiem - wino da zapomnieć nam
Niech gra nasz kawałek gdy biorę ją
Znowu i znowu
Już czas - toniemy w objęciach swych
Już czas, lecz nas nie obchodzi nic
Tańczmy z oczami we łzach
Toczonych pamięcią przeminionych lat
Tańczmy z oczami we łzach
Umarłej miłości wspominając czas
2010
♫ tłumaczenie z: Ultravox
Etykiety:
♫ - do śpiewania,
piosenki,
tłumaczenia,
ultravox
sobota, 27 listopada 2010
NOTES 6 - Moim pierwszym, jedynym
Szary dziś medalion, kamień i mogiła -
Niegdyś drogi mlecznej warkocz, oczu płomień,
Wspólnych dróg labirynt, smutnych połów spojrzeń -
Ona pierwsza w sercu ogień rozpaliła.
Krótko tak znajoma i tak znana mało -
Dziś, choć niedaleko, jak na świata końcu,
Stokroć mi w burgundzkim bliższa była słońcu -
Wolno się rodziło, długo wszak bolało.
Rany dawnych kobiet zakleiła jedna -
Lat jest ze mną wiele, lecz czy tyle znaczy?
Mało zbyt kochana, bardziej mi potrzebna.
Nie wiem ile przeszłość w życiu naszym znaczy,
Pewnie ty też nie wiesz, żono moja biedna,
Uśnij więc spokojnie - ja za nas zapłaczę.
2010
Niegdyś drogi mlecznej warkocz, oczu płomień,
Wspólnych dróg labirynt, smutnych połów spojrzeń -
Ona pierwsza w sercu ogień rozpaliła.
Krótko tak znajoma i tak znana mało -
Dziś, choć niedaleko, jak na świata końcu,
Stokroć mi w burgundzkim bliższa była słońcu -
Wolno się rodziło, długo wszak bolało.
Rany dawnych kobiet zakleiła jedna -
Lat jest ze mną wiele, lecz czy tyle znaczy?
Mało zbyt kochana, bardziej mi potrzebna.
Nie wiem ile przeszłość w życiu naszym znaczy,
Pewnie ty też nie wiesz, żono moja biedna,
Uśnij więc spokojnie - ja za nas zapłaczę.
2010
piątek, 26 listopada 2010
Ziarenka bożej klepsydry
Bóg dno klepsydry górą obrócił
Przed opadaniem nie zdołasz uciec
W sześć dni ukończył dzieło stworzenia
By od siódmego w martwe zamieniać
A grawitacji siła przeklęta
Ciągnie ku ziemi dzikie orlęta
I zamiast przeciąć przestwór skrzydłami
Z życia młodego złożą ofiary
Dzisiaj jesteśmy - jutro nas nie ma
Gardłem pomiędzy bańkami dwiema
Co dzień ziarenka przechodzą nowe
I wciąż kolejne ruszają w drogę
By się zsuwały na drugą stronę
Gdzie te poprzednie już pogrążone
I tak klepsydra odlicza boska
Czas co do końca świata pozostał
Jesteś już dawno po tamtej stronie
Ja wciąż uparcie zsuwam się do niej
Lecz zamiast opaść w ciszy lub krzyku
Między światami w wąskim przesmyku
Utknąłem podłym czarta zrządzeniem
By cieszyć piekło swoim cierpieniem
Gdy się mną szatan zabawia z bogiem
Myśli niezmiennie błądzą ku tobie
2010
Przed opadaniem nie zdołasz uciec
W sześć dni ukończył dzieło stworzenia
By od siódmego w martwe zamieniać
A grawitacji siła przeklęta
Ciągnie ku ziemi dzikie orlęta
I zamiast przeciąć przestwór skrzydłami
Z życia młodego złożą ofiary
Dzisiaj jesteśmy - jutro nas nie ma
Gardłem pomiędzy bańkami dwiema
Co dzień ziarenka przechodzą nowe
I wciąż kolejne ruszają w drogę
By się zsuwały na drugą stronę
Gdzie te poprzednie już pogrążone
I tak klepsydra odlicza boska
Czas co do końca świata pozostał
Jesteś już dawno po tamtej stronie
Ja wciąż uparcie zsuwam się do niej
Lecz zamiast opaść w ciszy lub krzyku
Między światami w wąskim przesmyku
Utknąłem podłym czarta zrządzeniem
By cieszyć piekło swoim cierpieniem
Gdy się mną szatan zabawia z bogiem
Myśli niezmiennie błądzą ku tobie
2010
czwartek, 25 listopada 2010
Człowiek dwóch światów
Chronię się w kryjówce z kamieni stojących
Z dala od wszystkiego co duszę porusza
Wdycham tu samotność szukam swej pewności
Czuję jak nachodzą mnie dawne uczucia
Nigdy tak naprawdę do końca nie starte
Dziś mam serce dla nich szeroko otwarte
Jak prawa z lewą skłócona ręką
Walczą dwa światy w jednym człowieku
Twoja dłoń z moją razem złączone
Trwamy jak jeden z dwóch światów człowiek
Czytane fragmenty przedwiecznej poezji
Serce czynią starym zadają mu rany
Losami wędrowców mrocznością tajemnic
Słucham duchów dawnych w głos przez nie wołany
One zawsze blisko - kiedy czas nadejdzie
To każdy z nich do mnie znowu mówić będzie
Jak prawa z lewą skłócona ręką
Walczą dwa światy w jednym człowieku
Czuję tę obecność kiedy mną się staje
Malując obrazy swoimi słowami
Widzę miejsca których nigdy nie widziałem
To jak brama w życie które już za nami
Twoja dłoń z moją razem złączone
Trwamy jak jeden z dwóch światów człowiek
2010
parafraza / swobodne tłumaczenie z: Ultravox
Z dala od wszystkiego co duszę porusza
Wdycham tu samotność szukam swej pewności
Czuję jak nachodzą mnie dawne uczucia
Nigdy tak naprawdę do końca nie starte
Dziś mam serce dla nich szeroko otwarte
Jak prawa z lewą skłócona ręką
Walczą dwa światy w jednym człowieku
Twoja dłoń z moją razem złączone
Trwamy jak jeden z dwóch światów człowiek
Czytane fragmenty przedwiecznej poezji
Serce czynią starym zadają mu rany
Losami wędrowców mrocznością tajemnic
Słucham duchów dawnych w głos przez nie wołany
One zawsze blisko - kiedy czas nadejdzie
To każdy z nich do mnie znowu mówić będzie
Jak prawa z lewą skłócona ręką
Walczą dwa światy w jednym człowieku
Czuję tę obecność kiedy mną się staje
Malując obrazy swoimi słowami
Widzę miejsca których nigdy nie widziałem
To jak brama w życie które już za nami
Twoja dłoń z moją razem złączone
Trwamy jak jeden z dwóch światów człowiek
2010
parafraza / swobodne tłumaczenie z: Ultravox
środa, 24 listopada 2010
Sam jeden
Od lat dziecięcych już inny byłem,
Na świat inaczej niż wy patrzyłem,
Z innego źródła me namiętności,
Skądinąd smutek w sercu mym gościł,
Z innych powodów się radowałem,
A to, com kochał, to sam kochałem.
To w tym zaraniu życia mojego,
Jak mało które, tak burzliwego,
Wypełzła z dobra i zła czeluści
Tajemna siła - już mnie nie puści,
A przez nią widzę - źródło, co tryska,
Strumień i czerwień w górach urwiska,
I słońce, które wokół się mieni
Złotem właściwym barwom jesieni,
I tnącą niebo wskroś błyskawicę,
A z niebem oczu moich źrenice,
I grzmot pioruna burzę wieszczący,
Samotny obłok kształt formujący
(Reszta błękitu gdy niewzruszona) -
Oczami duszy mojej demona.
2010
tłumaczenie z: Edgar Allan Poe
Na świat inaczej niż wy patrzyłem,
Z innego źródła me namiętności,
Skądinąd smutek w sercu mym gościł,
Z innych powodów się radowałem,
A to, com kochał, to sam kochałem.
To w tym zaraniu życia mojego,
Jak mało które, tak burzliwego,
Wypełzła z dobra i zła czeluści
Tajemna siła - już mnie nie puści,
A przez nią widzę - źródło, co tryska,
Strumień i czerwień w górach urwiska,
I słońce, które wokół się mieni
Złotem właściwym barwom jesieni,
I tnącą niebo wskroś błyskawicę,
A z niebem oczu moich źrenice,
I grzmot pioruna burzę wieszczący,
Samotny obłok kształt formujący
(Reszta błękitu gdy niewzruszona) -
Oczami duszy mojej demona.
2010
tłumaczenie z: Edgar Allan Poe
wtorek, 23 listopada 2010
Olek na urodzinach
Urodziny koleżanki -
Słodkich soków pełne szklanki,
Moc prezentów, tort, słodycze,
Kartki z treścią szczerych życzeń,
Jeden z chłopców przyniósł kwiatki -
Tak się bawią siedmiolatki,
Dzieciom uśmiech z ust nie znika,
Dla nich głośna gra muzyka,
Nikt dziś bawić się nie wzbrania,
Są konkursy, w nich zadania,
Ciągnie Olek z pudła kartki:
"Podaj imię ojca, matki" -
Chłopiec więc się zastanawia,
Jak do mamy tata mawiał,
Jakie było imię taty,
Gdy mieszkali z nim przed laty,
Wokół małych śmiech kibiców:
"Nie zna imion swych rodziców",
Już zasada gry zmieniona -
Może dziadków zna imiona,
Lecz się zawziął dumny chłopiec -
Nie pozwoli sobie dopiec,
Nazwał w końcu po imieniu
Matkę, ojca, co w więzieniu;
Dalej grało młode grono,
Nowy konkurs ogłoszono,
A po wszystkim, przy powrocie,
Mamom krzyczał chór ich pociech,
Że ten wieczór był wspaniały
I że dłużej zostać chciały;
Jeden Olek wracał w ciszy,
Gdy po niego dziadek przyszedł...
2010
Słodkich soków pełne szklanki,
Moc prezentów, tort, słodycze,
Kartki z treścią szczerych życzeń,
Jeden z chłopców przyniósł kwiatki -
Tak się bawią siedmiolatki,
Dzieciom uśmiech z ust nie znika,
Dla nich głośna gra muzyka,
Nikt dziś bawić się nie wzbrania,
Są konkursy, w nich zadania,
Ciągnie Olek z pudła kartki:
"Podaj imię ojca, matki" -
Chłopiec więc się zastanawia,
Jak do mamy tata mawiał,
Jakie było imię taty,
Gdy mieszkali z nim przed laty,
Wokół małych śmiech kibiców:
"Nie zna imion swych rodziców",
Już zasada gry zmieniona -
Może dziadków zna imiona,
Lecz się zawziął dumny chłopiec -
Nie pozwoli sobie dopiec,
Nazwał w końcu po imieniu
Matkę, ojca, co w więzieniu;
Dalej grało młode grono,
Nowy konkurs ogłoszono,
A po wszystkim, przy powrocie,
Mamom krzyczał chór ich pociech,
Że ten wieczór był wspaniały
I że dłużej zostać chciały;
Jeden Olek wracał w ciszy,
Gdy po niego dziadek przyszedł...
2010
poniedziałek, 22 listopada 2010
Anioł stróż
Bądź mym stróżem na tę noc
O to jedno proszę cię
Weź pod skrzydeł swoich moc
Nie powtórzy nigdy się
Serce pełne obaw jest
Możesz czytać książkę mi
Kiedy cień nasili się
Zechciej wtedy ze mną być
Będziesz stróżem mi w tę noc?
Oto jedno proszę cię
Będziesz stróżem mi w tę noc?
Tylko to dziś wiedzieć chcę
Stróżem bądź przy łóżku mym
Wszystko co dziś wiedzieć chcę
Czy dłoń będziesz trzymać mi
I nie puścisz nigdy jej?
Każdy świata tego cud
Pozwól czuć przez chwile dwie
Widzisz to choć brak mi słów
Że o dotyk błagam cię
Bądź mym stróżem aż po świt
Gdy usłyszę ptaków śpiew
Tak bezradny jestem dziś
Nikły płomyk duszy strzeż
Jeśli nie spotkamy się
Zawsze straż w pamięci miej
Swoją przy mnie nocy tej
Swoją przy mnie nocy tej
2010
tłumaczenie z: Alphaville
O to jedno proszę cię
Weź pod skrzydeł swoich moc
Nie powtórzy nigdy się
Serce pełne obaw jest
Możesz czytać książkę mi
Kiedy cień nasili się
Zechciej wtedy ze mną być
Będziesz stróżem mi w tę noc?
Oto jedno proszę cię
Będziesz stróżem mi w tę noc?
Tylko to dziś wiedzieć chcę
Stróżem bądź przy łóżku mym
Wszystko co dziś wiedzieć chcę
Czy dłoń będziesz trzymać mi
I nie puścisz nigdy jej?
