Słyszę oddech spokojny
Ukochanej dziewczyny
Kiedy śpiąc pośród nocy
Leży blisko - tuż przy mnie
Delikatne jej włosy
Po poduszce spływają
Blask księżyca zimowy
Srebrną mgłą odbijając
Ciepła tak, delikatna
I łagodnie tak pierś jej
Wznosi się, to opada
Lecz ja serce mam ciężkie
Bo wiem, że ją opuszczę
Z pierwszym świtu promieniem
A ta noc zostać musi
Mi jedynie wspomnieniem
(...)
Życie - tak nierealne
Czyny - tylko iluzje
Sceny źle napisane
Zdają się, grać w nich muszę
Jednak wiem, gdy dziewczynę
Widzę obok kochaną
Że do rana mi przy niej
Kilka godzin zostało
2011
swobodny przekład z: Simon&Garfunkel
"Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate"
„Okręt mój płynie dalej – pod prąd,
Serce, choć popękane, bić chce,
Nie ma cię i nie było – jest noc,
Nie ma mnie i nie było – jest dzień”
parafraza: KAT
czwartek, 30 czerwca 2011
środa, 29 czerwca 2011
Dwie siostry
Poznałem kiedyś piękną dziewczynę
Wesoła była i wciąż się śmiała
W oczy figlarne patrzeć lubiłem
Jakby w magiczne szczęścia zwierciadła
Jak powiew wiatru zdała się lekką
Uśmiech zalotny z ust jej nie schodził
Czułem, że mógłbym być z nią po wieczność
Zostalibyśmy na zawsze młodzi
Lecz pod powłoką pięknego ciała
Za roześmianej kotarą twarzy
Podła natura się ukrywała
Oślizgły potwór, co jadem parzy
Próżność zamknęła się w skrzyni złotej
Zdrada w ogrodzie róż przycupnęła
Choć się zdawała szczęścia klejnotem
Wlała do serca gorycz cierpienia
Siostra jej miała urodę skromną
A w oczach wieczny czaił się smutek
Nie sposób było w duszę zaglądnąć
Pannie tajemnym mrokiem zasnutej
Kryła coś w sobie, co ból sprawiało
Jakby źle czuła się na tym świecie
Jakby zamknięta w dziewczyny ciało
Miała na zawsze samotnie cierpieć
Jednak w niej właśnie drzemało ciepło
I słodycz większa niż w tamtej oczach
Przykryte szorstką smutku powierzchnią
Szczęście dla tego, co ją pokocha
Ona wierności była ostoją
Umiała czekać po świt cierpliwie
Za dnia - przystanią w sztormie spokojną
Nocą - demonem w skórze niewinnej
Kto patrzy sercem, nie okiem ślepym
Poznał ukryte w pięknie cierpienie -
Wie, że Miłości nie można wierzyć
Że tylko w Śmierci znajdzie spełnienie
2011
Wesoła była i wciąż się śmiała
W oczy figlarne patrzeć lubiłem
Jakby w magiczne szczęścia zwierciadła
Jak powiew wiatru zdała się lekką
Uśmiech zalotny z ust jej nie schodził
Czułem, że mógłbym być z nią po wieczność
Zostalibyśmy na zawsze młodzi
Lecz pod powłoką pięknego ciała
Za roześmianej kotarą twarzy
Podła natura się ukrywała
Oślizgły potwór, co jadem parzy
Próżność zamknęła się w skrzyni złotej
Zdrada w ogrodzie róż przycupnęła
Choć się zdawała szczęścia klejnotem
Wlała do serca gorycz cierpienia
Siostra jej miała urodę skromną
A w oczach wieczny czaił się smutek
Nie sposób było w duszę zaglądnąć
Pannie tajemnym mrokiem zasnutej
Kryła coś w sobie, co ból sprawiało
Jakby źle czuła się na tym świecie
Jakby zamknięta w dziewczyny ciało
Miała na zawsze samotnie cierpieć
Jednak w niej właśnie drzemało ciepło
I słodycz większa niż w tamtej oczach
Przykryte szorstką smutku powierzchnią
Szczęście dla tego, co ją pokocha
Ona wierności była ostoją
Umiała czekać po świt cierpliwie
Za dnia - przystanią w sztormie spokojną
Nocą - demonem w skórze niewinnej
Kto patrzy sercem, nie okiem ślepym
Poznał ukryte w pięknie cierpienie -
Wie, że Miłości nie można wierzyć
Że tylko w Śmierci znajdzie spełnienie
2011
wtorek, 28 czerwca 2011
Jest światło, które nigdy nie gaśnie
Weź mnie ze sobą gdzieś dziś wieczorem
Gdzie gra muzyka i gdzie są ludzie
Pełni młodości i żywi ciągle
Gdy twoim autem jadę, to czuję
Że już do domu nigdy nie wrócę -
Domem go więcej nazwać nie mogę
Weź mnie ze sobą gdzieś dziś wieczorem
Chcę widzieć życie i spotkać ludzi
Gdy twoim autem jadę, to proszę
Żebym do domu nie musiał wrócić
Który nie moim, lecz ich jest domem
I gdzie nikt nie chce widzieć mnie dłużej
A jeśli dane nam z autobusem
Zderzyć się nagle piętrowym będzie -
Umrzeć przy tobie bosko być musi
I ciężarówka, co ma ton dziesięć
Jeśli w wypadku śmierć nam przyniesie
Sprawi przyjemność samotnej duszy
Weź mnie ze sobą gdzieś dziś wieczorem
I dokąd - nie dbam, gdzie chcesz, gdziekolwiek
A gdy w tunelu nieoświetlonym
Myślałem: "Szansę mam wreszcie, Boże"
Strach mnie pochwycił niewyjaśniony
I - najzwyczajniej - spytać nie mogłem
Weź mnie ze sobą gdzieś dziś wieczorem
I dokąd - nie dbam, gdzie chcesz, gdziekolwiek
Gdy twoim autem jadę, to czuję
Że już do domu nigdy nie wrócę -
Bo nie mam miejsca, co jest mi domem ...
Jest takie światło, które nie gaśnie
Jest światło, które nigdy nie gaśnie ...
2011
swobodny przekład z : The Smiths
Gdzie gra muzyka i gdzie są ludzie
Pełni młodości i żywi ciągle
Gdy twoim autem jadę, to czuję
Że już do domu nigdy nie wrócę -
Domem go więcej nazwać nie mogę
Weź mnie ze sobą gdzieś dziś wieczorem
Chcę widzieć życie i spotkać ludzi
Gdy twoim autem jadę, to proszę
Żebym do domu nie musiał wrócić
Który nie moim, lecz ich jest domem
I gdzie nikt nie chce widzieć mnie dłużej
A jeśli dane nam z autobusem
Zderzyć się nagle piętrowym będzie -
Umrzeć przy tobie bosko być musi
I ciężarówka, co ma ton dziesięć
Jeśli w wypadku śmierć nam przyniesie
Sprawi przyjemność samotnej duszy
Weź mnie ze sobą gdzieś dziś wieczorem
I dokąd - nie dbam, gdzie chcesz, gdziekolwiek
A gdy w tunelu nieoświetlonym
Myślałem: "Szansę mam wreszcie, Boże"
Strach mnie pochwycił niewyjaśniony
I - najzwyczajniej - spytać nie mogłem
Weź mnie ze sobą gdzieś dziś wieczorem
I dokąd - nie dbam, gdzie chcesz, gdziekolwiek
Gdy twoim autem jadę, to czuję
Że już do domu nigdy nie wrócę -
Bo nie mam miejsca, co jest mi domem ...
Jest takie światło, które nie gaśnie
Jest światło, które nigdy nie gaśnie ...