Każdy świata tego cud
Pozwól czuć przez chwile dwie
Widzisz to choć brak mi słów
Że o dotyk błagam cię
Bądź mym stróżem aż po świt
Gdy usłyszę ptaków śpiew
Tak bezradny jestem dziś
Nikły płomyk duszy strzeż
Jeśli nie spotkamy się
Zawsze straż w pamięci miej
Swoją przy mnie nocy tej
Swoją przy mnie nocy tej
2010
tłumaczenie z: Alphaville
niedziela, 21 listopada 2010
Na twoim grobie
Rozpostarty na twym grobie
Leżę - zawsze tak już będę
W moich dłoniach twoje dłonie
Nie rozdzielą nas - to pewne
Jabłoneczko blasku święty
Kiedyś w tobie zakochany
Dzisiaj ziemią przesiąknięty
Wiatrem deszczem wysmagany
Gdy rodzina moja myśli
Że bezpieczne moje łoże
Od ciemności oczu wilczych
Rozciągnięty w twojej głowie
Wołam w ciemną pustą przestrzeń
Z oczu lejąc łzy wściekłości
Za dziewczyną tamtą tęsknię
Com ją kochał w dniach młodości
Zakonników w czerni księży
Na mój widok chwyta trwoga
Jak ja mogłem śmierć zwyciężyć
I wbrew sile jej cię kochać
Być schronieniem chciałbym tobie
Nadal - w burzy i przed deszczem
I gdy leżysz w zimnym grobie
Spać nie mogę w łóżka cieple
2010
przekład z: I Am Stretched On Your Grave
Leżę - zawsze tak już będę
W moich dłoniach twoje dłonie
Nie rozdzielą nas - to pewne
Jabłoneczko blasku święty
Kiedyś w tobie zakochany
Dzisiaj ziemią przesiąknięty
Wiatrem deszczem wysmagany
Gdy rodzina moja myśli
Że bezpieczne moje łoże
Od ciemności oczu wilczych
Rozciągnięty w twojej głowie
Wołam w ciemną pustą przestrzeń
Z oczu lejąc łzy wściekłości
Za dziewczyną tamtą tęsknię
Com ją kochał w dniach młodości
Zakonników w czerni księży
Na mój widok chwyta trwoga
Jak ja mogłem śmierć zwyciężyć
I wbrew sile jej cię kochać
Być schronieniem chciałbym tobie
Nadal - w burzy i przed deszczem
I gdy leżysz w zimnym grobie
Spać nie mogę w łóżka cieple
2010
przekład z: I Am Stretched On Your Grave
sobota, 20 listopada 2010
Kruk
Noc, jak wcześniej inne noce - z dala od szczęśliwych ludzi,
W ciszy świat mój właśnie ożył, gdy rozległo się pukanie.
Któż to? Sąsiad w drzwi łomoce? Domowników mi obudzi -
Muszę sprawdzić i otworzyć - co się stać ma, niech się stanie.
Tak, pamiętam to dokładnie, choć alkohol pamięć głuszył,
Rozdrapałem dawną ranę, przywołując imię twoje,
Ból, ukryty kiedyś na dnie, wypełzł na wierzch chorej duszy -
Nigdy więcej mi nie dane spojrzeć w oczy muzy mojej!
I choć mrok dzień dawno zmorzył, więc na gości już za późno,
Demon, w szklanki lśniąc krysztale, sprawiał, że słyszałem gorzej,
Idąc, aby drzwi otworzyć, czułem, że nie wstałem próżno,
Przecież dobrze też wiedziałem, że ty do mnie przyjść nie możesz.
Otworzyłem, lecz nikogo nie odnalazł wzrok za progiem -
W pustkę wpadło lampy światło, com pomyślał wtedy... cisza...
Z lęku jęknąć ledwie mogąc, wyszeptałem imię drogie -
Echa zwrotem cicho spadło, tak by prócz mnie nikt nie słyszał.
Drzwi zamknąłem - wciąż ten hałas - pot mnie zimny oblał w chwilę,
Nie, to być nie może prawdą - doszedł mnie od okien strony!
Duszno się zrobiło naraz - okno lekko uchyliłem,
Gdy wtem on w mój pokój wtargnął i na półce oparł szpony.
Nie wypiłem aż tak dużo - kruk przycupnął pośród książek,
Dumny książę, zamieniony w ptaka w ciemnych mocy czarach.
Pomyślałem, oczy mrużąc, jakie imię nosić może -
Ptak - w hebanie wyrzeźbiony - rozwarł dziób, zakrakał: "Kara!"
Ot, krakanie - to zwyczajny przecież język jest dla kruka,
Znikąd przybył, nic nie znaczy - głupi się zrozumieć stara.
Czego mógłby w życiu marnym, moim, bezcelowym szukać?
Zechciej, kruku, wytłumaczyć. Ptak powtórzył swoje: "Kara!"
Jakiś chłód mnie przeszył nagle - może znaczy coś to jednak?
Wspomnień demon twarz zachmurzył, powróciła blada mara.
Zdradź, przeszłości mojej diable, skoroś przybył tutaj z piekła -
Czemu ptak mój spokój burzy i powtarza ciągle: "Kara!"?
Młodość przeszła w rozwiązłości, zmysłów burzą psuta długo -
Brudne czyny - diable próby, zadusiły piękną miłość.
Kruku, zaprzecz! Ach, litości! Powiedz, żeś ty jest jej sługą,
A twój głos nie znaczy zguby, lecz jest częścią: "Caro mio".
Kiedy blask jej w mrok się chował, inne mi świeciło światło -
Tak myślałem: "Los za zdradę o zapłatę się postarał,
Bo mi szczęścia zakosztować dane już nie było z żadną."
A tu kruczą mam szaradę z powtarzanym gorzkim: "Kara!"
Bóg zlitował się nade mną, wyciągnąwszy do mnie ręce,
Lecz wzgardziłem jego darem, gdzieś umarła w niego wiara.
Choć doliną szedłem ciemną, dziś mam cierpieć jeszcze więcej -
Przybył anioł w czerni karej, kruczym głosem wieszczy: "Kara!"
Ta kobieta, z którą jestem, miała mi za inne starczać,
Dobrze, że o grzesznym bycie moim dawnym się nie dowie -
I tak życie jej nieszczęsne, jeszcze winą ją obarczam
Za spaprane moje życie. Kruku, zamilcz - wiem, co powiesz.
Lecz największą nikczemnością - ranić ludzi tych najbliższych,
Nie mieć serca dla rodziny, w dzieciach zła swojego szukać,
Własnym żalem i podłością szczęście dusz niewinnych niszczyć,
Zamiast być im źródłem siły... tu przytaknął mi łeb kruka.
Biada mi! Niech choć ptaszysko, widząc ból mój w czarnym oku,
Da mi lek, co pamięć zdusi - zlituj się, wskaż mi go zaraz!
Zabierz precz co zechcesz - wszystko, w zamian sen wróć, oddaj spokój!
Gdzieś być Lete moja musi! A ptak na to tylko: "Kara!"
Nim znów zginiesz w mroku nocy, zostawiając z gorzkim smutkiem,
Powiedz, czy jest szansa jakaś, gdy opuszczę świat obrzydły,
Na to, abym mógł w jej oczy spojrzeć choć przez chwile krótkie?
Swoje "Kara!" kruk zakrakał - losie mój, a więc już nigdy...
Wtem poderwał skrzydła lotem ptak i zakrył czernią światło,
Wokół wielki cień rozpostarł, jak złowrogie piekła ręce,
I jak kloszem mnie, sierotę, nakrył z duszą wpół umarłą -
Tak mi w mroku już pozostać, nie wyjść z niego nigdy więcej.
2010
inspiracja: Edgar Allan Poe
W ciszy świat mój właśnie ożył, gdy rozległo się pukanie.
Któż to? Sąsiad w drzwi łomoce? Domowników mi obudzi -
Muszę sprawdzić i otworzyć - co się stać ma, niech się stanie.
Tak, pamiętam to dokładnie, choć alkohol pamięć głuszył,
Rozdrapałem dawną ranę, przywołując imię twoje,
Ból, ukryty kiedyś na dnie, wypełzł na wierzch chorej duszy -
Nigdy więcej mi nie dane spojrzeć w oczy muzy mojej!
I choć mrok dzień dawno zmorzył, więc na gości już za późno,
Demon, w szklanki lśniąc krysztale, sprawiał, że słyszałem gorzej,
Idąc, aby drzwi otworzyć, czułem, że nie wstałem próżno,
Przecież dobrze też wiedziałem, że ty do mnie przyjść nie możesz.
Otworzyłem, lecz nikogo nie odnalazł wzrok za progiem -
W pustkę wpadło lampy światło, com pomyślał wtedy... cisza...
Z lęku jęknąć ledwie mogąc, wyszeptałem imię drogie -
Echa zwrotem cicho spadło, tak by prócz mnie nikt nie słyszał.
Drzwi zamknąłem - wciąż ten hałas - pot mnie zimny oblał w chwilę,
Nie, to być nie może prawdą - doszedł mnie od okien strony!
Duszno się zrobiło naraz - okno lekko uchyliłem,
Gdy wtem on w mój pokój wtargnął i na półce oparł szpony.
Nie wypiłem aż tak dużo - kruk przycupnął pośród książek,
Dumny książę, zamieniony w ptaka w ciemnych mocy czarach.
Pomyślałem, oczy mrużąc, jakie imię nosić może -
Ptak - w hebanie wyrzeźbiony - rozwarł dziób, zakrakał: "Kara!"
Ot, krakanie - to zwyczajny przecież język jest dla kruka,
Znikąd przybył, nic nie znaczy - głupi się zrozumieć stara.
Czego mógłby w życiu marnym, moim, bezcelowym szukać?
Zechciej, kruku, wytłumaczyć. Ptak powtórzył swoje: "Kara!"
Jakiś chłód mnie przeszył nagle - może znaczy coś to jednak?
Wspomnień demon twarz zachmurzył, powróciła blada mara.
Zdradź, przeszłości mojej diable, skoroś przybył tutaj z piekła -
Czemu ptak mój spokój burzy i powtarza ciągle: "Kara!"?
Młodość przeszła w rozwiązłości, zmysłów burzą psuta długo -
Brudne czyny - diable próby, zadusiły piękną miłość.
Kruku, zaprzecz! Ach, litości! Powiedz, żeś ty jest jej sługą,
A twój głos nie znaczy zguby, lecz jest częścią: "Caro mio".
Kiedy blask jej w mrok się chował, inne mi świeciło światło -
Tak myślałem: "Los za zdradę o zapłatę się postarał,
Bo mi szczęścia zakosztować dane już nie było z żadną."
A tu kruczą mam szaradę z powtarzanym gorzkim: "Kara!"
Bóg zlitował się nade mną, wyciągnąwszy do mnie ręce,
Lecz wzgardziłem jego darem, gdzieś umarła w niego wiara.
Choć doliną szedłem ciemną, dziś mam cierpieć jeszcze więcej -
Przybył anioł w czerni karej, kruczym głosem wieszczy: "Kara!"
Ta kobieta, z którą jestem, miała mi za inne starczać,
Dobrze, że o grzesznym bycie moim dawnym się nie dowie -
I tak życie jej nieszczęsne, jeszcze winą ją obarczam
Za spaprane moje życie. Kruku, zamilcz - wiem, co powiesz.
Lecz największą nikczemnością - ranić ludzi tych najbliższych,
Nie mieć serca dla rodziny, w dzieciach zła swojego szukać,
Własnym żalem i podłością szczęście dusz niewinnych niszczyć,
Zamiast być im źródłem siły... tu przytaknął mi łeb kruka.
Biada mi! Niech choć ptaszysko, widząc ból mój w czarnym oku,
Da mi lek, co pamięć zdusi - zlituj się, wskaż mi go zaraz!
Zabierz precz co zechcesz - wszystko, w zamian sen wróć, oddaj spokój!
Gdzieś być Lete moja musi! A ptak na to tylko: "Kara!"
Nim znów zginiesz w mroku nocy, zostawiając z gorzkim smutkiem,
Powiedz, czy jest szansa jakaś, gdy opuszczę świat obrzydły,
Na to, abym mógł w jej oczy spojrzeć choć przez chwile krótkie?
Swoje "Kara!" kruk zakrakał - losie mój, a więc już nigdy...
Wtem poderwał skrzydła lotem ptak i zakrył czernią światło,
Wokół wielki cień rozpostarł, jak złowrogie piekła ręce,
I jak kloszem mnie, sierotę, nakrył z duszą wpół umarłą -
Tak mi w mroku już pozostać, nie wyjść z niego nigdy więcej.
2010
inspiracja: Edgar Allan Poe
piątek, 19 listopada 2010
Łagodne deszcze kwietnia
Łagodne deszcze kwietnia już przeszły
Czy słyszy mnie ktoś po tamtej stronie?
I prom z Karlskrony wrócił - to koniec.
Czy słyszysz? Chciałbym wrócić znowu tam
U was też pada? Jestem całkiem sam.
Znów wstałem dzisiaj, a myśli w głowie
Są stąd daleko mile - przy tobie.
Przeszło już tyle lat, ile jeszcze?
Wciąż piszę listy, czas tak się wlecze.
Łagodne deszcze kwietnia już przeszły
Łagodne deszcze kwietnia skończone
To koniec.
2010
swobodne tłumaczenie z: A-ha
Czy słyszy mnie ktoś po tamtej stronie?
I prom z Karlskrony wrócił - to koniec.
Czy słyszysz? Chciałbym wrócić znowu tam
U was też pada? Jestem całkiem sam.
Znów wstałem dzisiaj, a myśli w głowie
Są stąd daleko mile - przy tobie.
Przeszło już tyle lat, ile jeszcze?
Wciąż piszę listy, czas tak się wlecze.
Łagodne deszcze kwietnia już przeszły
Łagodne deszcze kwietnia skończone
To koniec.
2010
swobodne tłumaczenie z: A-ha
czwartek, 18 listopada 2010
Na krawędzi
W królestwie, w którym słońce umiera
Nie ma nadziei dla potępieńca,
Nagle się przed nim ziemia otwiera,
Z lawą się stapia gorączka serca.
Lecz matka ziemia też go nie przyjmie
I na chłód życia z siebie wypluwa,
Gwoździ pamięci z czaszki nie wyjmie,
By mogły jadem trupim zatruwać.
Snuje się zatem martwy wśród żywych,
W kamienne płyty z tęsknotą patrząc,
Gdzie nocą zjawy tylko on widzi,
Wie bowiem dobrze - umarli tańczą.
2010
Nie ma nadziei dla potępieńca,
Nagle się przed nim ziemia otwiera,
Z lawą się stapia gorączka serca.
Lecz matka ziemia też go nie przyjmie
I na chłód życia z siebie wypluwa,
Gwoździ pamięci z czaszki nie wyjmie,
By mogły jadem trupim zatruwać.
Snuje się zatem martwy wśród żywych,
W kamienne płyty z tęsknotą patrząc,
Gdzie nocą zjawy tylko on widzi,
Wie bowiem dobrze - umarli tańczą.
2010
środa, 17 listopada 2010
Szczęściem kaleki
Jest ci wzajemna - wszystko jest twoje,
Ciesz się, rozkoszuj - masz co najdroższe,
Raj już zyskałeś, póki wy dwoje,
Szczęście zbyt wielkie, byś mógł je dostrzec;
Nie poznasz przy niej zimnych wieczorów,
Samotnych błąkań, bezsennych nocy,
Pijackich zwidów, mrocznych kolorów,
Palącej w sercu szatana mocy;
Nie pojmiesz z jakim żyje on bólem
I wiedzieć nawet nie będziesz o nim,
Bo zasypiacie objęci czule,
A on - z Barberem i Albinonim.
2010
Ciesz się, rozkoszuj - masz co najdroższe,
Raj już zyskałeś, póki wy dwoje,
Szczęście zbyt wielkie, byś mógł je dostrzec;
Nie poznasz przy niej zimnych wieczorów,
Samotnych błąkań, bezsennych nocy,
Pijackich zwidów, mrocznych kolorów,
Palącej w sercu szatana mocy;
Nie pojmiesz z jakim żyje on bólem
I wiedzieć nawet nie będziesz o nim,
Bo zasypiacie objęci czule,
A on - z Barberem i Albinonim.
2010
wtorek, 16 listopada 2010
Dziesięć lat
Z bólu mi przyszło samotność zdradzić,
Dziewczyna zwykła, nie z moich marzeń
Przyszła, została - cóż było radzić -
Kochać, poślubić, pozostać razem.
Choć inna była niż te wyśnione,
Zapłonął wiary zwodniczy płomień,
Odkryła moją najgorszą stronę,
Lecz stary koszmar na lata odszedł.
Dziesięć lat odkąd los naprzód pomknął,
Czy to jest miłość? Miłość żałosna.
Gdybym mógł teraz czas nagle cofnąć...
Nie! przeszłość kąsa - lepiej nie cofać.
2010
Dziewczyna zwykła, nie z moich marzeń
Przyszła, została - cóż było radzić -
Kochać, poślubić, pozostać razem.
Choć inna była niż te wyśnione,
Zapłonął wiary zwodniczy płomień,
Odkryła moją najgorszą stronę,
Lecz stary koszmar na lata odszedł.
Dziesięć lat odkąd los naprzód pomknął,
Czy to jest miłość? Miłość żałosna.
Gdybym mógł teraz czas nagle cofnąć...
Nie! przeszłość kąsa - lepiej nie cofać.
2010
poniedziałek, 15 listopada 2010
Bez odpowiedzi
Co by było, gdybyś była?
Czy człowiekiem byłbym innym?
Wspólnie czas by nam upływał,
Czy wspomnieniem - jak dziś - żyłbym?
Czy bym szansę miał cię zdobyć,
Przenieść z marzeń w progi domu,
Czy żył wiedząc, że gdzieś zdobisz
Życia czas innemu komuś?
Czy by były nasze dzieci
Do tych, które mam podobne?
Czy dla ciebie byłbym lepszy?
Czy kochałabyś mnie mocniej?
Czy by mogła noc przespana
Być bez wina, wierszy, myśli,
Gdybyś przy mnie ty leżała?
Czy bym wtedy był szczęśliwszy?
Zawsze będziesz tylko moja,
Choć na ziemi czas twój przeszły,
Bo nikt nie miał cię w ramionach,
Jeden wiatr ci włosy pieścił.
2010
Czy człowiekiem byłbym innym?
Wspólnie czas by nam upływał,
Czy wspomnieniem - jak dziś - żyłbym?
Czy bym szansę miał cię zdobyć,
Przenieść z marzeń w progi domu,
Czy żył wiedząc, że gdzieś zdobisz
Życia czas innemu komuś?
Czy by były nasze dzieci
Do tych, które mam podobne?
Czy dla ciebie byłbym lepszy?
Czy kochałabyś mnie mocniej?
Czy by mogła noc przespana
Być bez wina, wierszy, myśli,
Gdybyś przy mnie ty leżała?
Czy bym wtedy był szczęśliwszy?
Zawsze będziesz tylko moja,
Choć na ziemi czas twój przeszły,
Bo nikt nie miał cię w ramionach,
Jeden wiatr ci włosy pieścił.
2010
niedziela, 14 listopada 2010
Noc anonimowego absynenta
Wciskasz mocno mnie w siedzenie,
Uda całą sobą gnieciesz,
W czaszkę wlewasz zapomnienie,
Dłonie wokół głowy pleciesz.
Wgniatam usta w piersi twoje,
Oczy zmysłów szał przymyka,
Poisz czystym mnie tujolem -
Spijam tobie go z języka.
Dzikim dźwiękiem mnie rozpalasz,
Zbieram gorycz z warg koniuszka,
W mózgu huczy zimna fala -
Tak zielona kocha wróżka.
Ślady plam pozostawione,
To uniesień wieszczy koniec,
Na sukience piołunowej;
Co ja jutro powiem żonie?
2010
Uda całą sobą gnieciesz,
W czaszkę wlewasz zapomnienie,
Dłonie wokół głowy pleciesz.
Wgniatam usta w piersi twoje,
Oczy zmysłów szał przymyka,
Poisz czystym mnie tujolem -
Spijam tobie go z języka.
Dzikim dźwiękiem mnie rozpalasz,
Zbieram gorycz z warg koniuszka,
W mózgu huczy zimna fala -
Tak zielona kocha wróżka.
Ślady plam pozostawione,
To uniesień wieszczy koniec,
Na sukience piołunowej;
Co ja jutro powiem żonie?
2010
sobota, 13 listopada 2010
Pisz swoje życie
Czujesz, wierzysz, marzysz, myślisz,
Tęsknisz, kochasz, nienawidzisz,
W bólu, smutku, samotności,
Beznadziei, buncie, złości
Trwasz, przemijasz, wegetujesz,
Walczysz, szukasz, wytrzymujesz,
Świat w oporze cię nie zdeptał,
Nie przeorał mózgu ekran -
Siądź, pozbieraj swoje myśli,
Sam do siebie sygnał wyślij,
Łzy wylewaj po kryjomu,
Bo nie warto ufać komuś,
Zapisz serca rozedrganie -
Jak kardiogram ci zostanie,
Niech na szuflad dnie przeminie -
Nie syp pereł pośród świnie,
Nie bierz wzorów, nie naśladuj,
Nic nie czytaj - szkoda czasu,
Może to, co w tobie mieszka,
Uda ci się zamknąć w wersach.
Ukryj duszę w mocnym schronie,
Nie dobierze świat się do niej,
Myśli skryte w pamiętniku,
Ktoś odnajdzie na śmietniku.
2010
Tęsknisz, kochasz, nienawidzisz,
W bólu, smutku, samotności,
Beznadziei, buncie, złości
Trwasz, przemijasz, wegetujesz,
Walczysz, szukasz, wytrzymujesz,
Świat w oporze cię nie zdeptał,
Nie przeorał mózgu ekran -
Siądź, pozbieraj swoje myśli,
Sam do siebie sygnał wyślij,
Łzy wylewaj po kryjomu,
Bo nie warto ufać komuś,
Zapisz serca rozedrganie -
Jak kardiogram ci zostanie,
Niech na szuflad dnie przeminie -
Nie syp pereł pośród świnie,
Nie bierz wzorów, nie naśladuj,
Nic nie czytaj - szkoda czasu,
Może to, co w tobie mieszka,
Uda ci się zamknąć w wersach.
Ukryj duszę w mocnym schronie,
Nie dobierze świat się do niej,
Myśli skryte w pamiętniku,
Ktoś odnajdzie na śmietniku.
2010
piątek, 12 listopada 2010
Litania drania
Boże, choć cię nie pojmuję,
Ty nad wszystko mnie miłujesz,
Jestem w końcu twoim synem,
Chociaż robię z siebie świnię.
Choć plugawa moja mowa,
Uczę modlić się od nowa -
Nim nadejdzie ziemski koniec,
Przed poniższym racz mnie chronić:
- Przed powszechnym tu patosem,
- Zdrowego rozsądku głosem,
- Głupcom właściwą próżnością,
- Siebie kretyńską pewnością,
- Przed narodu owczym pędem,
- Ścigającym mnie obłędem,
- Przed żałobą narodową,
- Polską debatą jałową,
- Przed wszelką społeczną akcją,
- Z ciemniactwem socjalizacją,
- Żywych i zmarłych kultami,
- Uczuć świętych obrońcami,
- Przed na pokaz innym życiem,
- Żałosnym nerwusem byciem,
- Życiowymi sukcesami,
- Wszelkimi politykami,
- Zaraźliwym skurwysyństwem,
- Kroczącym alkoholizmem,
- Przed nieznośną abstynencją,
- Zżerającą świat komercją,
- Bezmyślna subordynacją,
- Przed mózgu resztek kastracją,
- Panie, chroń przed babilonem,
- I wspomnień podłym demonem.
2010
Ty nad wszystko mnie miłujesz,
Jestem w końcu twoim synem,
Chociaż robię z siebie świnię.
Choć plugawa moja mowa,
Uczę modlić się od nowa -
Nim nadejdzie ziemski koniec,
Przed poniższym racz mnie chronić:
- Przed powszechnym tu patosem,
- Zdrowego rozsądku głosem,
- Głupcom właściwą próżnością,
- Siebie kretyńską pewnością,
- Przed narodu owczym pędem,
- Ścigającym mnie obłędem,
- Przed żałobą narodową,
- Polską debatą jałową,
- Przed wszelką społeczną akcją,
- Z ciemniactwem socjalizacją,
- Żywych i zmarłych kultami,
- Uczuć świętych obrońcami,
- Przed na pokaz innym życiem,
- Żałosnym nerwusem byciem,
- Życiowymi sukcesami,
- Wszelkimi politykami,
- Zaraźliwym skurwysyństwem,
- Kroczącym alkoholizmem,
- Przed nieznośną abstynencją,
- Zżerającą świat komercją,
- Bezmyślna subordynacją,
- Przed mózgu resztek kastracją,
- Panie, chroń przed babilonem,
- I wspomnień podłym demonem.
2010
czwartek, 11 listopada 2010
Na granicy światów
Wszyscy śpią już, skrobię papier,
Nie pomaga wino zasnąć,
W drzwiach pokoju stajesz nagle -
Jak to? Przecież ty już dawno...
Nie wypiłem dużo - co jest?