2011
swobodny przekład z : The Smiths
poniedziałek, 27 czerwca 2011
Bardzo dziwny człowiek
Dziwaczny bardzo był z niego człowiek
Jego sąsiadka zaręcza słowem
Mieszkała nad nim, więc wiedzieć może
Że bardzo dziwny był z niego człowiek
Dziwaczny bardzo był z niego człowiek
Mieszkał sam na sam ze swoim domem
Z pokojem swoim i sam ze sobą
Tak, bardzo dziwną był on osobą
Nie miał przyjaciół i mówił mało
Innym z nim też się mówić nie chciało
Bo nie dbał o to i nie był miły
I od nich wszystkich był całkiem inny
Tak, człowiek z niego był bardzo dziwny
Dziwak ostatniej umarł soboty
Gaz odkręciwszy, spać się położył
Już się nie zbudził - okna zamknięte -
W małym pokoju, milczącym świecie
Sąsiadka mówi, że miał gdzieś brata -
Wiadomość trzeba jemu przekazać
Wszyscy stwierdzili, że szkoda wielka
Chociaż był dziwak z tego człowieka
2011
tłumaczenie z: Simon&Garfunkel
Jego sąsiadka zaręcza słowem
Mieszkała nad nim, więc wiedzieć może
Że bardzo dziwny był z niego człowiek
Dziwaczny bardzo był z niego człowiek
Mieszkał sam na sam ze swoim domem
Z pokojem swoim i sam ze sobą
Tak, bardzo dziwną był on osobą
Nie miał przyjaciół i mówił mało
Innym z nim też się mówić nie chciało
Bo nie dbał o to i nie był miły
I od nich wszystkich był całkiem inny
Tak, człowiek z niego był bardzo dziwny
Dziwak ostatniej umarł soboty
Gaz odkręciwszy, spać się położył
Już się nie zbudził - okna zamknięte -
W małym pokoju, milczącym świecie
Sąsiadka mówi, że miał gdzieś brata -
Wiadomość trzeba jemu przekazać
Wszyscy stwierdzili, że szkoda wielka
Chociaż był dziwak z tego człowieka
2011
tłumaczenie z: Simon&Garfunkel
niedziela, 26 czerwca 2011
Śniąc
Do snu mnie kołysz
Do snu mnie kołysz
Bo jestem zmęczony
Chcę się położyć
Do snu mnie kołysz
A wtedy zostaw mnie
Nie budź, gdy przyjdzie dzień
Bo ja oddalę się
Nie smuć przeze mnie się
Bo musisz wiedzieć, że
Głęboko w sercu gdzieś
Odejście cieszy mnie
Zaśpiewaj jeszcze mi
Do snu mnie kołysz
Bo jestem zmęczony
Chcę się położyć
Do snu mnie kołysz
A wtedy zostaw mnie
Nie budź, gdy przyjdzie dzień
Bo ja oddalę się
Nie smuć przeze mnie się
Bo musisz wiedzieć, że
Głęboko w sercu gdzieś
Odejście cieszy mnie
Zaśpiewaj jeszcze mi
Zaśpiewaj jeszcze mi
Nie chcę w tym miejscu żyć
Samotny nie chcę być
Jest przecież lepszy świat
Musi być ...
2011
swobodny przekład z: The Smiths
sobota, 25 czerwca 2011
Rzeka niezmienności
Niesie mnie rzeka nurtem ze sobą
Gości życzliwie milczącą wodą
Trwa tak niezmiennie, nie chcąc się zmieniać
Jakby się chroniąc od zapomnienia
Bym mógł tu zawsze uciec przed życiem
I poczuć łączność z tym, co przeżyte
Abym uwierzył, że w zmiennym świecie
Jest coś, co stałość ze sobą niesie
Od lat to samo koryto żłobiąc
Rzeźbiąc kamienie z jednaką mocą
Tym samym łąkom przynosząc wodę
W lasach tych samych czerpiąc ochłodę
Od wierzb zmurszałych biorąc pokłony
Dając w sitowiu ptakom się schronić
Gdzie płaz wszelaki szuka zwilżenia
Bóbr niestrudzenie stawia żeremia
Czapla nogami cienkimi brodzi
By ostrym dziobem rybę ugodzić
I na owada czai się karaś
Gdy się do wody zbliży ofiara
Płoć stara umknąć się przed szczupakiem
Rak przed jaszczurką cofa się rakiem
Na brzegu bocian norniki łapie
W trawach nasiona skubią żurawie
Wydra wykrada jaja z gniazd ptakom
Bacząc, by z z góry nie runął jastrząb;
A woda wąskim korytem płynie
To się rozlewa w płytkiej dolinie
To się w meandrach leniwie toczy
To znów z hałasem kaskadą skoczy
Raz minie mostek, raz konar zmoczy
Drzewa, co stało kiedyś na zboczu
Brzeg ma błotnisty, pełen pijawek
To znów go zmienia w plażowy piasek
To płynąc w trzcinach, to pod urwiskiem
A czasem wierzchem równiny łysej
Wije się cicho przez bory gęste
Skrada najdzikszym puszczy ostępem
Oplata wężem pól i łąk kępy
Zamyka bagna w zakola wstęgi
Czasem rozleje się za zakrętem
By znów do rynny wrócić zagłębień;
I choć, że płynie wszystko się zdaje
I że ulega ciągłej przemianie
Mimo, że rzeka niesie mnie prądem
Wciąż zaskakując innym wyglądem
To w niej nie widzę żadnej przyszłości
A tylko stałość w swojej zmienności
Bo chociaż zmienia się moje życie
Rzeka trwa ciągle w swoim korycie
W miejscu tym samym mogę ją znaleźć
Taką, jak dawno temu poznałem -
Będąc od zawsze w niezmiennych ruchu
Dla mnie stałością jest w swoim duchu
I w żadne panta rhei nie chcę wierzyć
Nad stałą rzeką wśród zmiennych przeżyć
2011
Gości życzliwie milczącą wodą
Trwa tak niezmiennie, nie chcąc się zmieniać
Jakby się chroniąc od zapomnienia
Bym mógł tu zawsze uciec przed życiem
I poczuć łączność z tym, co przeżyte
Abym uwierzył, że w zmiennym świecie
Jest coś, co stałość ze sobą niesie
Od lat to samo koryto żłobiąc
Rzeźbiąc kamienie z jednaką mocą
Tym samym łąkom przynosząc wodę
W lasach tych samych czerpiąc ochłodę
Od wierzb zmurszałych biorąc pokłony
Dając w sitowiu ptakom się schronić
Gdzie płaz wszelaki szuka zwilżenia
Bóbr niestrudzenie stawia żeremia
Czapla nogami cienkimi brodzi
By ostrym dziobem rybę ugodzić
I na owada czai się karaś
Gdy się do wody zbliży ofiara
Płoć stara umknąć się przed szczupakiem
Rak przed jaszczurką cofa się rakiem
Na brzegu bocian norniki łapie
W trawach nasiona skubią żurawie
Wydra wykrada jaja z gniazd ptakom
Bacząc, by z z góry nie runął jastrząb;
A woda wąskim korytem płynie
To się rozlewa w płytkiej dolinie
To się w meandrach leniwie toczy
To znów z hałasem kaskadą skoczy
Raz minie mostek, raz konar zmoczy
Drzewa, co stało kiedyś na zboczu
Brzeg ma błotnisty, pełen pijawek
To znów go zmienia w plażowy piasek
To płynąc w trzcinach, to pod urwiskiem
A czasem wierzchem równiny łysej
Wije się cicho przez bory gęste
Skrada najdzikszym puszczy ostępem
Oplata wężem pól i łąk kępy
Zamyka bagna w zakola wstęgi
Czasem rozleje się za zakrętem
By znów do rynny wrócić zagłębień;
I choć, że płynie wszystko się zdaje
I że ulega ciągłej przemianie
Mimo, że rzeka niesie mnie prądem
Wciąż zaskakując innym wyglądem
To w niej nie widzę żadnej przyszłości
A tylko stałość w swojej zmienności
Bo chociaż zmienia się moje życie
Rzeka trwa ciągle w swoim korycie
W miejscu tym samym mogę ją znaleźć
Taką, jak dawno temu poznałem -
Będąc od zawsze w niezmiennych ruchu
Dla mnie stałością jest w swoim duchu
I w żadne panta rhei nie chcę wierzyć
Nad stałą rzeką wśród zmiennych przeżyć
piątek, 24 czerwca 2011
Zamek
Spójrz, to jest brama mojego świata
I nie pozwolę innym tam wkraczać
Plugawy język stoi przy bramie
Zatruty umysł w sukurs mu staje
Przed waszym wzrokiem chronią mnie mury
Zza nich spoglądam na świat wasz z góry
Swoje uczucia chowam w podziemiach
Własnymi łzami fosę wypełniam
Z okruchów serca bruk ułożyłem
Wspomnienia w skarbcu zamknąłem w skrzynie
(Wchodzę tam każdą nocą samotną
By móc w księżyca blasku ich dotknąć)
Komnaty wzniosłem z cegieł i myśli
Słowa - dworzanie moi najbliżsi
Gotowi bronić są mnie do śmierci
Walce i wierszom życie poświęcić
Co kryją baszty i co w nich robię
Tego nikt nigdy z was się nie dowie ...