Spałem też przed doby dwiema,
Wiem, że tutaj być nie możesz -
Ależ nie! To mnie tu nie ma...
2010
Nie pomaga wino zasnąć,
W drzwiach pokoju stajesz nagle -
Jak to? Przecież ty już dawno...
Nie wypiłem dużo - co jest?
Spałem też przed doby dwiema,
Wiem, że tutaj być nie możesz -
Ależ nie! To mnie tu nie ma...
2010
środa, 10 listopada 2010
Gladiator
Szerokie barki, rzeźbione piersi,
Skóra opina nabrzmiałe mięśnie -
Dawid? Adonis? Który z nich ożył?
Stoi atleta, jak bóg go stworzył,
Oto przed chwilą skończył zawody -
Pot obmywają strumienie wody,
Sprężyste plecy - równe łopatki,
Wysmukłe lędźwie, jędrne pośladki;
Pod płaskim brzuchem i wąską talią
Godny herosa zwisa medalion -
Na długiej moszny lawecie miękkiej
Spoczął, czarując męskości pięknem,
Speszył mnie swoją okazałością -
Ukryć się przyjdzie z własną męskością,
Więc się odwracam, innych już nie ma,
Wtem ktoś ujmuje rękoma dwiema,
Tą - bark, tą - biodra, dech mi zapiera,
Gdy całym sobą do mnie przywiera
I dłoń intruza w podbrzuszu czuję,
Rosnę, prężnieję, wilgnę, pulsuję,
Spinam w ramionach złączone biodra -
To jego na mym pośladku kropla.
2010
Skóra opina nabrzmiałe mięśnie -
Dawid? Adonis? Który z nich ożył?
Stoi atleta, jak bóg go stworzył,
Oto przed chwilą skończył zawody -
Pot obmywają strumienie wody,
Sprężyste plecy - równe łopatki,
Wysmukłe lędźwie, jędrne pośladki;
Pod płaskim brzuchem i wąską talią
Godny herosa zwisa medalion -
Na długiej moszny lawecie miękkiej
Spoczął, czarując męskości pięknem,
Speszył mnie swoją okazałością -
Ukryć się przyjdzie z własną męskością,
Więc się odwracam, innych już nie ma,
Wtem ktoś ujmuje rękoma dwiema,
Tą - bark, tą - biodra, dech mi zapiera,
Gdy całym sobą do mnie przywiera
I dłoń intruza w podbrzuszu czuję,
Rosnę, prężnieję, wilgnę, pulsuję,
Spinam w ramionach złączone biodra -
To jego na mym pośladku kropla.
2010
wtorek, 9 listopada 2010
NOTES 5 - Wycieczka do M.
Śliskie deski spróchniałe, pomost wcięty w rzekę,
We wsi bar przy kościele, w nim pstrągi z jeziora,
Tam, za boru gęstwiną, z betonu zapora,
Droga do niej błotnista, nad wysokim brzegiem.
Zimne łzy listopada na chojnickim rynku,
Gdy ty sklepy zwiedzałaś, ja - Bramę Człuchowską;
Wielki krążek pieczarek, sera, szynki, czosnku,
Żeby zjeść twoją nagość w pokoju, po ciemku.
Nie wiem, czy tego chciałem, czy nam się udało -
Chyba wszystko zrobiłem, żeby było miło,
Zawsze czegoś jednemu i drugiemu mało.
Może tylko to wszystko głupiemu się śniło,
Że tak zdarzy się jeszcze, jak kiedyś bywało,
Wiem, że w dwa dni na pewno znów mi rok przybyło.
2010
We wsi bar przy kościele, w nim pstrągi z jeziora,
Tam, za boru gęstwiną, z betonu zapora,
Droga do niej błotnista, nad wysokim brzegiem.
Zimne łzy listopada na chojnickim rynku,
Gdy ty sklepy zwiedzałaś, ja - Bramę Człuchowską;
Wielki krążek pieczarek, sera, szynki, czosnku,
Żeby zjeść twoją nagość w pokoju, po ciemku.
Nie wiem, czy tego chciałem, czy nam się udało -
Chyba wszystko zrobiłem, żeby było miło,
Zawsze czegoś jednemu i drugiemu mało.
Może tylko to wszystko głupiemu się śniło,
Że tak zdarzy się jeszcze, jak kiedyś bywało,
Wiem, że w dwa dni na pewno znów mi rok przybyło.
2010
poniedziałek, 8 listopada 2010
Nie będę komandosem
Słuchaj, panie instruktorze,
Z miną kpiącą, drwiną w głosie -
Tak niejeden, jak ty może
biegać, pływać, trzaskać drążek,
Lecz, jakkolwiek byś się sprężył,
Łeb twój pustki nie zwycięży.
2010
Z miną kpiącą, drwiną w głosie -
Tak niejeden, jak ty może
biegać, pływać, trzaskać drążek,
Lecz, jakkolwiek byś się sprężył,
Łeb twój pustki nie zwycięży.
2010
czwartek, 4 listopada 2010
NOTES 4 - Inny
Brną dumni w morzu krzyży, zapalić znicz zmarłym,
Poświęcić czas swój cenny, prosić miejsce w niebie,
Miast błagać, póki mogą, o litość dla siebie -
Niech umarli się wstawią za żywych byt marny.
Jestem tam, gdzie was nie ma, pustkę mam na własność,
Nie wiem, czym wśród żyjących - umarłego cieniem,
Czy ostatnim wśród trupów - żyjącym istnieniem,
Choć z wami - nigdy razem, nie sam - kwiat wśród chwastów.
Gdy czasem coś zaboli, to z mojej słabości,
Bo za waszą przyczyną łzy już nie uronię -
Los dał mi na uczucia pancerz odporności.
Stworzyłem wśród was świat swój - tam się chętnie chronię,
Bo wolę nicość swoją od waszej nicości
I - bardziej niż po waszej - ja po tamtej stronie.
2010
środa, 3 listopada 2010
Jestem zerem (wyznanie grafomana)
Scenariusze są fatalne,
Wiersze - najzwyczajniej - marne,
Nie chcą przyjąć mnie do wojska
I nie umiem spłodzić chłopca.
W pracy też się nie przykładam -
Mało robię, dużo gadam,
Córki tylko denerwują -
Ojciec ze mnie jest po ...wuju.
Choć chcę dobry być dla żony,
Zwykle kończę pokłócony,
Zapał zawsze mam przez chwilę;
Czy ktoś nie wie, po co żyję?
2010
Wiersze - najzwyczajniej - marne,
Nie chcą przyjąć mnie do wojska
I nie umiem spłodzić chłopca.
W pracy też się nie przykładam -
Mało robię, dużo gadam,
Córki tylko denerwują -
Ojciec ze mnie jest po ...wuju.
Choć chcę dobry być dla żony,
Zwykle kończę pokłócony,
Zapał zawsze mam przez chwilę;
Czy ktoś nie wie, po co żyję?
2010
wtorek, 2 listopada 2010
Twoje zaduszki
Obiecał, że weźmie mnie w podróż do gwiazd,
Na łąki wyśnione, gdzie wciąż tańczy wiatr,
By zostać tam ze mną, by być obok mnie
I puszczać latawce, i czuć magnes serc,
Tam tańczyć z wróżkami, aniołów mieć straż
I żyć z tobą w zgodzie, boże - ojcze nasz.
Lecz zgubił gdzieś drogę, nie znalazł się bóg
Wśród ludzi, co nie wiesz, kto brat, a kto wróg,
Choć wiary miał mnóstwo, nadzieję wziął czart,
Ktoś inny w nim powstał, kto poznał fałsz gwiazd,
Pokochał więc noce i skusił go grzech,
I uciekł w noc czarną, i minął jak deszcz.
2010
Na łąki wyśnione, gdzie wciąż tańczy wiatr,
By zostać tam ze mną, by być obok mnie
I puszczać latawce, i czuć magnes serc,
Tam tańczyć z wróżkami, aniołów mieć straż
I żyć z tobą w zgodzie, boże - ojcze nasz.
Lecz zgubił gdzieś drogę, nie znalazł się bóg
Wśród ludzi, co nie wiesz, kto brat, a kto wróg,
Choć wiary miał mnóstwo, nadzieję wziął czart,
Ktoś inny w nim powstał, kto poznał fałsz gwiazd,
Pokochał więc noce i skusił go grzech,
I uciekł w noc czarną, i minął jak deszcz.
2010
poniedziałek, 1 listopada 2010
NOTES 3 - Moim zmarłym
Złoty liść na zimnej płycie,
Wątły płomień wśród gałęzi,
Uśmiech twój wciąż pamięć więzi,
Grób twój chowa moje życie.
Smutny stoi anioł blady,
Wie że zawiódł ciebie srodze
Dając zgubić się po drodze,
Uciec jemu w noc na dziady.
Byłaś mi jak słońca promień
Zniosłaś z góry ogień pierwszy
I sens trwania, i ból wspomnień...
Mrok dokoła coraz szerszy,
Jeszcze wino gasi płomień,
Śpiew twój, szczerość twoich wierszy...
2010
Wątły płomień wśród gałęzi,
Uśmiech twój wciąż pamięć więzi,
Grób twój chowa moje życie.
Smutny stoi anioł blady,
Dając zgubić się po drodze,
Uciec jemu w noc na dziady.
Byłaś mi jak słońca promień
Zniosłaś z góry ogień pierwszy
I sens trwania, i ból wspomnień...
Mrok dokoła coraz szerszy,
Jeszcze wino gasi płomień,
Śpiew twój, szczerość twoich wierszy...
2010
niedziela, 31 października 2010
Zwłoki Chopina wracają do ojczyzny
W twych urodzin dwóchsetlecie
Niech usłyszą w całym świecie,
Że w Paryżu choć gdzieś trumna,
Z Fryderyka Polska dumna,
Co się rodził w dworku starym,
Wyssał polskość z mlekiem mamy,
Z płaczu wierzb tęsknoty uczył,
Ból Polaka poznał duszy,
Potem przelał to w ballady,
Polonezy i sonaty,
Z mazowieckiej wsi mazurki,
Cykle etiud i nokturny.
Postanowił sejm w uchwale
Rok ogłosić ku twej chwale -
Jest okazja promowania
I unijnej kasy brania
Na koncerty, festiwale,
Na sympozja, rauty, bale,
Na konkursy i warsztaty,
Setki wystaw, pompy, kwiaty,
Na projekty artystyczne
I oferty turystyczne.
(Jeszcze forsa starych wleci
Na wycieczki szkolne dzieci).
Był już Szopen w Gizy piaskach,
Teraz Chiny, wieża Eiffla,
Lecz nie wszystkie to atrakcje -
Pchnąć na fale trzeba akcję.
Więc popłynął w rejs nasz dzielny
Postrach morza - bryg-imiennik,
Wziął na pokład wilki młode -
Po przeżycia, po przygodę!
Nie miał względów mieć powodów
Sztorm dla mistrza i obchodów -
Świat złamane widzi maszty -
To dla Polski wielki zaszczyt.
2010
Niech usłyszą w całym świecie,
Że w Paryżu choć gdzieś trumna,
Z Fryderyka Polska dumna,
Co się rodził w dworku starym,
Wyssał polskość z mlekiem mamy,
Z płaczu wierzb tęsknoty uczył,
Ból Polaka poznał duszy,
Potem przelał to w ballady,
Polonezy i sonaty,
Z mazowieckiej wsi mazurki,
Cykle etiud i nokturny.
Postanowił sejm w uchwale
Rok ogłosić ku twej chwale -
Jest okazja promowania
I unijnej kasy brania
Na koncerty, festiwale,
Na sympozja, rauty, bale,
Na konkursy i warsztaty,
Setki wystaw, pompy, kwiaty,
Na projekty artystyczne
I oferty turystyczne.
(Jeszcze forsa starych wleci
Na wycieczki szkolne dzieci).
Był już Szopen w Gizy piaskach,
Teraz Chiny, wieża Eiffla,
Lecz nie wszystkie to atrakcje -
Pchnąć na fale trzeba akcję.
Więc popłynął w rejs nasz dzielny
Postrach morza - bryg-imiennik,
Wziął na pokład wilki młode -
Po przeżycia, po przygodę!
Nie miał względów mieć powodów
Sztorm dla mistrza i obchodów -
Świat złamane widzi maszty -
To dla Polski wielki zaszczyt.
2010
piątek, 29 października 2010
Wysłannik piekła
Szczęśliwy spokój płynął latami,
Nie znałem strachu, jak dziecko w puszczy,
Gdy wąż z trucizną wychynął z jamy,
By w samo serce atak przypuścić.
Droczył się ze mną, robił uniki,
Abym uwierzył, że zduszę gada -
I gdy już miałem za łeb go chwycić,
Otworzył paszczę, wbił kły, jad zadał.
Trucizna żyłą powoli wpływa
Do serca, mózgu, lecz nie umieram,
Gdy tylko myślę, że z nią wygrywam,
Zatruwa umysł i sen zabiera.