Nie wkraczam w waszych światów podwoje
A wy zostawcie w spokoju moje
2011
I nie pozwolę innym tam wkraczać
Plugawy język stoi przy bramie
Zatruty umysł w sukurs mu staje
Przed waszym wzrokiem chronią mnie mury
Zza nich spoglądam na świat wasz z góry
Swoje uczucia chowam w podziemiach
Własnymi łzami fosę wypełniam
Z okruchów serca bruk ułożyłem
Wspomnienia w skarbcu zamknąłem w skrzynie
(Wchodzę tam każdą nocą samotną
By móc w księżyca blasku ich dotknąć)
Komnaty wzniosłem z cegieł i myśli
Słowa - dworzanie moi najbliżsi
Gotowi bronić są mnie do śmierci
Walce i wierszom życie poświęcić
Co kryją baszty i co w nich robię
Tego nikt nigdy z was się nie dowie ...
Nie wkraczam w waszych światów podwoje
A wy zostawcie w spokoju moje
2011
czwartek, 23 czerwca 2011
Tej nocy śniłem, że ktoś mnie kocha
Tej nocy śniłem, że ktoś mnie kocha -
Żadnej nadziei i krzywda żadna
Ot, jeszcze jeden fałszywy alarm
Tej nocy czułem czyjeś ramiona -
Żadnej nadziei i krzywda żadna
Ot, jeszcze jeden fałszywy alarm
Tej nocy czułem czyjeś ramiona -
Żadnej nadziei i krzywda żadna
Ot, jeszcze jeden fałszywy alarm
Powiedz mi tylko, jak długo jeszcze
Zanim ostatni alarm nadejdzie
I powiedz tylko, jak długo jeszcze
Zanim właściwy jeden to będzie
Wiem, że to cząstka długiej historii
Lecz ta historia nie chce się skończyć
Wiem, że to cząstka długiej historii
Lecz ta historia nie chce się skończyć
Nie chce się skończyć i wciąż się toczy
I wciąż się toczy ...
2011
swobodny przekład z: The Smiths
środa, 22 czerwca 2011
Noc kupały - cz. 2.
Cóż było czynić - schowałem wianek
Spojrzałem w ognisk gasnący popiół
I w las przed siebie powędrowałem
Serca na zawsze straciwszy spokój
Niczym mi były ciemne mokradła
Niczym ostępy i bagna grząskie
Gdzie już niejedna dusza przepadła
Zgubnie wiedziona przez złe utopce
Już mi nic zrobić nie mogły duchy
Bo żywy byłem tylko w połowie
Źle mi wypadły kupalne wróżby -
Przeklęły zioła, woda i ogień
I tak zaszedłem na mroczne wzgórze
Gdzie pośród chaszczy wyły potwory
Ofiarę widząc w nocnym intruzie
Co dla sił złego nie miał pokory
Chociaż krzyczały, kąsały strzygi
Skowyt piekielny krew w żyłach mroził
Dojrzałem ognik na szczycie nikły -
Tak, to kwiat nocą zakwitł paproci
Sięgnąć po niego ręką starczyło
By zdobyć mądrość, władzę, bogactwo
I obdarzony Peruna siłą
Duszami ludzi innych zawładnąć
Lecz cóż by z tego wszystkiego przyszło
Skoro przy sobie nie miałem ciebie?
Zdeptałem ziele, co próżno kwitło -
Umilkło wszystko, świt stał na niebie ...
2011
Spojrzałem w ognisk gasnący popiół
I w las przed siebie powędrowałem
Serca na zawsze straciwszy spokój
Niczym mi były ciemne mokradła
Niczym ostępy i bagna grząskie
Gdzie już niejedna dusza przepadła
Zgubnie wiedziona przez złe utopce
Już mi nic zrobić nie mogły duchy
Bo żywy byłem tylko w połowie
Źle mi wypadły kupalne wróżby -
Przeklęły zioła, woda i ogień
I tak zaszedłem na mroczne wzgórze
Gdzie pośród chaszczy wyły potwory
Ofiarę widząc w nocnym intruzie
Co dla sił złego nie miał pokory
Chociaż krzyczały, kąsały strzygi
Skowyt piekielny krew w żyłach mroził
Dojrzałem ognik na szczycie nikły -
Tak, to kwiat nocą zakwitł paproci
Sięgnąć po niego ręką starczyło
By zdobyć mądrość, władzę, bogactwo
I obdarzony Peruna siłą
Duszami ludzi innych zawładnąć
Lecz cóż by z tego wszystkiego przyszło
Skoro przy sobie nie miałem ciebie?
Zdeptałem ziele, co próżno kwitło -
Umilkło wszystko, świt stał na niebie ...
2011
wtorek, 21 czerwca 2011
Noc kupały - cz. 1.
Słońce nie chciało zajść za horyzont
Na godzin kilka nocy ustąpić
Lecz kiedy promień ostatni zginął
Panny nad rzekę wianki zaniosły
Ognie spłynęły z nurtem wśród kwiecia
Niepokój w ciemność niosąc serc młodych
Z nimi płonęła chłopców nadzieja
Że im się uda wianki wyłowić
Zdobycze pannom przynieśli chłopcy
Chwycili drżące dłonie dziewczynom
Sam pozostałem, szukając w nocy
Twojego wianka, co w trzcinie zginął
I chociaż kilku chciało go znaleźć
Wkrótce wrócili do innych dziewcząt
Ja się w staraniach nie poddawałem
Bo tylko z tobą mogę być jedną
Minęła północ, zabawy ścichły
Już patrzeć łuny na wschodzie jasnej
Przybiegłem wianek niosąc, szczęśliwy
Ale nad rzeką cię nie znalazłem
2011
Na godzin kilka nocy ustąpić
Lecz kiedy promień ostatni zginął
Panny nad rzekę wianki zaniosły
Ognie spłynęły z nurtem wśród kwiecia
Niepokój w ciemność niosąc serc młodych
Z nimi płonęła chłopców nadzieja
Że im się uda wianki wyłowić
Zdobycze pannom przynieśli chłopcy
Chwycili drżące dłonie dziewczynom
Sam pozostałem, szukając w nocy
Twojego wianka, co w trzcinie zginął
I chociaż kilku chciało go znaleźć
Wkrótce wrócili do innych dziewcząt
Ja się w staraniach nie poddawałem
Bo tylko z tobą mogę być jedną
Minęła północ, zabawy ścichły
Już patrzeć łuny na wschodzie jasnej
Przybiegłem wianek niosąc, szczęśliwy
Ale nad rzeką cię nie znalazłem
2011
poniedziałek, 20 czerwca 2011
Żegnaj, wiosno
Żegnaj, wiosno, chociaż młoda
I niewinna jeszcze jesteś
Hartowana w marca chłodach
Przeganiana śniegiem z deszczem
Broniąc strzępów ciepła w sobie
Zasłaniałaś się przed wiatrem
Kradłaś słońcu każdy promień
W zimnej walce o przetrwanie
Pierś dziewczęcą miałaś jędrną
Dzikość w ustach, w udach twardość
Wygłodniała pierwszych pieszczot
Kryłaś oczu niedojrzałość
Z nowym rankiem rosłaś w siłę
Płacąc za to gorączkami
To się deszczem zanosiłaś
To miotałaś się burzami
Byłaś, pani moja, zmienna
Neurotyczna i drażliwa
Jeszcze dobrze nie okrzepłaś
Już w upałach się rozpływasz
Teraz tłuste lato przyjdzie
W dojrzałości rozpasane
Delikatność w słońcu zniknie
Obfitością pierś opadnie
Tyle zawsze czekać trzeba
Nim się coś pięknego trafi
Odrobinę zazna ciepła
Żeby zaraz wszystko stracić ...