2010
Nie znałem strachu, jak dziecko w puszczy,
Gdy wąż z trucizną wychynął z jamy,
By w samo serce atak przypuścić.
Droczył się ze mną, robił uniki,
Abym uwierzył, że zduszę gada -
I gdy już miałem za łeb go chwycić,
Otworzył paszczę, wbił kły, jad zadał.
Trucizna żyłą powoli wpływa
Do serca, mózgu, lecz nie umieram,
Gdy tylko myślę, że z nią wygrywam,
Zatruwa umysł i sen zabiera.
2010
środa, 27 października 2010
NOTES 2 - do KA***
Górka wspomnień dziecięcych, zjeżdżalnia zimowa,
Dołków, krzewów pokrytych żółtymi kwiatami,
Dziś z jej zboczy spogląda osiedle oknami
Tam, gdzie los zły pamięci grobowiec mej schował.
Widzisz dom twój, gdzie ojcu samotnie pozostać,
Jak Hiobowi bóg kazał bez bliskich kochanych,
Teraz cień mój w te miejsca pląta się czasami,
Całkiem obca wśród ludzi, trędowata postać.
Kiedyś byłaś mi wszystkim - nadzieją, radością,
Nim wraz z tobą zdradziłem, w co wierzyłem wcześniej,
Grzebiąc ciało twe z moją kochania zdolnością.
Jeśli zmarli świadkami są drogi tej grzesznej
Naszej, patrzą z chowaną dla głupców litością;
Mnie przed tobą ze wstydu przyjdzie płonąć wiecznie.
2010
Dołków, krzewów pokrytych żółtymi kwiatami,
Dziś z jej zboczy spogląda osiedle oknami
Tam, gdzie los zły pamięci grobowiec mej schował.
Widzisz dom twój, gdzie ojcu samotnie pozostać,
Jak Hiobowi bóg kazał bez bliskich kochanych,
Teraz cień mój w te miejsca pląta się czasami,
Całkiem obca wśród ludzi, trędowata postać.
Kiedyś byłaś mi wszystkim - nadzieją, radością,
Nim wraz z tobą zdradziłem, w co wierzyłem wcześniej,
Grzebiąc ciało twe z moją kochania zdolnością.
Jeśli zmarli świadkami są drogi tej grzesznej
Naszej, patrzą z chowaną dla głupców litością;
Mnie przed tobą ze wstydu przyjdzie płonąć wiecznie.
2010
wtorek, 26 października 2010
Kalina
- To pani jest Mgiełka?
- Mgiełka?
- Tak panią nazywałem - całymi miesiącami. Zniknęła pani,
a ja panią szukałem, szukałem... Ale to ty, prawda?
- Tak, ja.
- To straszne. Byłem tu tyle razy i nie poznałem cię.
- Byłeś nieprzytomny. Poza tym, zmieniłam się.
- Teraz mi się jeszcze bardziej podobasz. Tylko...
- Tylko co?
- Nie wiem jak masz na imię.
- Kalina. (...) Chodźmy na spacer.
- A, nie. Znowu mi uciekniesz.
- No to trzymaj mnie.
Zbigniew Kamiński, Radosław Piwowarski
- Mgiełka?
- Tak panią nazywałem - całymi miesiącami. Zniknęła pani,
a ja panią szukałem, szukałem... Ale to ty, prawda?
- Tak, ja.
- To straszne. Byłem tu tyle razy i nie poznałem cię.
- Byłeś nieprzytomny. Poza tym, zmieniłam się.
- Teraz mi się jeszcze bardziej podobasz. Tylko...
- Tylko co?
- Nie wiem jak masz na imię.
- Kalina. (...) Chodźmy na spacer.
- A, nie. Znowu mi uciekniesz.
- No to trzymaj mnie.
Zbigniew Kamiński, Radosław Piwowarski
poniedziałek, 25 października 2010
NOTES 1 - do L***
Staw na wzgórzu obrósł złotem,
Które wiatry drzewom skradły,
Pogardziły mewy morzem,
W tłumie kaczek cicho siadły.
Patrzysz z naszej kuchni okna
W park zasnuty nieba łzami,
Z rzadka tylko wzrok twój spotka
Jasny żagiel w morskiej dali.
Kiedy wpadasz w sidła nagle
Ramion moich nachalności,
Jesteś mojej wiary żaglem.
Staw bez ptaków, park bez gości -
Mniej są puste i mniej marne,
Niż ja, bez twej obecności.
2010
Które wiatry drzewom skradły,
Pogardziły mewy morzem,
W tłumie kaczek cicho siadły.
Patrzysz z naszej kuchni okna
W park zasnuty nieba łzami,
Z rzadka tylko wzrok twój spotka
Jasny żagiel w morskiej dali.
Kiedy wpadasz w sidła nagle
Ramion moich nachalności,
Jesteś mojej wiary żaglem.
Staw bez ptaków, park bez gości -
Mniej są puste i mniej marne,
Niż ja, bez twej obecności.
2010
niedziela, 24 października 2010
Mgiełka
- No co jeszcze mogę dla ciebie zrobić? Mogę się z tobą ożenić.
Chcesz?
- Chcę.
- I będziesz mnie kochała?
- Tak. I nigdy cię nie zdradzę.
- Ale ja mam dużo wad. No wiesz, stary kawaler. No i nigdy
nie miałem szczęścia.
- Ja też nie. Kiedyś w końcu wszystko musi się zmienić.
- Tak. No i jestem... jestem uczciwy.
- Wiem.
- A skąd to możesz wiedzieć?
- Od pierwszej chwili czułam.
- Mam ogromne wymagania.
- Umiem dobrze gotować.
- I chcę mieć dwoje dzieci.
- Chłopca i dziewczynkę?
- Tak. Poślemy je na muzykę.
- Na basen albo na tenis.
- Kupa kłopotów.
- Musimy też mieć większe mieszkanie.
- Koniecznie z łazienką. Po sufit w kafelkach - takie... takie
niebieskie jak morze.
- Latem pojedziemy nad morze.
- Dlaczego? No jak chcesz, to pojedziemy.
- Nie, jak ty chcesz.
- Nie, jak ty chcesz.
- A, nie będziemy się kłócić - pojedziemy w końcu w góry.
- Dlaczego w góry? No dobrze - w góry. Albo do Puszczy
Kampinoskiej.
- Wystarczy, że ja już mieszkam w lesie. A właściwie to
powinieneś być gajowym.
- Wtedy też byś mnie kochała?
- Tak. Zawsze. A ty?
- Ja.... nie wiem, czy... nie wiem, czy umiem, bo ja nigdy...
Zbigniew Kamiński, Radosław Piwowarski
Chcesz?
- Chcę.
- I będziesz mnie kochała?
- Tak. I nigdy cię nie zdradzę.
- Ale ja mam dużo wad. No wiesz, stary kawaler. No i nigdy
nie miałem szczęścia.
- Ja też nie. Kiedyś w końcu wszystko musi się zmienić.
- Tak. No i jestem... jestem uczciwy.
- Wiem.
- A skąd to możesz wiedzieć?
- Od pierwszej chwili czułam.
- Mam ogromne wymagania.
- Umiem dobrze gotować.
- I chcę mieć dwoje dzieci.
- Chłopca i dziewczynkę?
- Tak. Poślemy je na muzykę.
- Na basen albo na tenis.
- Kupa kłopotów.
- Musimy też mieć większe mieszkanie.
- Koniecznie z łazienką. Po sufit w kafelkach - takie... takie
niebieskie jak morze.
- Latem pojedziemy nad morze.
- Dlaczego? No jak chcesz, to pojedziemy.
- Nie, jak ty chcesz.
- Nie, jak ty chcesz.
- A, nie będziemy się kłócić - pojedziemy w końcu w góry.
- Dlaczego w góry? No dobrze - w góry. Albo do Puszczy
Kampinoskiej.
- Wystarczy, że ja już mieszkam w lesie. A właściwie to
powinieneś być gajowym.
- Wtedy też byś mnie kochała?
- Tak. Zawsze. A ty?
- Ja.... nie wiem, czy... nie wiem, czy umiem, bo ja nigdy...
Zbigniew Kamiński, Radosław Piwowarski
sobota, 23 października 2010
Będę komandosem
Szanowna komisjo rekrutacyjna,
Nie dla mnie garnitur, nuda cywilna,
W mundurze zrodzony, strateg genialny,
Jestem wprost stworzony do służb specjalnych -
Silny charakterem, opanowany,
Dobrze ułożony, zorganizowany,
Wybrać takiego jest dobrym pomysłem -
Działam jak maszyna, z chłodnym umysłem,
Nigdy nie mam pytań, rozkaz wykonam,
Zero wątpliwości, stresu kontrola,
Zawsze pewny siebie, żadnych słabości,
Psychika żelazna - wzór odporności.
Przecież wam nie powiem, że słaby jestem,
Nie zdradzę rozterek najmniejszym gestem,
Nie powiem, że czuję, myślę i błądzę,
Że nerwy mam słabe, serce bolące,
Że szukam miłości i kocham wolność,
Wypełnia mnie pustka, dręczy samotność,
Że często się gubię na życia drogach,
Że czasem chcę nie żyć i wątpię w boga,
Że bardzo się boję, czego - sam nie wiem,
Że zawsze mi brakło pewności siebie.
Najchętniej bym zniknął - tak w oka mgnieniu,
By nikt nie pamiętał o mym istnieniu.
2010
Nie dla mnie garnitur, nuda cywilna,
W mundurze zrodzony, strateg genialny,
Jestem wprost stworzony do służb specjalnych -
Silny charakterem, opanowany,
Dobrze ułożony, zorganizowany,
Wybrać takiego jest dobrym pomysłem -
Działam jak maszyna, z chłodnym umysłem,
Nigdy nie mam pytań, rozkaz wykonam,
Zero wątpliwości, stresu kontrola,
Zawsze pewny siebie, żadnych słabości,
Psychika żelazna - wzór odporności.
Przecież wam nie powiem, że słaby jestem,
Nie zdradzę rozterek najmniejszym gestem,
Nie powiem, że czuję, myślę i błądzę,
Że nerwy mam słabe, serce bolące,
Że szukam miłości i kocham wolność,
Wypełnia mnie pustka, dręczy samotność,
Że często się gubię na życia drogach,
Że czasem chcę nie żyć i wątpię w boga,
Że bardzo się boję, czego - sam nie wiem,
Że zawsze mi brakło pewności siebie.
Najchętniej bym zniknął - tak w oka mgnieniu,
By nikt nie pamiętał o mym istnieniu.
2010
czwartek, 21 października 2010
Sinobrody
Choć tak pragnął miłości wcześniej niepoznanej,
Chcąc świat cały i siebie darować kochanej,
Cierpiał, czekał samotnie, wątpił, tęsknił długo,
Nim wzajemnie czującą znalazł duszę drugą.
I gdy miała pozostać z nim już jako żona,
Jego wdzięczność i hojność była niezmierzona.
Mogła tańczyć, flirtować, bawić się i gościć,
Jednej dochowując tylko mu wierności.
Lecz, gdy raz nocy pewnej nie było małżonka,
Zdradą się skończyło zapomnienie w plasach.
Wkrótce wszyscy ujrzeli smutny sprawy finał -
Męża żona z kochankiem o śmierć przyprawiła.
2010
inspiracja: H.Ch. Andersen
Chcąc świat cały i siebie darować kochanej,
Cierpiał, czekał samotnie, wątpił, tęsknił długo,
Nim wzajemnie czującą znalazł duszę drugą.
I gdy miała pozostać z nim już jako żona,
Jego wdzięczność i hojność była niezmierzona.
Mogła tańczyć, flirtować, bawić się i gościć,
Jednej dochowując tylko mu wierności.
Lecz, gdy raz nocy pewnej nie było małżonka,
Zdradą się skończyło zapomnienie w plasach.
Wkrótce wszyscy ujrzeli smutny sprawy finał -
Męża żona z kochankiem o śmierć przyprawiła.
2010
inspiracja: H.Ch. Andersen
środa, 20 października 2010
Diabeł poluje na kaczki
Wiosną strzelał grubym śrutem,
Trafił kaczkę prosto w kuper;
Że leciała w dużym stadzie -
Ubił ptaków setkę prawie.
Śledząc kaczkę na jesieni,
Broń na nieco lżejszą zmienił;
Zły, że w gnieździe inne ptaki -
Strzelał, nożem dźgał dla draki.
Choć tradycji, kraj wierzący,
Nie miał mordów politycznych,
To myśliwych, kłusujących
Wybór był tu zawsze liczny.
2010
Trafił kaczkę prosto w kuper;
Że leciała w dużym stadzie -
Ubił ptaków setkę prawie.