Żegnaj, wiosno moja słodka
Przez śmierć wzięta w kwiecie wieku
Może kiedyś znów cię spotkam
Żegnaj, w wiośnie życia swego
2010
I niewinna jeszcze jesteś
Hartowana w marca chłodach
Przeganiana śniegiem z deszczem
Broniąc strzępów ciepła w sobie
Zasłaniałaś się przed wiatrem
Kradłaś słońcu każdy promień
W zimnej walce o przetrwanie
Pierś dziewczęcą miałaś jędrną
Dzikość w ustach, w udach twardość
Wygłodniała pierwszych pieszczot
Kryłaś oczu niedojrzałość
Z nowym rankiem rosłaś w siłę
Płacąc za to gorączkami
To się deszczem zanosiłaś
To miotałaś się burzami
Byłaś, pani moja, zmienna
Neurotyczna i drażliwa
Jeszcze dobrze nie okrzepłaś
Już w upałach się rozpływasz
Teraz tłuste lato przyjdzie
W dojrzałości rozpasane
Delikatność w słońcu zniknie
Obfitością pierś opadnie
Tyle zawsze czekać trzeba
Nim się coś pięknego trafi
Odrobinę zazna ciepła
Żeby zaraz wszystko stracić ...
Żegnaj, wiosno moja słodka
Przez śmierć wzięta w kwiecie wieku
Może kiedyś znów cię spotkam
Żegnaj, w wiośnie życia swego
2010
niedziela, 19 czerwca 2011
Umarli tańczą - cz. 5.
Lecz oto jeszcze inna dziewczyna
Władać zaczęła jego oczyma
I szczęście poczuł widząc tę postać,
Jakby z kochanką miał wnet się spotkać.
Tak niemożliwe się wypełniło -
Znalazł straconą przed laty miłość!
Jak dawno temu, tak przed nim stała,
W blasku księżyca i w szatach biała,
Uśmiech anielski miała na twarzy -
O niczym więcej nie mógł zamarzyć.
W niepamięć poszły wszystkie cierpienia,
Wróciły stare szczęścia wspomnienia.
Zrozumiał w jednej euforii chwili,
Że jego miejsce między zmarłymi,
Że tak, jak oni chce tańczyć w szczęściu,
W tym najwspanialszym ze wszystkich miejscu.
Kiedy odnalazł straconą miłość,
Los mu jej żadną nie wydrze siłą -
I na umarłych wkroczył polanę,
Aby dołączyć do ukochanej,
W tańcu radosnym wziąć ją w ramiona,
Wiedząc, że śmierć już ich nie pokona ...
Rankiem znaleźli mężczyzny ciało -
Nożem przecięte przeguby miało,
Lecz nie zastygła twarz w przerażeniu,
A zamiast śladów w niej po cierpieniu -
Uśmiech, którego zgon nie wymazał,
W oczach zamglonych szczęścia ekstaza ...
2011
Władać zaczęła jego oczyma
I szczęście poczuł widząc tę postać,
Jakby z kochanką miał wnet się spotkać.
Tak niemożliwe się wypełniło -
Znalazł straconą przed laty miłość!
Jak dawno temu, tak przed nim stała,
W blasku księżyca i w szatach biała,
Uśmiech anielski miała na twarzy -
O niczym więcej nie mógł zamarzyć.
W niepamięć poszły wszystkie cierpienia,
Wróciły stare szczęścia wspomnienia.
Zrozumiał w jednej euforii chwili,
Że jego miejsce między zmarłymi,
Że tak, jak oni chce tańczyć w szczęściu,
W tym najwspanialszym ze wszystkich miejscu.
Kiedy odnalazł straconą miłość,
Los mu jej żadną nie wydrze siłą -
I na umarłych wkroczył polanę,
Aby dołączyć do ukochanej,
W tańcu radosnym wziąć ją w ramiona,
Wiedząc, że śmierć już ich nie pokona ...
Rankiem znaleźli mężczyzny ciało -
Nożem przecięte przeguby miało,
Lecz nie zastygła twarz w przerażeniu,
A zamiast śladów w niej po cierpieniu -
Uśmiech, którego zgon nie wymazał,
W oczach zamglonych szczęścia ekstaza ...
2011
sobota, 18 czerwca 2011
Umarli tańczą - cz. 4.
Ujrzał przed sobą polanę jasną
Jakby ukradła blask wszystkim gwiazdom,
Na której księżyc światłem oplatał
Postacie w bielszych od śniegu szatach.
Spokój ogarnął nagle go błogi,
Czuł, jak do ziemi przyrosły nogi.
A oni lekko pląsali w bieli
Jakby nad trawą nisko płynęli
I szczęście mieli na młodych twarzach,
Które po śmierci czas poodmładzał.
Radość z ich oczu biła niebieska -
Poczuł, że pragnie z nimi zamieszkać,
Odzyskać spokój, który mu ziemia
Skradła, nurzając w rzece cierpienia,
Śląc los, co kąsał, niczym zwierz wściekły -
A wtedy z oczu łzy mu pociekły.
I ujrzał poprzez oczy zaszklone
Twarze umarłych dziwnie znajome.
Nie, musi umysł mamić zamglony -
Oto rozpoznał przez śmierć straconych!
Babcia - dzieciństwa wróżka wspaniała -
Ona go tylko z kobiet kochała
I zamieniła gorącym sercem
W baśni krainę lata dziecięce.
Uśmiech tak czuły miała jak dawniej,
Na pięknej twarzy zaś zmarszczki żadnej.
Wróciła szczęście dziecka polana -
Weź mnie ze sobą, babciu kochana!
Lecz oto inna kobieta w pląsach -
Zda się znajoma, choć wpierw nie poznał.
Tak, w twarz na zdjęciu patrzył tę samą -
W końcu spotkałem cię, moja mamo!
Jeszcze piękniejsza jesteś tej nocy,
Jakby los śmiercią cię nie zaskoczył.
Chociaż odeszłaś z moim nadejściem,
Czułem cię długo przy sobie jeszcze,
Aż gdzieś znękany bólem dalece
Przestałem wierzyć twojej opiece.
Tyle przeżyłem, ciebie nie znając -
Chcę już być z tobą, najdroższa mamo!
2011
Jakby ukradła blask wszystkim gwiazdom,
Na której księżyc światłem oplatał
Postacie w bielszych od śniegu szatach.
Spokój ogarnął nagle go błogi,
Czuł, jak do ziemi przyrosły nogi.
A oni lekko pląsali w bieli
Jakby nad trawą nisko płynęli
I szczęście mieli na młodych twarzach,
Które po śmierci czas poodmładzał.
Radość z ich oczu biła niebieska -
Poczuł, że pragnie z nimi zamieszkać,
Odzyskać spokój, który mu ziemia
Skradła, nurzając w rzece cierpienia,
Śląc los, co kąsał, niczym zwierz wściekły -
A wtedy z oczu łzy mu pociekły.
I ujrzał poprzez oczy zaszklone
Twarze umarłych dziwnie znajome.
Nie, musi umysł mamić zamglony -
Oto rozpoznał przez śmierć straconych!
Babcia - dzieciństwa wróżka wspaniała -
Ona go tylko z kobiet kochała
I zamieniła gorącym sercem
W baśni krainę lata dziecięce.
Uśmiech tak czuły miała jak dawniej,
Na pięknej twarzy zaś zmarszczki żadnej.
Wróciła szczęście dziecka polana -
Weź mnie ze sobą, babciu kochana!
Lecz oto inna kobieta w pląsach -
Zda się znajoma, choć wpierw nie poznał.
Tak, w twarz na zdjęciu patrzył tę samą -
W końcu spotkałem cię, moja mamo!
Jeszcze piękniejsza jesteś tej nocy,
Jakby los śmiercią cię nie zaskoczył.
Chociaż odeszłaś z moim nadejściem,
Czułem cię długo przy sobie jeszcze,
Aż gdzieś znękany bólem dalece
Przestałem wierzyć twojej opiece.
Tyle przeżyłem, ciebie nie znając -
Chcę już być z tobą, najdroższa mamo!
2011
piątek, 17 czerwca 2011
Umarli tańczą - cz. 3.
Noc zawładnęła ziemią zupełnie,
Księżyc w srebrzystą roztył się pełnię,
A on wyruszył ku śmierci pieszo -
Za wieś, przez pola, na cmentarz ścieżką,
Lecz choć nóż błyszczał blaskiem księżyca,
Coś nie dawało pozbyć się życia
I gdy na przegub ostrze przykładał,
Czuł jak jest ciężko odejść ze świata.
Tak się u bramy śmierci wahając
Znalazł się nocą na wzgórza skraju.
I czy zapomniał przestróg w rozpaczy,
Czy postanowił umrzeć inaczej -
Ruszył pod górę, gdzie pośród pełni
Miał się rytuał spełniać tajemny.
Wszystko mu jedno już wtedy było -
Wierzył, że wkrótce odnajdzie miłość,
Lecz nim się przyjdzie pożegnać z życiem
Pozna ostatnią w nim tajemicę.
Ukrył się w krzakach, cicho czekając,
Czy się okaże, że rację mają
Ludzie mówiący, że tu się nocą
Zmarli misterium odprawiać schodzą.
2011
Księżyc w srebrzystą roztył się pełnię,
A on wyruszył ku śmierci pieszo -
Za wieś, przez pola, na cmentarz ścieżką,
Lecz choć nóż błyszczał blaskiem księżyca,
Coś nie dawało pozbyć się życia
I gdy na przegub ostrze przykładał,
Czuł jak jest ciężko odejść ze świata.
Tak się u bramy śmierci wahając
Znalazł się nocą na wzgórza skraju.
I czy zapomniał przestróg w rozpaczy,
Czy postanowił umrzeć inaczej -
Ruszył pod górę, gdzie pośród pełni
Miał się rytuał spełniać tajemny.
Wszystko mu jedno już wtedy było -
Wierzył, że wkrótce odnajdzie miłość,
Lecz nim się przyjdzie pożegnać z życiem
Pozna ostatnią w nim tajemicę.
Ukrył się w krzakach, cicho czekając,
Czy się okaże, że rację mają
Ludzie mówiący, że tu się nocą
Zmarli misterium odprawiać schodzą.
2011
czwartek, 16 czerwca 2011
Umarli tańczą - cz. 2.
Był też mężczyzna, który za młodu
Złożyć najdroższą musiał do grobu
I choć utracił wszystko, co kochał,
Los go na ziemskich zostawił drogach.
Cierpiał samotnie przez lata długie,
Aż szansę dostał na życie drugie -
Związał się wtedy z inną dziewczyną,
Bo wstecz wciąż patrząc, z tęsknoty ginął.
Łudził się, biedak, że znajdzie szczęście
I były takie lata ich pierwsze,
Choć nie zapomniał pierwszej miłości,
Nocą wędrując ścieżką przeszłości.
A gdy go gorycz zdrady dotknęła,
Zrozumiał - jeden raz się umiera,
Miłość raz jeden żyje, jak człowiek -
Kiedy odchodzi, też trzeba odejść.
Więc postanowił, że świat opuści -
Gdzieś ta jedyna przecież być musi,
Skoro odeszła do świata zmarłych,
Trzeba też znaleźć się w świecie tamtym.
Wypił butelkę wina wieczorem,
By mieć odwagę na drugą stronę
Przejść i bolesną zakończyć drogę,
Nóż chwycił ostry i w ciemność pobiegł.
2011
Złożyć najdroższą musiał do grobu
I choć utracił wszystko, co kochał,
Los go na ziemskich zostawił drogach.
Cierpiał samotnie przez lata długie,
Aż szansę dostał na życie drugie -
Związał się wtedy z inną dziewczyną,
Bo wstecz wciąż patrząc, z tęsknoty ginął.
Łudził się, biedak, że znajdzie szczęście
I były takie lata ich pierwsze,
Choć nie zapomniał pierwszej miłości,
Nocą wędrując ścieżką przeszłości.
A gdy go gorycz zdrady dotknęła,
Zrozumiał - jeden raz się umiera,
Miłość raz jeden żyje, jak człowiek -
Kiedy odchodzi, też trzeba odejść.
Więc postanowił, że świat opuści -
Gdzieś ta jedyna przecież być musi,
Skoro odeszła do świata zmarłych,
Trzeba też znaleźć się w świecie tamtym.
Wypił butelkę wina wieczorem,
By mieć odwagę na drugą stronę
Przejść i bolesną zakończyć drogę,
Nóż chwycił ostry i w ciemność pobiegł.
2011
środa, 15 czerwca 2011
Umarli tańczą - cz. 1.
Na skraju lasu, gdzie ścieżka kręta,
Wiedzie wśród chaszczy na stary cmentarz,
Daleko za wsią - jest pewne wzgórze -
Nocą się boją chodzić tam ludzie.
Na wzgórzu - mówią - ucztują zmarli,
Zabłąkanego los wtedy marny -
Ponoć, kto świadkiem był ich zebrania,
Nigdy nie dotrwał żywy do rana,
Zwłoki leżące rankiem wśród krzaków
Twarz wykrzywioną miały ze strachu,
I w przerażeniu rozwarte oczy,
Jakby ujrzały diabła po nocy.
Kto zaś w pobliżu przechodził wzgórza,
Patrząc tam, jeśli cokolwiek ujrzał,
Biegiem, w popłochu wracał do domu
I nic powiedzieć nie mógł nikomu,
Jakby mu pamięć całkiem odjęto
I w noc tę siwy stawał się jedną.
Tylko niektórzy dawali słowo,
Że gdy z daleka w noc księżycową
Patrzeli w stronę wzgórza pod lasem,
Gdzieś w krzakach postać mignęła czasem,
A wtedy nagle strach krew im mroził,
Że aż odwrócić musieli oczy.
Tak tkwią w domysłach zlęknieni ludzie,
A wciąż zagadką jest dla nich wzgórze.
2011
Wiedzie wśród chaszczy na stary cmentarz,
Daleko za wsią - jest pewne wzgórze -
Nocą się boją chodzić tam ludzie.
Na wzgórzu - mówią - ucztują zmarli,
Zabłąkanego los wtedy marny -
Ponoć, kto świadkiem był ich zebrania,
Nigdy nie dotrwał żywy do rana,
Zwłoki leżące rankiem wśród krzaków
Twarz wykrzywioną miały ze strachu,
I w przerażeniu rozwarte oczy,
Jakby ujrzały diabła po nocy.
Kto zaś w pobliżu przechodził wzgórza,
Patrząc tam, jeśli cokolwiek ujrzał,
Biegiem, w popłochu wracał do domu
I nic powiedzieć nie mógł nikomu,
Jakby mu pamięć całkiem odjęto
I w noc tę siwy stawał się jedną.
Tylko niektórzy dawali słowo,
Że gdy z daleka w noc księżycową
Patrzeli w stronę wzgórza pod lasem,
Gdzieś w krzakach postać mignęła czasem,
A wtedy nagle strach krew im mroził,
Że aż odwrócić musieli oczy.