Śledząc kaczkę na jesieni,
Broń na nieco lżejszą zmienił;
Zły, że w gnieździe inne ptaki -
Strzelał, nożem dźgał dla draki.
Choć tradycji, kraj wierzący,
Nie miał mordów politycznych,
To myśliwych, kłusujących
Wybór był tu zawsze liczny.
2010
sobota, 16 października 2010
Tak różni, tak podobni
Jak to jest, że jesteśmy czasem tacy sami,
A czasem przeciwnymi sobie biegunami?
Kiedy jedno się złości, drugie na nie krzyczy,
Gdy milczymy, to razem - z całkiem różnych przyczyn.
Każde z nas jest zbyt dumne, czasu nam nie szkoda,
Nim, po dniach długich dąsów, zapanuje zgoda.
Lecz, gdy ty lubisz tańczyć, być gdzie śmiech, zabawa,
Śledzić głupie seriale, meble wciąż przestawiać,
Ciuchy nowe kupować, zwiedzać świata krańce,
Ciągle kogoś spotykać, gości raczyć plackiem -
Ja wybieram ciszę, noc i wiersze moje,
Balsam smutnych piosenek, brak zmian, melancholię,
Spodnie, kurtki wytarte, polskiej wioski spokój,
Zamiast pełnych salonów - własny, pusty pokój.
Wiem, że kiedy mnie zdradzisz, nie dowiem się o tym -
Wolisz ciszę i trwanie, niż ze mną kłopoty;
Lepiej grać dobrze rolę, niż płacić za grzechy,
Bo gdy wszystko się straci przez szczerość - co wtedy?
Gdybym ja ciebie skrzywdził, musiałbym się przyznać -
Choć się boi, tak tylko postąpi mężczyzna;
Bo nie śmiałbym cię dotknąć, w oczy spojrzeć więcej,
Gdybym nawet miał odejść, los mój - w twoje ręce;
Przed sądem zdrajcy stanąć, we wstydzie, pokorze,
Przegonić go zdradzony lub wybaczyć może;
Od samej zdrady - stokroć gorsze życie w kłamstwie,
Bać się, milczeć, udawać - najgorszym jest draństwem.
Tyle lat się wspieramy na ostrych zakrętach,
Wiele z tobą przeżyłem, wspólne są szczenięta;
Mimo marzeń tak innych, te same dążenia,
Tyle cech mamy wspólnych, choć życie nas zmienia;
Nie wiem dokąd nas drogi w przyszłości powiodą -
Tak różnych, tak podobnych los złączył ze sobą.
2010
A czasem przeciwnymi sobie biegunami?
Kiedy jedno się złości, drugie na nie krzyczy,
Gdy milczymy, to razem - z całkiem różnych przyczyn.
Każde z nas jest zbyt dumne, czasu nam nie szkoda,
Nim, po dniach długich dąsów, zapanuje zgoda.
Lecz, gdy ty lubisz tańczyć, być gdzie śmiech, zabawa,
Śledzić głupie seriale, meble wciąż przestawiać,
Ciuchy nowe kupować, zwiedzać świata krańce,
Ciągle kogoś spotykać, gości raczyć plackiem -
Ja wybieram ciszę, noc i wiersze moje,
Balsam smutnych piosenek, brak zmian, melancholię,
Spodnie, kurtki wytarte, polskiej wioski spokój,
Zamiast pełnych salonów - własny, pusty pokój.
Wiem, że kiedy mnie zdradzisz, nie dowiem się o tym -
Wolisz ciszę i trwanie, niż ze mną kłopoty;
Lepiej grać dobrze rolę, niż płacić za grzechy,
Bo gdy wszystko się straci przez szczerość - co wtedy?
Gdybym ja ciebie skrzywdził, musiałbym się przyznać -
Choć się boi, tak tylko postąpi mężczyzna;
Bo nie śmiałbym cię dotknąć, w oczy spojrzeć więcej,
Gdybym nawet miał odejść, los mój - w twoje ręce;
Przed sądem zdrajcy stanąć, we wstydzie, pokorze,
Przegonić go zdradzony lub wybaczyć może;
Od samej zdrady - stokroć gorsze życie w kłamstwie,
Bać się, milczeć, udawać - najgorszym jest draństwem.
Tyle lat się wspieramy na ostrych zakrętach,
Wiele z tobą przeżyłem, wspólne są szczenięta;
Mimo marzeń tak innych, te same dążenia,
Tyle cech mamy wspólnych, choć życie nas zmienia;
Nie wiem dokąd nas drogi w przyszłości powiodą -
Tak różnych, tak podobnych los złączył ze sobą.
2010
piątek, 15 października 2010
Umrzyj by żyć
Gdy noc kolejną grzązł w wódce,
Stawił się przed nim pan jego -
"Jak żyłeś" - spytał - "pokrótce
Powiedz nim umrzesz, kolego."
"Kiedyś dać światu coś chciałem
Kochałem ludzi bez reszty -
Zdradziecką zadał ktoś ranę,
Lata w pijaństwie mi zeszły."
Pan wiedział zdrada co znaczy
I los zrozumiał pijaczy.
Tańcem kobieta gawiedzi
Jak zwykle oczy cieszyła,
A wtenczas pan ją odwiedził
I w pląsach serce zatrzymał.
"Szkół nie poznałam" - szepnęła -
"I nigdy nie byłam kochana
Lecz choć litości świat nie miał,
W tańcu chwaliłam wciąż pana."
Docenił pan to oddanie -
Pozwolił skończyć jej taniec.
Znów dziś pokłócił się z żoną,
Dzieci ukarał przykładnie,
Żywy nie wrócił do domu -
Pan dał mu chwile ostatnie.
"Wiem, że im byłem tyranem -
Takie znam tylko kochanie,
Szczęścia jedynie ich chciałem -
Opiekuj nimi się, panie."
Choć krótko w sercach żal gościł,
Odpuścił pan mu słabości.
Ukazał pan się poetce,
Co mogła przeczytać ksiąg milion -
Jak wszystkim wstrzymał jej serce,
Choć ta się miała za inną.
"Nie chciałam żyć tak, jak tamci,
Co piją, tańczą i płodzą,
W tym świecie byłam wygnańcem,
Bunt mój obdaruj nagrodą."
Za byt dla własnej miłości
Nie miał pan dla niej litości.
2010
Stawił się przed nim pan jego -
"Jak żyłeś" - spytał - "pokrótce
Powiedz nim umrzesz, kolego."
"Kiedyś dać światu coś chciałem
Kochałem ludzi bez reszty -
Zdradziecką zadał ktoś ranę,
Lata w pijaństwie mi zeszły."
Pan wiedział zdrada co znaczy
I los zrozumiał pijaczy.
Tańcem kobieta gawiedzi
Jak zwykle oczy cieszyła,
A wtenczas pan ją odwiedził
I w pląsach serce zatrzymał.
"Szkół nie poznałam" - szepnęła -
"I nigdy nie byłam kochana
Lecz choć litości świat nie miał,
W tańcu chwaliłam wciąż pana."
Docenił pan to oddanie -
Pozwolił skończyć jej taniec.
Znów dziś pokłócił się z żoną,
Dzieci ukarał przykładnie,
Żywy nie wrócił do domu -
Pan dał mu chwile ostatnie.
"Wiem, że im byłem tyranem -
Takie znam tylko kochanie,
Szczęścia jedynie ich chciałem -
Opiekuj nimi się, panie."
Choć krótko w sercach żal gościł,
Odpuścił pan mu słabości.
Ukazał pan się poetce,
Co mogła przeczytać ksiąg milion -
Jak wszystkim wstrzymał jej serce,
Choć ta się miała za inną.
"Nie chciałam żyć tak, jak tamci,
Co piją, tańczą i płodzą,
W tym świecie byłam wygnańcem,
Bunt mój obdaruj nagrodą."
Za byt dla własnej miłości
Nie miał pan dla niej litości.
2010
środa, 13 października 2010
Ten obcy
Dawno się ziścił czarny sen,
Gdy piekło czułeś na ziemi -
Brodząc w zwątpieniu dzień za dniem,
Traciłeś resztę nadziei.
Myślałeś, żeś jest całkiem sam
I że już nic się nie zmieni,
Gdy tak próbował cię twój pan,
Żeś zwątpił w jego istnienie.
Zaleczył stare rany czas,
Znalazłeś spokój, jakiś cel,
Wierzyłeś, że już balans masz,
Ktoś życiu twemu nadał sens.
Zniknął pewności siebie brak,
Tamte kompleksy, duszy ból,
Wzniosłeś ku górze się jak ptak -
Z nędzy rozpaczy - życia król.
O, głupiś, myśląc, że co raz
Dane, nie może być wziętym -
Tej nocy demon dał znów znać,
Że los twój jednak przeklęty.
Jednym zrządzeniem zrzucił w dół,
Obudził dawne koszmary,
Znów całym tobą wstrząsa ból
I już ci w siebie brak wiary.
Ucz się pokory, szanuj los,
Gdy czasem lepszy jest trochę,
Nim ci ponownie utrze nos,
Byś był robakiem i prochem.
2010
Gdy piekło czułeś na ziemi -
Brodząc w zwątpieniu dzień za dniem,
Traciłeś resztę nadziei.
Myślałeś, żeś jest całkiem sam
I że już nic się nie zmieni,
Gdy tak próbował cię twój pan,
Żeś zwątpił w jego istnienie.
Zaleczył stare rany czas,
Znalazłeś spokój, jakiś cel,
Wierzyłeś, że już balans masz,
Ktoś życiu twemu nadał sens.
Zniknął pewności siebie brak,
Tamte kompleksy, duszy ból,
Wzniosłeś ku górze się jak ptak -
Z nędzy rozpaczy - życia król.
O, głupiś, myśląc, że co raz
Dane, nie może być wziętym -
Tej nocy demon dał znów znać,
Że los twój jednak przeklęty.
Jednym zrządzeniem zrzucił w dół,
Obudził dawne koszmary,
Znów całym tobą wstrząsa ból
I już ci w siebie brak wiary.
Ucz się pokory, szanuj los,
Gdy czasem lepszy jest trochę,
Nim ci ponownie utrze nos,
Byś był robakiem i prochem.
2010
wtorek, 5 października 2010
Pozwól mi umrzeć
Przyszłaś do mnie właśnie wtedy
Gdy najbardziej tego chciałem
Patrząc we mnie wzrokiem szklanym
Zawładnęłaś moim ciałem
Usta lekko rozchyliłaś
Chłodem lodowatej dłoni
Wnętrze żarem wypełniłaś
Próżno było mi się bronić
Odtąd tutaj co dzień jesteś
Nie dbasz o to czy cię pragnę
Robisz ze mną to co zechcesz
Nie zostawisz już mnie żadnej
Nocą topiąc mnie w rozkoszy
Przytomności reszt pozbawiasz
Nim cię świtu promień spłoszy
Bez pamięci pozostawiasz
Wiem że wszystko mi zabierzesz
I że zguba mi sądzona
Nie chcę jednak żyć bez ciebie
Pragnę umrzeć w twych ramionach.
2010
Gdy najbardziej tego chciałem
Patrząc we mnie wzrokiem szklanym
Zawładnęłaś moim ciałem
Usta lekko rozchyliłaś
Chłodem lodowatej dłoni
Wnętrze żarem wypełniłaś
Próżno było mi się bronić
Odtąd tutaj co dzień jesteś
Nie dbasz o to czy cię pragnę
Robisz ze mną to co zechcesz
Nie zostawisz już mnie żadnej
Nocą topiąc mnie w rozkoszy
Przytomności reszt pozbawiasz
Nim cię świtu promień spłoszy
Bez pamięci pozostawiasz
Wiem że wszystko mi zabierzesz
I że zguba mi sądzona
Nie chcę jednak żyć bez ciebie
Pragnę umrzeć w twych ramionach.
2010
sobota, 2 października 2010
Wolność
Nim mgła całując rosą śpiące, łyse skiby,
Przed czujnym okiem świtu w lasu czerń się schowa,
A wiatr drzemiący w polu zajrzy domom w szyby,
Na których pająk zdążył nocą sieć zbudować,
Podwórza przetnę kwadrat, spuszczę psy z łańcucha,
Kulbacząc konia w stajni, szepnę mu do ucha.
Miniemy pnie rycerzy, w sadzie straż co pełnią,
Przemkniemy pośród szeptów starych lip i jodeł,
Kłusując nad od nowiu srebrną stawu głębią,
Ruszymy w drogę chłonąć pól i łąk swobodę.
Przez miedzy grzbiet, ku wierzbom w tańcu pośród bagien
Poleci pegaz zbrojny w swych cerberów orszak,
A ja, jak bożek wolny, w dali gdzieś zostawię
Wspomnienia dni minionych w murach miasta z morza.