Tak tkwią w domysłach zlęknieni ludzie,
A wciąż zagadką jest dla nich wzgórze.
2011
wtorek, 14 czerwca 2011
NOTES 23 - Żółw
Jestem żółwiem nieborakiem
Żyję nudno i ospale
Nie mam innych zwierząt zalet
Kto by chciał być gadem takim?
Żebra w pancerz mi się zrosły
Który ciąży mi okrutnie
Żółw ma takie oczy smutne
Kryty łuską, szorstki, oschły
Lecz ja szybkim być nie muszę -
Pancerz chroni doskonale
Żyję z wszystkich was najdłużej
Świetnie się przystosowałem
Będę żył, gdy wymrą ludzie
I reliktem pozostanę
2011
Żyję nudno i ospale
Nie mam innych zwierząt zalet
Kto by chciał być gadem takim?
Żebra w pancerz mi się zrosły
Który ciąży mi okrutnie
Żółw ma takie oczy smutne
Kryty łuską, szorstki, oschły
Lecz ja szybkim być nie muszę -
Pancerz chroni doskonale
Żyję z wszystkich was najdłużej
Świetnie się przystosowałem
Będę żył, gdy wymrą ludzie
I reliktem pozostanę
2011
poniedziałek, 13 czerwca 2011
NOTES 22 - Córki
Pierwsza - bojaźliwa nieco
Rozgadana i nerwowa
Lubi tańczyć i matkować
Przytulana być jak dziecko
Druga to iskierka żywa
Łobuz, łasuch i chłopczyca
Uśmiech zwykle ma w źrenicach
Chociaż czasem jest złośliwa
Nieraz myślę, że by łatwiej
Was nie mając żyć mi było
I opuścić waszą matkę
Może dawno już bym zginął
Lub na dnie gdzieś został wrakiem
Gdyby nie ta wasza miłość ...
2011
Rozgadana i nerwowa
Lubi tańczyć i matkować
Przytulana być jak dziecko
Druga to iskierka żywa
Łobuz, łasuch i chłopczyca
Uśmiech zwykle ma w źrenicach
Chociaż czasem jest złośliwa
Nieraz myślę, że by łatwiej
Was nie mając żyć mi było
I opuścić waszą matkę
Może dawno już bym zginął
Lub na dnie gdzieś został wrakiem
Gdyby nie ta wasza miłość ...
2011
niedziela, 12 czerwca 2011
Aleja samobójców - cz. 2.
Tu - zraniony chłopak
Przez próżność dziewczyny
Nie chciał więcej kochać
Podciął sobie żyły
Ktoś ją za lat kilka
Rzucił z dzieckiem razem
Udusiwszy synka
Otruła się gazem
Po latach mu żonę
Los rakiem naznaczył
Leki znalezione
Połknęła w rozpaczy
Córka ich jedyna
Przez księdza skrzywdzona
Świat ten opuściła
Skacząc do jeziora
Zagryzła mąk zmora
Ojca bez rodziny
Kładąc się na torach
Poszedł w ślad za nimi
Z diabłem w lędźwiach swoich
Ksiądz w walce przegrany
W klęski zabił dzwony
Kiedy zawisł na nich
Przeklęty poeta
Z pijacką historią
Serce bólem przetarł
Wyskoczył przez okno
* * * *
Złamani cierpieniem
Wyzuci z nadziei
Znaleźli schronienie
W przeklętej alei
Ciało tak przy ciele
Na cmentarza skraju
Chwast im groby ściele
Skowronki śpiewają
Pod jeżyną dziką
Krzakiem bzu, w pokrzywach
Ścieżka bez pomników
Tajemnice skrywa ...
2011
Przez próżność dziewczyny
Nie chciał więcej kochać
Podciął sobie żyły
Ktoś ją za lat kilka
Rzucił z dzieckiem razem
Udusiwszy synka
Otruła się gazem
Po latach mu żonę
Los rakiem naznaczył
Leki znalezione
Połknęła w rozpaczy
Córka ich jedyna
Przez księdza skrzywdzona
Świat ten opuściła
Skacząc do jeziora
Zagryzła mąk zmora
Ojca bez rodziny
Kładąc się na torach
Poszedł w ślad za nimi
Z diabłem w lędźwiach swoich
Ksiądz w walce przegrany
W klęski zabił dzwony
Kiedy zawisł na nich
Przeklęty poeta
Z pijacką historią
Serce bólem przetarł
Wyskoczył przez okno
* * * *
Złamani cierpieniem
Wyzuci z nadziei
Znaleźli schronienie
W przeklętej alei
Ciało tak przy ciele
Na cmentarza skraju
Chwast im groby ściele
Skowronki śpiewają
Pod jeżyną dziką
Krzakiem bzu, w pokrzywach
Ścieżka bez pomników
Tajemnice skrywa ...
2011
sobota, 11 czerwca 2011
Aleja samobójców - cz. 1.
Pod jeżyną dziką
Krzakiem bzu, w pokrzywach
Ścieżka bez pomników
Tajemnice skrywa
Gdzie cmentarne płoty
Kończą bieg w zaroślach
Nie ma liter złotych
Błyszczących od słońca
Studnia z martwym wałem
Bluszczem opleciona
I krzyże spróchniałe
Z pająkiem w ramionach
Wśród zwiędłych irysów
I wygasłych zniczy
Rdzewiejący Chrystus
Kona jeszcze ciszej
Gaśnie blask nadziei
Dla skłóconych z życiem
W ostatniej alei
Złożonych we wstydzie
* * * *
2011
Krzakiem bzu, w pokrzywach
Ścieżka bez pomników
Tajemnice skrywa
Gdzie cmentarne płoty
Kończą bieg w zaroślach
Nie ma liter złotych
Błyszczących od słońca
Studnia z martwym wałem
Bluszczem opleciona
I krzyże spróchniałe
Z pająkiem w ramionach
Wśród zwiędłych irysów
I wygasłych zniczy
Rdzewiejący Chrystus
Kona jeszcze ciszej
Gaśnie blask nadziei
Dla skłóconych z życiem
W ostatniej alei
Złożonych we wstydzie
* * * *
2011
piątek, 10 czerwca 2011
Dziwki zmieniają rewiry
Zanim niosąc gruby portfel
Klient przyjdzie wybrać towar
Trzeba znaleźć miejsce nowe
Starą gębę przypudrować
Rośnie wokół konkurencja -
Tamtych nie chcą, u tych branie
Gdy się dobre zajmie miejsca
Można łowy mieć udane
Klient łatwo się pogubi
Sprytnym dziwkom da zarobić
Nie wie bowiem, frajer głupi
Że jest ważne, gdzie się stoi
Kiedyś jedna z lewej stała
Mając po tej stronie serce
By uboższym taniej dawać -
Dziś półdarmo robić nie chce
Liberalna się zrobiła -
Takie teraz przyszły mody -
Z bogatymi gdy się trzyma
Można niezłe kręcić lody
Wśród spraw ważnych drugiej dziwki
Jedna była najważniejsza ...
Łatwo się przekonań wyzbyć
Gdy dobrego chce się miejsca
Spadły grupy notowania
W której dotąd była hersztem
A że dalej chce być brana
To znalazła nowe miejsce
Wzięcie mają te z paltformy
Więc się dobrze wepchnąć na nią
Byle dostać rewir dobry
I pozycję dobrą zająć
I nie ważne, gdzie się było
Co się chciało robić kiedyś -
Gdy się toczy gra o przyszłość
Wtedy ważni są klienci
Tak się dziwki wymieniają -
Tępy klient wszystko kupi
By się jego kasą zająć
Trzeba najpierw dawać dupy
2011
Klient przyjdzie wybrać towar
Trzeba znaleźć miejsce nowe
Starą gębę przypudrować
Rośnie wokół konkurencja -
Tamtych nie chcą, u tych branie
Gdy się dobre zajmie miejsca
Można łowy mieć udane
Klient łatwo się pogubi
Sprytnym dziwkom da zarobić
Nie wie bowiem, frajer głupi
Że jest ważne, gdzie się stoi
Kiedyś jedna z lewej stała
Mając po tej stronie serce
By uboższym taniej dawać -
Dziś półdarmo robić nie chce
Liberalna się zrobiła -
Takie teraz przyszły mody -
Z bogatymi gdy się trzyma
Można niezłe kręcić lody
Wśród spraw ważnych drugiej dziwki
Jedna była najważniejsza ...
Łatwo się przekonań wyzbyć
Gdy dobrego chce się miejsca
Spadły grupy notowania
W której dotąd była hersztem
A że dalej chce być brana
To znalazła nowe miejsce
Wzięcie mają te z paltformy
Więc się dobrze wepchnąć na nią
Byle dostać rewir dobry
I pozycję dobrą zająć
I nie ważne, gdzie się było
Co się chciało robić kiedyś -
Gdy się toczy gra o przyszłość
Wtedy ważni są klienci
Tak się dziwki wymieniają -
Tępy klient wszystko kupi
By się jego kasą zająć
Trzeba najpierw dawać dupy
2011
czwartek, 9 czerwca 2011
Piosenka Kasi
Słyszę deszcz, gdy lekko kapie
Spada wraz ze wspomnieniami
Miękko, ciepło i wytrwale
Puka w dach i moje ściany
I ze schronu myśli moich
Poprzez okna oczu patrzę
Za ulice mokre - w strony
Gdzie zostanie serce zawsze
Umysł mój jest rozproszony
Myśli mile stąd szybują
Leżą z tobą, gdyś uśpiona
Na dzień dobry cię całują
Próżno się z piosenką mierzę
Nie wiem, po co czas marnuję
Pisząc to, w co sam nie wierzę
Słowa drą się, nie rymują
Widzisz więc, zwątpienie moje
W to, co prawdą było wcześniej
Bez przekonań, sam tu stoję
Tylko ty mi prawdą jesteś
Patrząc, jak swe ścieżki krople
Plotą, nim strudzone spłyną
Jestem jak ten deszcz za oknem -
Za twój wdzięk gotowy zginąć
2011
swobodne tłumaczenie z: Simon&Garfunkel
Spada wraz ze wspomnieniami
Miękko, ciepło i wytrwale
Puka w dach i moje ściany
I ze schronu myśli moich
Poprzez okna oczu patrzę
Za ulice mokre - w strony
Gdzie zostanie serce zawsze
Umysł mój jest rozproszony
Myśli mile stąd szybują
Leżą z tobą, gdyś uśpiona
Na dzień dobry cię całują
Próżno się z piosenką mierzę
Nie wiem, po co czas marnuję
Pisząc to, w co sam nie wierzę
Słowa drą się, nie rymują
Widzisz więc, zwątpienie moje
W to, co prawdą było wcześniej
Bez przekonań, sam tu stoję
Tylko ty mi prawdą jesteś
Patrząc, jak swe ścieżki krople
Plotą, nim strudzone spłyną
Jestem jak ten deszcz za oknem -
Za twój wdzięk gotowy zginąć
2011
swobodne tłumaczenie z: Simon&Garfunkel
środa, 8 czerwca 2011
Przyjdzie w kwietniu
W kwietniu przyjdzie niespodzianie
Gdy wypełni deszcz strumienie
W maju ze mną pozostanie
Znów dam z ramion jej schronienie
W czerwcu nastrój swój odmieni
Krążąc w nocy niespokojnie
W lipcu nagle w dal odleci
Nawet mnie nie powiadomi
Umrzeć musi ona w sierpniu
Jesień przyda chłodu wiatrom
Wspomnę miłość tę we wrześniu
Niegdyś młodą, teraz starą
2011
tłumaczenie z: Simon&Garfunkel
Gdy wypełni deszcz strumienie
W maju ze mną pozostanie
Znów dam z ramion jej schronienie
W czerwcu nastrój swój odmieni
Krążąc w nocy niespokojnie
W lipcu nagle w dal odleci
Nawet mnie nie powiadomi
Umrzeć musi ona w sierpniu
Jesień przyda chłodu wiatrom
Wspomnę miłość tę we wrześniu
Niegdyś młodą, teraz starą
2011
tłumaczenie z: Simon&Garfunkel
wtorek, 7 czerwca 2011
Credo - cz. 3.
Miłość mi nie dała szczęścia
Lecz ja wierzę w obie panie -
Pamięć pierwszej mnie napędza
Drugą - tamtej jest spotkanie
Wierzę w uczuć swoich siłę
W to co boli krew mi burzy
Wierzę że jak mgła przeminę
By nie męczyć oczu dłużej
Wierzę w obraz jej w pamięci
Że mnie może widzieć słyszeć
Wierzę że jest blisko szczęście
Niedaleko - coraz bliżej ...
Wierzę w gwiazdy w noc spokojną
Z ukrytymi w nich myślami
W siłę którą ma samotność
Kiedy chroni mnie przed wami
2011
Lecz ja wierzę w obie panie -
Pamięć pierwszej mnie napędza
Drugą - tamtej jest spotkanie
Wierzę w uczuć swoich siłę
W to co boli krew mi burzy
Wierzę że jak mgła przeminę
By nie męczyć oczu dłużej
Wierzę w obraz jej w pamięci
Że mnie może widzieć słyszeć
Wierzę że jest blisko szczęście
Niedaleko - coraz bliżej ...
Wierzę w gwiazdy w noc spokojną
Z ukrytymi w nich myślami
W siłę którą ma samotność
Kiedy chroni mnie przed wami
2011
poniedziałek, 6 czerwca 2011
Credo - cz. 2.
Wierzę w kogoś kto w takiego
Się zamienić mi pozwolił
Że zabawką w rękach jego
Jestem - chociaż wbrew mej woli
Mocna we mnie wiara w ludzi
Beznadziejny pęd ku zgubie
Że bezmyślność wielu łudzi
Mózg jest zbędny tłuszczy głupiej
Wierzę w świata zagubienie
W samobójczą siebie pewność
W niepotrzebne mu sumienie
Wierzę że nadejdzie piekło
Wierzę - mimo pustki wokół -
Że iść warto swoją drogą
Słyszeć siebie w każdym kroku
I za wolność płacić drogo
2011
Się zamienić mi pozwolił
Że zabawką w rękach jego
Jestem - chociaż wbrew mej woli
Mocna we mnie wiara w ludzi
Beznadziejny pęd ku zgubie
Że bezmyślność wielu łudzi
Mózg jest zbędny tłuszczy głupiej
Wierzę w świata zagubienie
W samobójczą siebie pewność
W niepotrzebne mu sumienie
Wierzę że nadejdzie piekło
Wierzę - mimo pustki wokół -
Że iść warto swoją drogą
Słyszeć siebie w każdym kroku
I za wolność płacić drogo
2011
niedziela, 5 czerwca 2011
Credo - cz. 1.
Więc wyzbyty wiary jestem?