2010
Przed czujnym okiem świtu w lasu czerń się schowa,
A wiatr drzemiący w polu zajrzy domom w szyby,
Na których pająk zdążył nocą sieć zbudować,
Podwórza przetnę kwadrat, spuszczę psy z łańcucha,
Kulbacząc konia w stajni, szepnę mu do ucha.
Miniemy pnie rycerzy, w sadzie straż co pełnią,
Przemkniemy pośród szeptów starych lip i jodeł,
Kłusując nad od nowiu srebrną stawu głębią,
Ruszymy w drogę chłonąć pól i łąk swobodę.
Przez miedzy grzbiet, ku wierzbom w tańcu pośród bagien
Poleci pegaz zbrojny w swych cerberów orszak,
A ja, jak bożek wolny, w dali gdzieś zostawię
Wspomnienia dni minionych w murach miasta z morza.
2010
finis coronat opus ♫
A gdy będę umierał,
Nie przyjedzie generał,
Drań-komendant z ciulami
Wyśle kogoś z kwiatami.
Wspomni kumpli niewielu,
Żem był dziwak i sknerus,
Żem się z nikim nie trzymał -
Z nich niejeden to świnia.
Żonę mało to wzruszy -
Całe życie z nerwusem,
Córkom załkać zostanie -
Żegnaj, tato-tyranie.
Zżółkną wiersze szkaradne,
Scenariusze - na szaf dnie,
Tyle nocy zarwanych,
Chorą jaźnią pisanych.
Staną ludzie nad grobem,
Żeby udać żałobę.
Za mych brudów dorobek
Znajdę w piekle nagrodę.
A gdy cisza zapadnie,
Wspomnę młodość tam na dnie
I po tobie jedynie
Łza ostatnia popłynie.
2010
inspiracja: stanisław staszewski
♫ na melodię: kult
Nie przyjedzie generał,
Drań-komendant z ciulami
Wyśle kogoś z kwiatami.
Wspomni kumpli niewielu,
Żem był dziwak i sknerus,
Żem się z nikim nie trzymał -
Z nich niejeden to świnia.
Żonę mało to wzruszy -
Całe życie z nerwusem,
Córkom załkać zostanie -
Żegnaj, tato-tyranie.
Zżółkną wiersze szkaradne,
Scenariusze - na szaf dnie,
Tyle nocy zarwanych,
Chorą jaźnią pisanych.
Staną ludzie nad grobem,
Żeby udać żałobę.
Za mych brudów dorobek
Znajdę w piekle nagrodę.
A gdy cisza zapadnie,
Wspomnę młodość tam na dnie
I po tobie jedynie
Łza ostatnia popłynie.
2010
inspiracja: stanisław staszewski
♫ na melodię: kult
środa, 1 września 2010
Żółw i Marek
Zapragnął żółw kąpieli -
Jak to żółwia ciągnie woda -
Że bardzo śpieszno jemu było,
Musiał koniowi zrobić loda.
A morał tej bajki jest krótki
I niektórym znany -
To tylko mamy za darmo,
Co zrobimy sami.
Pewien pan Marek, aktor były,
Zaledwie lektor dziś, niestety,
By dać autograf, proszon został
Przez młode, ładne dwie kobiety.
Rad, że ktoś wreszcie go rozpoznał,
Choć przecież nie grał dawno w niczym,
Dawno podupczyć też nie dostał,
Więc dobrał się do młodych piczy.
Nastękał się pan Marek srodze,
Podciąga spodnie, ku drzwiom bieży,
Lecz panie stają mu na drodze -
"Hola! Po dwieście się należy!"
Morał historii tej jest prosty
I też niektórym dobrze znany -
To tylko mamy, chłopcy, darmo,
Co możem zrobić se rękami.
I jeszcze, żeby lekcję zamknąć,
Podpowiem wam to, moi skąpcy -
Internetowym dają darmo,
Lecz szczęście, że nie tylko w Śląskim.
2010
Jak to żółwia ciągnie woda -
Że bardzo śpieszno jemu było,
Musiał koniowi zrobić loda.
A morał tej bajki jest krótki
I niektórym znany -
To tylko mamy za darmo,
Co zrobimy sami.
Pewien pan Marek, aktor były,
Zaledwie lektor dziś, niestety,
By dać autograf, proszon został
Przez młode, ładne dwie kobiety.
Rad, że ktoś wreszcie go rozpoznał,
Choć przecież nie grał dawno w niczym,
Dawno podupczyć też nie dostał,
Więc dobrał się do młodych piczy.
Nastękał się pan Marek srodze,
Podciąga spodnie, ku drzwiom bieży,
Lecz panie stają mu na drodze -
"Hola! Po dwieście się należy!"
Morał historii tej jest prosty
I też niektórym dobrze znany -
To tylko mamy, chłopcy, darmo,
Co możem zrobić se rękami.
I jeszcze, żeby lekcję zamknąć,
Podpowiem wam to, moi skąpcy -
Internetowym dają darmo,
Lecz szczęście, że nie tylko w Śląskim.
2010
wtorek, 31 sierpnia 2010
Na Tuwima
Solidarności kombatanci
Niszczyli system, dziś go tworzą
Wszak teraz w Polsce już jest "wporzo"
Gwiazdy wytwórni cuchną trupem
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Z martyrologii styropianu
Rządzący krajem dyletanci
Nowa ty klaso nowych panów -
Zapomnieliście robotników
Dzieląc się władzą, niby łupem
Składam wam kwiaty u pomników
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Partio prawdziwych katolików
Żądnych więzienia dla grzeszących
Zgrajo krętaczy, rozwodników
W imię miłości - piętnujących
Wciąż widzę wasze tłuste mordy
Gdy całujecie się z biskupem
Zamiast szpitali są bilbordy
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Światła lewico, siostro ludu
Naszym majątkiem uwłaszczona
Na pozór wrogu ciemnogrodu
Poszłabyś z diabłem gdzie mamona
Nie ważne - z Moskwy, czy z Europy
- Możecie grać na każdą nutę
Dla emeryta sześćset złotych
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Wiodący trzódkę w nieba bramy
W sutannach, piuskach i biretach
W sutannach, piuskach i biretach
Wy katecheci, kapelani
Publiczna kasa - wasza dieta
Handlarze ziemią, obszarnicy
Wiążący język nam na supeł
Każda się władza z wami liczy
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Sprzedajne dziwki - dziennikarze
Proeuropejscy, postępowi
Mówiący, co im portfel każe
Przed katabasem chyląc głowy
Leją nam w głowy durną papkę
Robią sensację z bzdury głupiej
Żądają fortun za lojalkę
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Cieszą się gnidy - pełna kiesa
Wyślij komercji esemesa
Cyckać biedotę to jest tupet
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Giganci rocka, buntu iskra
Idole ludu, zgryz cenzora
Komuna padła, szczerość prysła
I na komercję przyszła pora
Chlej, kup jacht, viagrę, lansuj dzieci
- Muzyczne zero? Kasy kupę!
Śmierć was ze sceny tylko zmiecie
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Niszczyli system, dziś go tworzą
Wszak teraz w Polsce już jest "wporzo"
Gwiazdy wytwórni cuchną trupem
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Nie mają szczęścia kinomani -
Ci, co nie chcieli gać po grudniu
W płytkich serialach wycierani
Ze sztuki robią cyrk dla durniów
Tu z amatorką, tam reklama
(Trza córce kasy na chałupę)
Ilona eŁ dziś starczy sama
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Młodzież stanowi o przyszłości -
Dorodni, zdrowi, wypasieni
Bez ideałów i wartości
Lans, kasa, w siebie zapatrzeni
Hip-hop, seks, prochy i tandeta
We łbach komercji mają zupę
Zdolnego - wyścig szczurów czeka
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Ziomy w hip-hopie, psia rodzina
Dres, kaptur, w getcie dorastanie
Rap czują lepiej od Murzyna
Łapy jak cepy rozmachane
"Jebać policję, świat to gówno"
- Zerżnięty podkład, teksty super
Od starych ciągną kasę równo
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
W polskim piekiełku zafajdanym
Dres, kaptur, w getcie dorastanie
Rap czują lepiej od Murzyna
Łapy jak cepy rozmachane
"Jebać policję, świat to gówno"
- Zerżnięty podkład, teksty super
Od starych ciągną kasę równo
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
W polskim piekiełku zafajdanym
Dzięki pieprzonym decydentom
Wstęp młodym, zdolnym - zakazany
- Trza pomóc swoim beztalenciom
Więc się talentów mnożą kuźnie
By móc wykarmić mistrza grupę
Prawdziwy diament trafia w próżnię
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Zamknijcie stocznie i kopalnie
Niech każdy biznes swój otworzy
Gdy już ostatnia z fabryk padnie
Żaden bunt władzy nie zagrozi
Pomyśli wtedy premier: "Super!
Całujcie wy mnie wszyscy w dupę."
Wybory wygra, bo sondaże
Sprytnie oparte na Pi-aRze
Z reszt mózgów mętlik zrobią bandy
Ci z mediów - spece propagandy
Znów do urn pójdzie durniów kupę
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Mówi prezydent przy pomniku
Że było warto, robotniku
Dla kogo? - pytam - hipokryci
Chyba dla tych, co przy korycie!
Ci, co godności, chleba chcieli
Dziś przez was żyją bez nadziei
Wam - kawior, dla nich - bieda-zupę
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Niech europejska żyje unia!
Z jej nowomową, jak w komunie
"Strategia, wsparcie, innowacje"
Operacyjnych full programów
"Potencjał, projekt, podzadanie"
- Nie kumasz? - Biznes nie dla chamów
Urzędas tylko to rozumie
Że mleko ma, kto doić umie
Więc ciągnie dojne cycki U.E.
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Deweloperów raj, bankowców
Agencji reklam, korporacji
Kątem u teścia sączysz rosół
Nie masz na browar po kolacji
A gdy przydarzy się choroba
Wykończy ciebie służba zdrowia
Nażrą się hieny nawet trupem
- Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Jeszcze coś dla was, komendianci
Małe cwaniaczki, zawistnicy
Sługusy garbów, figuranci
Mózgi - do trzech wam trudno zliczyć
Łatwo trwonicie wspólną kasę
Liżecie tyłki, że aż chlupie
Z prądem, bezpiecznie, z katabasem
- Was wszystkich też mam mocno w dupie.
2010
inspiracja: Julian Tuwim
inspiracja: Julian Tuwim
poniedziałek, 30 sierpnia 2010
Polska modlitwa
O Jezu Chryste, garbaty nosie,
Ciebie o szczęście dla Polski proszę,
Nasz jeden w Trójcy Panie, ty gnido,
Zjednocz Polaków przeciwko żydom,
Co na krzyż plują w pogańskim tańcu -
Przegoń, o Zbawco, tych obrzezańców.
Wszak Tyś Syn Stwórcy i żydowicy,
Strzeż od zła dzieci Bogarodzicy,
Obudź Ojczyznę drogą z letargu
Wodzu, Mesjaszu, Królu i parchu,
Zbaw mnie, bo czczę Cię, miłością darzę,
Boś sprawiedliwym Sędzią, choć wszarzem.
(A nasz klub zawsze niech mocno bije
Tamtą drużynę w żydowskie ryje)
2010
Ciebie o szczęście dla Polski proszę,
Nasz jeden w Trójcy Panie, ty gnido,
Zjednocz Polaków przeciwko żydom,
Co na krzyż plują w pogańskim tańcu -
Przegoń, o Zbawco, tych obrzezańców.
Wszak Tyś Syn Stwórcy i żydowicy,
Strzeż od zła dzieci Bogarodzicy,
Obudź Ojczyznę drogą z letargu
Wodzu, Mesjaszu, Królu i parchu,
Zbaw mnie, bo czczę Cię, miłością darzę,
Boś sprawiedliwym Sędzią, choć wszarzem.
(A nasz klub zawsze niech mocno bije
Tamtą drużynę w żydowskie ryje)
2010
sobota, 28 sierpnia 2010
W podróży do ciebie
Gdy patrzę wgłąb dwojga,
Jak w błękitu studnie,
Uwalniasz spod malin
Perły bałamutnie -
Rozgniatam maliny,
W perły się zakradam
I koniuszkiem giętkim
Towarzystwa badam...
Po chwili się zsuwam
Po łabędziej drodze
Na bezkresne stepy
Gładko satynowe,
Gdzie w bliźniaczej zgodzie
Cerkiewne kopuły,
Choć ulane z miąższu,
Prężą się do góry.
Mknę pomiędzy - jarem,
Szczyty jak poziomki
Zwilżam kopuł twarde,
Tłamszę ich koronki,
By następnie wniknąć
W cudowną mieliznę -
Na wielkiej równinie,
Wspólną wszystkim bliznę.
Stąd już raj jest blisko -
Jeszcze z dłonią w dole
Przebrnę przez ściernisko...
Rozkoszy widoki -
Małż, choć wciąż zamknięty,
Już wypuścił soki,
Tak go muszę wyjąć
Z jego muszli miękkich,
By wnet mógł mnie przyjąć.
Nurzam więc w wilgoci
Wszystko, co mi dane -
Do dołu, ku górze,
Byś otwarła bramę...
Puszcza - po dobroci
I już grzęznę w śluzie...
W różu się zagłębiam -
Coraz ciężej dyszysz,
Gdy czarę wypełniam -
Krzyk rozdziera ciszę...
2010
Jak w błękitu studnie,
Uwalniasz spod malin
Perły bałamutnie -
Rozgniatam maliny,
W perły się zakradam
I koniuszkiem giętkim
Towarzystwa badam...
Po chwili się zsuwam
Po łabędziej drodze
Na bezkresne stepy
Gładko satynowe,
Gdzie w bliźniaczej zgodzie
Cerkiewne kopuły,
Choć ulane z miąższu,
Prężą się do góry.
Mknę pomiędzy - jarem,
Szczyty jak poziomki
Zwilżam kopuł twarde,
Tłamszę ich koronki,
By następnie wniknąć
W cudowną mieliznę -
Na wielkiej równinie,
Wspólną wszystkim bliznę.
Stąd już raj jest blisko -
Jeszcze z dłonią w dole
Przebrnę przez ściernisko...
Rozkoszy widoki -
Małż, choć wciąż zamknięty,
Już wypuścił soki,
Tak go muszę wyjąć
Z jego muszli miękkich,
By wnet mógł mnie przyjąć.
Nurzam więc w wilgoci
Wszystko, co mi dane -
Do dołu, ku górze,
Byś otwarła bramę...
Puszcza - po dobroci
I już grzęznę w śluzie...
W różu się zagłębiam -
Coraz ciężej dyszysz,
Gdy czarę wypełniam -
Krzyk rozdziera ciszę...
2010
niedziela, 16 maja 2010
Pamięci Mirka B.
Najpierw była nadzieja
i marzenia
świat stał otworem
żyłeś miłością
i o niej nam śpiewałeś.
Gdy życie niszczyło marzenia
zostawała tylko nadzieja
którą żyłeś tyle lat
- coraz mniej nadziei
coraz więcej bólu
rozterek zwątpienia
i samotności...
a łąki zastąpiła noc.
Na końcu była tylko rozpacz
rezygnacja i twój kres.
Tyle nam z siebie dałeś
nic sobie nie zostawiłeś
bo nie ma nic za nic
i piękno z bólu się rodzi
każda chwila rozkoszy
przy twoich piosenkach
wypruta jest z żył twoich.
Idolu wrażliwych serc
dawałeś z tego czego nie miałeś
teraz zostały tylko wiersze
i muzyka -
twój testament
i zapis walki ze światem
z którym przegrałeś
by go pokonać.
Ostatni bardzie ostatni poeto
geniuszu uczuć
mesjaszu który oddał swe szczęście
by dać szczęście innym
codziennie zmartwychwstajesz
Nie miniesz jak deszcz
nie uciekniesz w noc
nie pozwolą na to
twoje anioły.
2010
sobota, 15 maja 2010
Epitafium dla strażaka
Mym przeznaczeniem jest ogień
a kresem moim płomienie
nie złożą zwłok moich w grobie
gdy w ogniu znajdę spełnienie
Szukałem drogi daremnie
pragnąłem serce odmienić
zbyt dużo zła było we mnie
nie dla mnie szczęście na ziemi
Lecz sposób znalazłem pewien
by słabość swoją odkupić
- gdy żyć nie mogłem dla siebie
umierać będę dla ludzi
Zły owoc złe rodzi drzewo
palą je ludzie niepomni
że z niego pochodzi ciepło
a płomień czyni je dobrym
I mnie więc z ogniem się złączyć
by zła wypalić brud w śmierci
a ty wiedz kiedy mnie wspomnisz
żem tobie życie poświęcił
1994-96
piątek, 14 maja 2010
Pożegnanie marynarza
Już mil niewiele pokonać zostaje
i wkrótce okręt do portu zawinie
w bramach którego ciebie zostawiłem
lecz w którym dziś już ciebie nie odnajdę
Znam już bezkresy małości mej duszy
wiem żem zbyt słaby by siebie pokonać
i choć los przyszłość wciąż przede mną chowa
nie dla mnie rozkosz u stóp twoich służyć
Proszę więc boga by znalazł żeglarza
który sam silny na pokład cię weźmie
jak dziecko chroni jak damę poważa
mój rejs samotnym musi zostać jeszcze.
1994
i wkrótce okręt do portu zawinie
w bramach którego ciebie zostawiłem
lecz w którym dziś już ciebie nie odnajdę
Znam już bezkresy małości mej duszy
wiem żem zbyt słaby by siebie pokonać
i choć los przyszłość wciąż przede mną chowa
nie dla mnie rozkosz u stóp twoich służyć
Proszę więc boga by znalazł żeglarza
który sam silny na pokład cię weźmie
jak dziecko chroni jak damę poważa
mój rejs samotnym musi zostać jeszcze.
1994
czwartek, 13 maja 2010
Latarnia
Wiele już nocy samotnej żeglugi
co raz to inne światło serce łudzi
daleko nikły blask tamtej latarni
- nie zdoła łodzi do przystani wrócić
Dziś ciałem słaby i duchem kaleki
nie ma śmiałości żeglarz oczu podnieść
by w smudze drogiej wstydem nie zapłonąć
- jej to poprzysiągł wiernym być na wieki.
1993-94
co raz to inne światło serce łudzi
daleko nikły blask tamtej latarni
- nie zdoła łodzi do przystani wrócić
Dziś ciałem słaby i duchem kaleki
nie ma śmiałości żeglarz oczu podnieść
by w smudze drogiej wstydem nie zapłonąć
- jej to poprzysiągł wiernym być na wieki.
1993-94
środa, 12 maja 2010
Tamten adres
Znowu dziś tam byłem
znalazłem odwagę
choć drzwi się zmieniły
czułem ciebie prawie
I tyle i koniec
a było tak blisko
zwilgotniały dłonie...
znów przyśni się wszystko
Wiary mało we mnie
coś mi truć się każe
nie chcę być natrętem
nie chcę grzebać marzeń.
1993-94
znalazłem odwagę
choć drzwi się zmieniły
czułem ciebie prawie
I tyle i koniec
a było tak blisko
zwilgotniały dłonie...
znów przyśni się wszystko
Wiary mało we mnie
coś mi truć się każe
nie chcę być natrętem
nie chcę grzebać marzeń.
1993-94
wtorek, 11 maja 2010
Taką cię pamiętam
Tęsknię za słodką panią rozzłoszczoną,
za gromem w oczach, usty ściągniętymi,
tęsknię za drogą, pochmurną osobą,
za każdym dąsem, kaprysami twymi.
Pragnę uśmiechu, który jest jak promyk,
co w śniegu brylant spogląda nieśmiały,
głośnego śmiechu, pełnego swobody,
dziecka radości - on świat zmienił cały.
1993-94
poniedziałek, 10 maja 2010
Twoje imię
Kiedyś obrazów twarzy twej w mych myślach
Anielską bielą spłowieją pastele
Ruchy bogini spłoną w niemych filmach
I oczy zgasną jak diament w popiele
Nie znajdę w sercu nimfy głosu brzmienia
Ale zachowam dźwięk twego imienia
Kwiatów różanych woń w przeszłość ulata
Amarant nieba nad plażą przygasa
Rozkrada Chronos skarby tego lata
I broni słońcu igrać w twoich włosach
Nie smakujemy lodów już we dwoje
Ale pamiętam ciągle imię twoje
Kropelek potu perły znikły z czoła
Autostrad z pyłu zmyłaś skórę drżącą
Rozgrzanej której musnąć wtedym zdołał
Iskrzącym w rzece rozpalonej słońcem
Nic mi twojego już nie pozostało
A tylko imię - tak boleśnie mało
1992-93
niedziela, 9 maja 2010
Sam
Odchodzą ludzie
cichnie muzyka
słońce przygasa
zamykam książkę
nie mogę już pisać
pustka mnie ogarnia
ze smutku wychodzą
najczarniejsze myśli
- jestem sam
nie modlę się
nie śpię
leżę
chcę być przy tobie
i milczeć
nie chcę twojego życia
bo się go boję
chcę twojego widoku
oszukuję sam siebie
że mogę mieć wszystko
że żyję i mogę być z wami
zostanie mi zawsze
samotna samotność
normalność jest straszna
1992
cichnie muzyka
słońce przygasa
zamykam książkę
nie mogę już pisać
pustka mnie ogarnia
ze smutku wychodzą
najczarniejsze myśli
- jestem sam
nie modlę się
nie śpię
leżę
chcę być przy tobie
i milczeć
nie chcę twojego życia
bo się go boję
chcę twojego widoku
oszukuję sam siebie
że mogę mieć wszystko
że żyję i mogę być z wami
zostanie mi zawsze
samotna samotność
normalność jest straszna
1992
sobota, 8 maja 2010
Jurkowi
Aniele do ludzi
za karę posłany
mężczyzno z dziecka
sercem złotym
tułaczu naiwny
bez bliskich bez domu
za co cię bóg twój
losem tym ukarał
czemu pozwala ci
szukać nie znajdując
perły przyjaźni
rzucać między świnie
gdy ciebie Jurku
na ziemi zabraknie
ostatnia kropla
poczciwości zginie
dzieci nie mając
ojcem wszystkich jesteś
lecz świat wyniszcza
tych co śmią być inni
opuścił cię pan twój
może ci zazdrości
czym są twoje winy
przy takiej miłości
1992
za karę posłany
mężczyzno z dziecka
sercem złotym
tułaczu naiwny
bez bliskich bez domu
za co cię bóg twój
losem tym ukarał
czemu pozwala ci
szukać nie znajdując
perły przyjaźni
rzucać między świnie
gdy ciebie Jurku
na ziemi zabraknie
ostatnia kropla
poczciwości zginie
dzieci nie mając
ojcem wszystkich jesteś
lecz świat wyniszcza
tych co śmią być inni
opuścił cię pan twój
może ci zazdrości
czym są twoje winy
przy takiej miłości
1992
piątek, 7 maja 2010
Strach
Boję się
boję się żyć
boję się coś zmienić
boję się być nikim
boję się ludzi
nie zawsze boję się boga
boję się być dobry
boję się zła
boję się ciebie
boję się żyć
boję się umrzeć
mam dwadzieścia jeden lat
1992
czwartek, 6 maja 2010
Lenistwo
Grzech którego nie ma
bo grzeszą nim wszyscy
tylko rzadziej lub częściej
czasem nie robią nic innego
żyją pracują
ciężko pracują
to z lenistwa
ja byłem kiedyś mniej leniwy
ale gdy się nie ma celu
czy można być leniwym
nie mam celu
nie mam dążeń
więc nie jestem leniwy
mam marzenia
małe głupie
marzenia leniucha
i tchórza
1992
bo grzeszą nim wszyscy
tylko rzadziej lub częściej
czasem nie robią nic innego
żyją pracują
ciężko pracują
to z lenistwa
ja byłem kiedyś mniej leniwy
ale gdy się nie ma celu
czy można być leniwym
nie mam celu
nie mam dążeń
więc nie jestem leniwy
mam marzenia
małe głupie
marzenia leniucha
i tchórza
1992
środa, 5 maja 2010
Co potem?
Co będzie gdy umrą
wszystkie ideały
i ośmieszona zostanie
ostatnia mrzonka
gdzie jest granica
którą przekroczywszy
nie znajdę usprawiedliwienia
oddaję światu kolejne bastiony
ulegam bez walki
tylko tam w środku
jeszcze trochę boli
jeszcze
1992
wtorek, 4 maja 2010
Ludzie są dziwni
Ludzie są dziwni
niszczą bo kochają
zabijają by pomóc
im lepsi tym bardziej grzeszą
myślą że wiedzą
potrafią rozumieją
- sądzą
buntują się
przeciwko światu
który kochają
i któremu zawsze
w końcu ulegną
wolą mniej a dłużej
gorzej a bezpieczniej
gdy im się nudzi
robią to co konieczne
znają się na wszystkim
prócz miłości
ale wszyscy kochają
1992
poniedziałek, 3 maja 2010
Nienormalna
Widziałem dziś nienormalną
mówiła do siebie i biegała
dzieci się śmiały
dorośli milczeli
nie zwracali uwagi
chora umysłowo - myśleli
biedaczka
kiedyś ich bóg powie jej
odpuszczają ci się twoje grzechy
a ich zabije
1992
mówiła do siebie i biegała
dzieci się śmiały
dorośli milczeli
nie zwracali uwagi
chora umysłowo - myśleli
biedaczka
kiedyś ich bóg powie jej
odpuszczają ci się twoje grzechy
a ich zabije
1992
Subskrybuj:
Posty (Atom)