W czarnowidztwie pogrążony
Skreślam boga jednym gestem
Mroczne zwiedzam życia strony
Utraciłem wiarę w życie
W miłość szczęście słowa proste
W to że świat wie dokąd idzie
I że jakiś sens ma postęp
Więc wątpicie w moją wiarę -
Jestem słaby i żałosny
Gdzieś nadzieję postradałem
W czerń się kryjąc godzin nocnych
Wielką wiarę w sobie trzymam -
Przez nią tylko żyję jeszcze
Na świat patrzę jej oczyma
Nie zostało mi nic więcej
2011
W czarnowidztwie pogrążony
Skreślam boga jednym gestem
Mroczne zwiedzam życia strony
Utraciłem wiarę w życie
W miłość szczęście słowa proste
W to że świat wie dokąd idzie
I że jakiś sens ma postęp
Więc wątpicie w moją wiarę -
Jestem słaby i żałosny
Gdzieś nadzieję postradałem
W czerń się kryjąc godzin nocnych
Wielką wiarę w sobie trzymam -
Przez nią tylko żyję jeszcze
Na świat patrzę jej oczyma
Nie zostało mi nic więcej
2011
sobota, 4 czerwca 2011
Przylądek strachu
W jezioro mroku wdarty skrawek ziemi
Od reszty świata odciął go las śmierci
Miejsce to wszyscy bogowie przeklęli
By w nim ginęli przez bogów przeklęci
Piekielne wichry wstrząsają przylądkiem
W huku piorunów brzegi szarpie fala
Strzygi żarłoczne mrużą ślepia wąskie
Złowrogi księżyc przygląda się z dala
Łódź dnem do góry butwieje w szuwarach
Przegniłe deski szczerzą kły w pomoście
Ruina chaty w pokrzywach schowana
Dawnych mieszkańców bieleją w niej kości
Przeraża serce mroczne uroczysko
Zimnego potu spływa kropla z czoła
Otwieram oczy - rozpływa się wszystko
Tylko głos jakiś z przylądku wciąż woła ...
2011
Od reszty świata odciął go las śmierci
Miejsce to wszyscy bogowie przeklęli
By w nim ginęli przez bogów przeklęci
Piekielne wichry wstrząsają przylądkiem
W huku piorunów brzegi szarpie fala
Strzygi żarłoczne mrużą ślepia wąskie
Złowrogi księżyc przygląda się z dala
Łódź dnem do góry butwieje w szuwarach
Przegniłe deski szczerzą kły w pomoście
Ruina chaty w pokrzywach schowana
Dawnych mieszkańców bieleją w niej kości
Przeraża serce mroczne uroczysko
Zimnego potu spływa kropla z czoła
Otwieram oczy - rozpływa się wszystko
Tylko głos jakiś z przylądku wciąż woła ...
2011
piątek, 3 czerwca 2011
Wirus
Mówią że nie znałem ciebie tak naprawdę
I wyobrażenie uwielbiałem tylko
Byłaś myśli moich fałszywym zwierciadłem
Marzeń nieśmiałego chłopaka boginką
Wszystkie namiętności młodzieńcze pragnienia
Duszy niespokojnej szalone porywy
Oprawiłem w ramy twojego imienia
W twej wepchnąłem kształty cielesnej pokrywy
Jednak wiem że wielkim to co czułem było
Nie każdy tak umie płonąć nieprzytomnie
Co chcą mogą mówić - wierzę że to miłość
I że będziesz zawsze należeć już do mnie
Kilka lat szczenięcych wzajemności miraż -
Mówili - wyrośniesz z choroby dziecięcej -
Żadna mnie kobieta z niej nie wyleczyła
Wirus wam niegroźny - ja wciąż chory jestem
2011
I wyobrażenie uwielbiałem tylko
Byłaś myśli moich fałszywym zwierciadłem
Marzeń nieśmiałego chłopaka boginką
Wszystkie namiętności młodzieńcze pragnienia
Duszy niespokojnej szalone porywy
Oprawiłem w ramy twojego imienia
W twej wepchnąłem kształty cielesnej pokrywy
Jednak wiem że wielkim to co czułem było
Nie każdy tak umie płonąć nieprzytomnie
Co chcą mogą mówić - wierzę że to miłość
I że będziesz zawsze należeć już do mnie
Kilka lat szczenięcych wzajemności miraż -
Mówili - wyrośniesz z choroby dziecięcej -
Żadna mnie kobieta z niej nie wyleczyła
Wirus wam niegroźny - ja wciąż chory jestem
2011
czwartek, 2 czerwca 2011
Studnia
Lubiłem często, dzieckiem jeszcze będąc
Świat swój budować nad studni krawędzią -
To spoglądałem w twarz na wody lustrze
Żeby ze strony tamtej kogoś ujrzeć
(Wtedy myślałem, że głęboko, na dnie
Jest siła jakaś, która życie kradnie
I że po ciemnej stronie wody tafli
Jest inne życie, którym żyją zmarli)
To znów krzyczałem, wsłuchując się w echo
I przerażała mnie głęboka ciemność
A innym razem, w dół ciskałem kamień
Patrząc jak tonąc, odchodzi w nieznane
Dzisiaj po świecie tamtym moim małym
Tylko wspomnienia niewinne zostały -
Wiem już, że mogę w tafli wody widzieć
Tylko własnego oblicza odbicie
Że jedne echo na mój krzyk odpowie
I nikt mi stamtąd znaku nie da słowem
I że nie znika w innym świecie kamień
Ale spoczywa gdzieś głęboko na dnie
Wciąż jednak studnię z lat dzieciństwa widzę
Czuję, że skrywa jakąś tajemnicę
Wierzę, że patrząc długo w ciemną wodę
Zobaczyć oczy twoje w toni mogę
I że gdy krzyknę, odpowiedzieć może
Czeluść ponura twoim ciepłym głosem
A gdy się rzucę w zimną studni otchłań
Po drugiej stronie żywą ciebie spotkam
Czasem myśl mroczna w chorej głowie dudni
Jak dawny kamień, wrzucony do studni ...
2011
Świat swój budować nad studni krawędzią -
To spoglądałem w twarz na wody lustrze
Żeby ze strony tamtej kogoś ujrzeć
(Wtedy myślałem, że głęboko, na dnie
Jest siła jakaś, która życie kradnie
I że po ciemnej stronie wody tafli
Jest inne życie, którym żyją zmarli)
To znów krzyczałem, wsłuchując się w echo
I przerażała mnie głęboka ciemność
A innym razem, w dół ciskałem kamień
Patrząc jak tonąc, odchodzi w nieznane
Dzisiaj po świecie tamtym moim małym
Tylko wspomnienia niewinne zostały -
Wiem już, że mogę w tafli wody widzieć
Tylko własnego oblicza odbicie
Że jedne echo na mój krzyk odpowie
I nikt mi stamtąd znaku nie da słowem
I że nie znika w innym świecie kamień
Ale spoczywa gdzieś głęboko na dnie
Wciąż jednak studnię z lat dzieciństwa widzę
Czuję, że skrywa jakąś tajemnicę
Wierzę, że patrząc długo w ciemną wodę
Zobaczyć oczy twoje w toni mogę
I że gdy krzyknę, odpowiedzieć może
Czeluść ponura twoim ciepłym głosem
A gdy się rzucę w zimną studni otchłań
Po drugiej stronie żywą ciebie spotkam
Czasem myśl mroczna w chorej głowie dudni
Jak dawny kamień, wrzucony do studni ...
2011
środa, 1 czerwca 2011
Kiedy znowu będę dzieckiem
Kiedy znowu będę dzieckiem
Na złe słowa zamknę serce
Śmiać się będę znacznie częściej
Nie zapłaczę nigdy więcej
Kiedy znowu będę dzieckiem
Być nim dłużej jeszcze zechcę
Chwytać życie w małe ręce
Księciem w szczęścia być królestwie
Kiedy znowu będę dzieckiem
Nie dorosnę nigdy więcej
Przed kochaniem skryję serce
Wbrew czasowi wstecz ucieknę
Ciebie też nie spotkam więcej
Żadna noc nie minie w męce
Zanim stanę się młodzieńcem
Sam na szyję powróz skręcę
2011
Na złe słowa zamknę serce
Śmiać się będę znacznie częściej
Nie zapłaczę nigdy więcej
Kiedy znowu będę dzieckiem
Być nim dłużej jeszcze zechcę
Chwytać życie w małe ręce
Księciem w szczęścia być królestwie
Kiedy znowu będę dzieckiem
Nie dorosnę nigdy więcej
Przed kochaniem skryję serce
Wbrew czasowi wstecz ucieknę
Ciebie też nie spotkam więcej
Żadna noc nie minie w męce
Zanim stanę się młodzieńcem
Sam na szyję powróz skręcę
2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)